Adam Dobrzyński: "Zasadą mojego muzycznego dziennikarstwa oraz prezentacji muzyki w radiowym eterze jako prezenter/dj jest wybrać to co najciekawsze…"

Ten tekst przeczytasz w ok. 17 minut
Adam Dobrzyński: Zasadą mojego muzycznego dziennikarstwa oraz prezentacji muzyki w radiowym eterze jako prezenterdj jest wybrać to co najciekawsze…
 fot. mat. prasowe

Rozmowa z Adamem Dobrzyńskim, radiowcem, dziennikarzem muzycznym z okazji Polskiego Dnia Radia

Spotykamy się w ważnym dla dziennikarzy radiowych Polskim Dniu Radia. Przy okazji, przyjmij najserdeczniejsze życzenia, a właśnie, czego w takim dniu najlepiej życzyć wszystkim Radiowcom? (śmiech przyp. red)

Dziękuję baaardzo. 17 lat na antenach Polskiego Radia, w radiowym eterze w ogóle dobre ponad 20 lat, ale liczę czas od podpisania pierwszej umowy. Wtedy szefem Redakcji Muzycznej (dzisiaj w większości stacji radiowych polikwidowanych lub połączonych z innymi redakcjami czy też „wchłoniętych” ) był dopiero co zmarły Marek Gaszyński.

Czego życzyć? Tego chyba bym jak najdłużej mógł robić to co robię teraz. Nie liczy się czas antenowy a możliwość dotarcia do słuchaczy. A jak jest od nich „zwrotka”, opinie pokroju, że nikt tak nie gra jak ja, że dzięki mnie odkrył ktoś jakiś album, artystę czy uwielbia mnie słuchać, takie opinie są dla mnie największą zapłatą i nagrodą zarazem.   „Sitko” mikrofonu uzależnia. Zdecydowanie. Życie poza radiowe istnieje? Nie chcę sprawdzać (śmiech przyp.red)

Od jakiegoś czasu, na naszych łamach polecamy Twoje audycje „Co nam w duszy gra” emitowane na antenie Polskiego Radia Dzieciom. Może cofnijmy się trochę w czasie. Opowiedz jak zaczęła się Twoja przygoda z radiem i skąd się wziął pomysł na autorską audycję właśnie w Polskim Radiu Dzieciom.

Moja przygoda z radiem zaczęła się od tego, że jeżdżąc z moim tatą autobusami w Warszawie, zawsze po szkole trafiałem na „Muzyczną jedynkę” w Programie Pierwszym Polskiego Radia.  To znaczy wtedy program ten nadawany od poniedziałku do piątku nosił nazwę „Magazyn Muzyczny Rytm”, w sobotę była lista przebojów, potem wybierano Radiową Piosenkę Tygodnia, Miesiąca i tak dalej. A potem jeszcze tata podrzucił mi jakoś w 1984 czy 1985 roku hasło Lista Przebojów Programu Trzeciego. Wiesz co się ze mną zadziało? Szkoła, lekcje, muzyka, słuchanie radia na okrągło!, od 1988 po dziś dzień zresztą układam swoją Prywatną Listę Przebojów- aktualnie co tydzień Moje Top 100!

A pomysł w Polskim Radiu Dzieciom na audycję wziął się stąd, że zwyczajnie do współpracy zaprosiła mnie Dyrektor kanału Daria Druzgała. Słuchała jak prowadziłem kolejnego Sylwestra na antenie Radiowej Jedynki 2017/2018 i jakoś w lutym zaprosiła mnie na rozmowę i rzuciła hasło- chcę zmienić oblicze muzyczne radia, zaproponuj co chciałbyś prezentować w paśmie dla dorosłych...

I tak się zaczęło … dzień po trzecich urodzinach Polskie Radia Dzieciom, 2 kwietnia 2018 roku pojawiłem się z poniedziałkową audycją „Co nam w duszy gra”, w której do dzisiaj prezentuję nowości muzyczne z kraju i ze świata. W środy zaś rozpocząłem 4 kwietnia tamtego roku swoje „muzyczne podróże”. „Muzyczne podróże Adama Dobrzyńskiego”, nie wiedząc nawet, że pasmo dziecięce posiadało już codzienny segment programu o takiej samej nazwie (śmiech przyp. red). Wówczas prowadziłem jeszcze chyba dwa lata audycje w radiowej Jedynce. Czasem kończyłem na tamtej antenie audycję o 20:00, a za trzy godziny meldowałem się na antenie Polskiego Radia Dzieciom.

W swoich audycjach, oprócz nowości z rynku muzycznego, starasz się prezentować twórczość wykonawców, których nie usłyszymy w innych stacjach. Można powiedzieć, że często o istnieniu tych Artystów dowiadujemy się właśnie z Twoich programów. Jak myślisz, dlaczego tak mało miejsca poświęca się na antenie debiutantom. Wszystkie stacje grają praktycznie to samo.

Wiesz, podobno wszyscy chcą słuchać tego co znają - taka idea przyświeca tworzeniu koncertów w telewizjach, taka idea towarzyszy sylwestrowym imprezom, tak w klubach, domach ale i plenerach – transmitowanych w telewizji. Jest w tym zapewne nieco, a może i dość prawdy jednak w praktyce mamy do czynienia z tak zwanym „błędnym kołem”. No bo w ten sposób jak stwierdziłeś, miejsca dla nowości, debiutantów w zasadzie nie ma. Dostrzegłem to wiele lat temu, stąd założyłem, że skoro tak jest, u mnie będzie inaczej. Jestem dla każdego artysty, młodego, starszego, utytułowanego i kompletnie nieznanego. Zasadą mojego muzycznego dziennikarstwa oraz prezentacji muzyki w radiowym eterze jako prezenter/dj  jest wybrać to co najciekawsze. Mam taką zasadę, którą ponad 30 lat temu przyjąłem, nawet na najsłabszym albumie, może się znaleźć choć jedna muzyczna perełka. To może być ostatni utwór na płycie - zatem słucham tradycyjnie, staroświecko (niektórzy zauważą, choć uważam niesłusznie), od początku do końca, w całości płyty CD, winyle – unikam streamu jak ognia, posiłkuję się mp3 bądź wav tylko gdy oprawiam radiową antenę, układając playlisty czy mam wyrazić swoją opinię na temat czyjegoś dzieła, przed jego oficjalnym wydaniem.

Opowiedz nam trochę o kulisach powstania programu. Jak wygląda proces przygotowania przez Ciebie audycji, zaproszenia gości, dobrania muzyki?

Ha, temat rzeka. Nowości z reguły ukazują się w piątek, więc weekend mam zawsze pełen nowej muzyki (śmiech przyp. red). Audycja w poniedziałek, więc często kilka godzin przed anteną jeszcze do swojego kuferka dokładam zestaw płyt. Gości natomiast albo zapraszam, lub sami się proponują (bo albo mnie znają lub ktoś im mnie polecił). Pandemia nauczyła mnie jeszcze mocniejszego i dokładniejszego planningu. Na przykład na ten moment wiem, kto odwiedzi moje studio na żywo podczas audycji w drugi i trzeci poniedziałek czerwca. Część wywiadów czasem rejestruję. To też wymusiła pandemia, kiedy z artystami zacząłem spotykać się na nagraniach w moim ogrodzie w plenerowym studiu, bo do radia był zakaz wstępu.  A jak była brzydka pogoda, w aucie artysty czy jego mieszkaniu, albo w tak pięknych okolicznościach przyrody jak na plaży w Sopocie, w domu mojej drugiej połowy - ukłon dla artystów z południa Polski, czy też na rynku Masarykovo Namesti w Ostravie w Czechach. Playlisty natomiast układam mniej więcej na dwa tygodnie do przodu. Tak, by były aktualne, a ja mogę reagować na nowości na rynku muzycznym, kalendarium, koncerty... to wszystko jest dla mnie inspiracją.

Polskie Radio Dzieciom, nadaje w technologii DAB+, która jednak chyba nie do końca się przyjęła. Jak myślisz, dlaczego?

To kwestia odpowiedniego marketingu, podejścia samych słuchaczy, którzy wolą słuchać na swoich komputerach czy telefonach. Ci bardziej rozsmakowani dbają o jakość przekazu, słuchają poprzez bluetooth na wysokiej klasy sprzęcie grającym, czy poprzez radio posiadające DAB+. A takie radio musi być nowe, czyli trzeba monet trochę w sklepie zostawić. Inną sprawą jest fakt, że wracamy do reklamy, której przecież nie ma. W autach Polskie Radio Dzieciom świetnie odbiera, bo nowe samochody mają zamontowane takie odbiorniki w salonach przed zakupem. Wiesz jaką radochę miałem słuchać swojej nagranej wówczas audycji w 2020 roku na autostradzie z Liverpoolu do Doncaster? Jakoś na wysokości Manchesteru usłyszeć w sobotniej odsłonie „Stare Znane Zapomniane” akurat jakąś klasykę z winyla Brytoli prezentowałem...

W swojej karierze dziennikarza muzycznego, przeprowadziłeś wiele rozmów. Czy jednak masz taką szczególną rozmowę, która utkwiła Ci w pamięci, a może czymś Cię zaskoczyła?

Kolejny temat rzeka, z tego niejedna mogłaby powstać książka, bo kiedyś więcej robiłem wywiadów na przykład z zagranicznymi artystami.  Wiele czynników ma na to obecnie wpływ.

Ze sceny rocka progresywnego z każdym zdaje się ważnym dla mnie artystą już się spotkałem. Więc kolejny raz i kolejny? Nieeee, taką szansę wolę dać polskiemu wykonawcy. W epoce gdy nie było mody na selfie, w ogóle jeszcze zdjęć się nie robiło raczej tylko zbierało autografy. Wszystko to robię do dzisiaj, tak – mogę to stwierdzić - jaram się „sweetfociami” bo są one dla mnie pamiątką, zatrzymaniem chwili, czasem dokumentem, bo wielu takich spotkań nie da się powtórzyć, Ci artyści zwyczajnie od nas odeszli. Z Polski Janusz Gniatkowski, Maria Koterbska, Jerzy Połomski, Piotr Szczepanik, Edward Hulewicz...widziałem się po wielokroć. A ile spotkań nie mam udokumentowanych w żaden sposób. Lista  nieobecnych jest baaardzo długa. Ze świata też już niestety paru się  w tej kategorii znajdzie. Zostały autografy, zdjęcia właśnie.

Ktoś nie tak dawno stwierdził, że jemu się to odechciało, bo się z tego wyrasta, zmienia się podejście, jak nie robi z kimś wywiadu to nie zabiega o takie zdjęcie. Smutny wypalony, człowiek. A może rozkapryszony? Jeśli w ten sposób wykonuje swój zawód, prezentuje muzykę czy pisze o niej, nie zazdroszczę tym, którzy są po drugiej stronie tej układanki, czytelnikom i słuchaczom.

Ja „jaram się tym” nieprzerwanie. To jest część mojej całości jako fana muzyki, odbiorcy jej, na samym początku. Nie ma takiej sytuacji, eee, to nie moje klimaty, nie ten gatunek muzyki. Co to znaczy nie ten? A który? Ja wybieram, dobieram muzykę i daję możliwość decyzji moim słuchaczom, czytelnikom o tym czy dany artysta warty jest szerszej uwagi. Jeśli go nie zaprezentuję, skąd niby mają się dowiedzieć. Na zasadzie przypadkowości czy skojarzeń danych na Spotify, Youtube? Też można ale jest to odarte z pierwiastka magii, jaką owe radio, radio i w nim autorskie audycje niesie.

Wracając do wywiadów, zaskoczyła mnie przed laty Beth Hart, gdy pierwszy raz przyjechała do Polski, dwa dni po śmierci Amy Winehouse. Rozmowa sama się potoczyła, ona sama zaczęła opowiadać o narkotykach, problemach z uzależnieniem, wylądowaniu na ulicy - znała to z autopsji.  I wielkiej pomocy menadżera, wówczas jej męża, nie wiem jak teraz (śmiech przyp. red).

Zaskoczył mnie swoją szczerością Tom Jones, sam opowiadał o tematach, o które miałem go nie pytać, bo podobno sobie nie życzył – tak przekazał mi jego management.  Doro Pesch - metalowa gwiazda chyba najbardziej mnie  zaskoczyła, gdy podczas zapisu półgodzinnej rozmowy, cały wywiad szlag trafił. A Doro ze spokojem mi powiedziała, że „luz, wezmę tylko prysznic, już nie pamiętam o czym rozmawialiśmy, zadzwoń za kwadrans i nagrywamy jeszcze raz. Podobny przypadek miałem z Pawłem Małaszyńskim, świetnym aktorem ale i liderem formacji Cochise.

Często rozmawiamy, a właściwie trochę sprzeczamy się na temat muzyki dostępnej w serwisach cyfrowych, których nie jesteś zwolennikiem. Żeby ta rozmowa nie poszła w złym kierunku, a właściwie mogliśmy na ten temat dyskutować godzinami, a pewnie i tak każdy pozostałby przy swoim zdaniu, chciałbym trochę prowokacyjnie zapytać Cię o plusy muzyki w sieci. Czy mimo wszystko, jakieś dostrzegasz? (śmiech przyp. red)

Wiedziałem, że i takie pytanie padnie (śmiech przyp.red) Tak, wielkie plusy - jej ilość, dostępność, szybkość posiadania jej. To stało się w sposób naturalny, single stały się mp3, ze sklepów w zasadzie zniknęły jej kompaktowe czy 7 calowe wersje, no chyba, że w wersji limitowanej. Wiesz, wkurza mnie bo ja nie jestem normalnym odbiorcą muzyki, a wszystko ma swój kres. Jestem wręcz hurtownikiem (śmiech przyp.red). Stałe łącze okazuje się też ma swój kres, miejsce na dysku czy zewnętrznych dyskach też. Potem płyty wypalam bo słucham i gram z płyt. Owszem archiwizacja, owszem jedno kliknięcie. Trzymać wszystko w „chmurze”? Nie jestem informatykiem, nie znam się. Nie mogę pozwolić na odarcie muzyki z duszy. A zatem plik jako pomoc, jako wsparcie tak ale nie wyłączność takiego rozwiązania. Sam wiesz co znaczy zdjąć folię z płyty, ja jeszcze jak fajne, przeklejam (jak się da) naklejki, wąchanie książeczek, to nie mit, tak waśnie jest i to celebruję! A pliki dobrze mieć pod ręką... wiedzą to promotorzy, menadżerowie.

No dobrze, skoro zapytałem o plusy, to muszę też z dziennikarskiego obowiązku zapytać o minusy – czyli o wyższości płyt nad streamingiem…

No to jest właśnie przyjemność posiadania nośnika fizycznego – celebracja korzystania z niego. Jeszcze jak wytwórnia przesyła pliki muzyczne, masz je z książeczką w formacie pdf, informacje o twórcach. Zakupiłeś kiedyś płytę w sklepie w takim formacie? Ja wielokrotnie bo innego nośnika nie było i zawsze dostałem same pliki odarte z tego co równie ważne i niezwykle mnie radiowcowi, dziennikarzowi muzycznemu, potrzebne. Zresztą ja nie nauczyłem się czytać e-booków, gazet w necie... muszę mieć to wszystko w dłoni. Jak zatem korzystać z książeczki w formacie pdf? A potem jak artysta ma podpisać Ci egzemplarz płyty, skoro jej de facto brak? Takie to dla mnie jasne, młodzi nie nauczeni tej przyjemności idą na skróty, tworzą sobie swoje play listy na spotify... czyli z jednej strony fajne, z drugiej wiele tracą a mało tego, ja im nie jestem już potrzebny.  Nie skorzystają też z mojej wiedzy. Interesuje ich biografia artysty? Może ploteczki... kolejny temat na długą dyskusję...

Nie ukrywam, że trochę tęsknię za Twoimi audycjami „Muzyczne Podróże” w których można było usłyszeć utwory z mało popularnych gatunków muzycznych w Polsce – chociażby country, który większości w naszym kraju kojarzy się głównie z Tomaszem Szwedem czy grupą Gang Marcela, albo wręcz z małą ambitną muzyką. Nawet spotkałem się z takim określeniem, że country to takie amerykańskie disco polo.  Niby mamy internet, czyli szeroko otwarte okno na muzyczny świat, a mimo to, nadal świadomość muzyczna w Polsce jest jaka jest. Jak myślisz, dlaczego tak się dzieje? Skąd takie zamknięcie na świat?

Ale masz moje trzygodzinne playlisty, na których czego jak czego ale country nigdy nie zabraknie. Elle King chyba gram nawet ostatnio za dużo (śmiech przyp.red). Całkiem przed chwilą ukazał się genialny i podwójny album Morgana Wallena, Zach Bryan, mój album country ubiegłego roku od Eli Young Band - to wszystko jest wciąż obecne w składowej środowej playlisty. A za chwilę nowa płyta Rodney'a Crowella będzie już w preorderze zamówiona więc szybko po nią sięgnę ...

A czemu wciąż jest takie przeświadczenie i wiedza o muzyce country w Polsce ?

No niejako zniekształciła ją Maryla Rodowicz, przaśno i nieprofesjonalnie podchodząc do tego gatunku. Wypaczył PRL, dla którego Tomasz Szwed prezentujący swoje opowieści w telewizji był bardzo wygodnym „wentylem bezpieczeństwa” ale jak bard bierze się za country skręcając w stronę szant, odbiorca przed telewizorem nie mający dostępu do muzyki z Nashville, błądzi i żyje w niewiedzy. Tak to jest do dzisiaj. Bo zauważ „Wszystkie drogi prowadzą do Nashville” dwudziestominutowa sobotnia audycja na antenie radiowej Trójki autorstwa Korneliusza Pacudy, emitowana w latach 90tych ubiegłego wieku to dla mnie było okno na świat, bo faktycznie autor grał połówki całych płyt i opowiadał  nie tylko o nich, ale prezentował istne rarytasy z listy Billboardu, działu z muzyką country.  Tak dowiedziałem się o jej składowych Honky Tonk, Rockabilly, Bluegrassie czy Western Music. Ale jeśli ten sam dziennikarz, konferansjer Pikniku Country, odseparowuje się od nowości bo ich „nie dostaje” a sam niechętnie dzisiaj kupuje, po trzydziestu latach sięga do tych samych albumów, to co to oznacza?. Stanie w miejscu. Doskonale pamiętam gdy wspólnie układaliśmy  propozycje do playlisty jego audycji w Programie 1 Polskiego Radia, gdy do w kółko prezentowanych 10 artystów na krzyż,  „dorzucałem” mu nowości od Erica Churcha, Big& Rich czy Josha Turnera.

I jeśli na naszym największym festiwalu z muzyką country, pojawiają się Wilki, Oddział Zamknięty czy śpiewający aktorzy to gdzie nawet w coverze amerykańskiego hitu sprzed 50 lat, znajdziesz pierwiastek country? Zawsze powtarzam, wystarczy poszukać, sprawdzić, posłuchać mnie, ale tu znów, trzeba wiedzieć. Dawne „Noce z Jedynką” z soboty na niedziele były pełne muzyki country- starszej i nowej i najnowszej. Bieżące hity trafiały na popołudniową playlistę... Od lat tego nie ma. Jerzy Głuszyk gra od czasu do czasu ale z drugiej strony granie nocą wyedukuje bardziej znającą te dźwięki Polonię niż naszego odbiorcę. I finalnie wiedza o muzyce country jest wciąż na poziomie Dolly Parton, Kenny'ego Rogersa czy Johnny'ego Casha. Ba, tylko dwoje z nich już nie żyje...

Porozmawiajmy teraz o Twoich muzycznych idolach. Płytotekę masz bardzo bogatą, ale czy masz swoich ulubionych wykonawców do muzyki których najczęściej powracasz?

Kiedyś zapytano mnie o ścisły top 10 płyt, które zabrałbym na bezludną wyspę. Zawsze mogę taki top podać ale ta lista jak moja cotygodniowa, wciąż ewoluuje. Dzisiaj zabrałbym tę ukochaną dziesiątkę ale jutro jakbyś mnie zapytał, byłaby inna.

Na pewno jednak serce przed laty skradli mi A-Ha, Pet Shop Boys, Depeche Mode, Mariah Carey, Jeff Lynne z Electric Light Orchestra czy też solo i w innych projektach/ zespołach jak Travelling Wilburys czy z Roy'em Orbisonem. Od lat uwielbiam Lacrimosę i samego Tilo Wolffa, zespoły nurtu gotyckiego ale i new wave. To znaczy, że zawsze z wypiekami na policzkach czekam na nowości jak nie od wymienionych zespołów, to artystów spod podobnych nawet haseł.

Zakochany jestem w kobiecych charakterystycznych głosach, tu mogę śmiało nawet z Polski wymienić  Danutę Błażejczyk, Ewę Bem ale i Ingę Habiba, Anję Orthodox ale spokojne także jazzowe wokalistki Dorotę Miśkiewicz, Annę Marię Jopek czy Agę Zaryan. Mam nadzieję, że ta odpowiedź Cię usatysfakcjonuje. 

A propos: czy masz jeszcze czas na słuchanie płyt dla przyjemności, a nie z tak zwanego dziennikarskiego obowiązku?

To co powiedziałem wcześniej, podtrzymuję. Wciąż mnie to „jara”, kręci i podniecam się na tę okoliczność. Gdy na przykład na początku grudnia oklaskując niemiecki RPWL podczas ich koncertu w Lesznie dowiedziałem się, że w tym roku wracają nowym albumem „Crime Scene”, nie mogłem się doczekać. I mimo, że widziałem ich po wielokroć, ich set w warszawskim Klubie Progresja, był dla mnie niesamowitym przeżyciem.

Za nami pierwszy kwartał 2023 roku. Na rynku pojawiło się sporo muzycznych premier. Na które najbardziej czekałeś, czekasz, które Cię pozytywnie zaskoczyły, a które rozczarowały?

Na pewno bardzo jestem zadowolony z najnowszej płyty polskiego Riverside. To wielki krok naprzód tej prog-rockowej super grupy. Wielkie „wow” spowodowała w mojej ocenia powracająca Shania Twain, fantastyczny album Depeche Mode (a wielu psioczyło, że bez Fletchera nie dadzą rady), Ville Valo bez Him zachowując wszystko w sposobie śpiewania, a nawet klimacie repertuaru również wyszedł in plus. Przecież doskonałe albumy wydali też Uriah Heep, drugi coverowy krążek opublikował Saxon, a mocnym debiutem zapisał się band League of Distortion. 

Rozczarowanie? Na razie nie przemawia do mnie w tym wymiarze, na który liczyłem – Lana Del Rey, ale co ja dopiero 10 razy słuchałem jej najnowszych opowieści?

Na koniec naszej rozmowy, masz niepowtarzalną okazję zachęcić naszych Czytelników do słuchania Twoich audycji. Dlaczego warto posłuchać audycji „Co nam w duszy gra”?

Jeśli chcecie usłyszeć muzykę jakiej nigdzie indziej nie znajdziecie, to właściwy adres. Jeśli uczyliście się słuchania radia,  w którym był Marek Niedźwiecki, Piotr Kaczkowski i Tomasz Beksiński, nie zawiodę Was. Chyba (śmiech przyp.red). 

Dziękuję za rozmowę

Rozmawiał Sebastian Płatek

 

Adam Dobrzyński - dziennikarz muzyczny, konferansjer, animator koncertów przeróżnych, juror, od 17 lat związany ze stacjami Polskiego Radia, aktualnie obecny w Polskim Radiu Dzieciom. Od 10 lat krytyk muzyczny „Jazz Forum”, silnie związany również ze środowiskiem folkowym. Jego artykuły, recenzje, wywiady pojawiały się drukiem w licznych periodykach muzycznych, często można przeczytać jego wywiady w Piśmie Literackim „LiryDram”, prowadzi od dziesięciu lat blog muzyczny „Ale Muzyka”. W wakacje 2022 na warszawskim Ursynowie był gospodarzem folkowego cyklu „Muzyczne Lato na Ursynowie - Dechy do Tańca”. Pasjonat podróży, zamków i odkrywania wieży ciśnień a także smakosz dobrej kuchni.

REKLAMA
30 Seconds To Mars News

author

Sebastian Płatek

Redaktor naczelny
 redakcja@netfan.pl

 14.04.2023   fot. mat. prasowe
CZYTAJ RÓWNIEŻ
Trwa ładowanie zdjęć