Distant Mantra: "Zdecydowanie nie jest to concept album typu walka człowieka z alienacją lub wspomnienia taty z wojny..."

Ten tekst przeczytasz w ok. 16 minut
Distant Mantra: Zdecydowanie nie jest to concept album typu walka człowieka z alienacją lub wspomnienia taty z wojny...
 fot. mat. prasowe

Polskie post-dream rockowe trio Distant Mantra podbija stawkę drugim albumem „Getaway To The Abyss”
wydanym przez Lynx Music. Rok po bardzo dobrze przyjętym debiucie „Solitude Republic” wracają z mocnym, pełnym głębi i przestrzeni gitarowo-syntezatorowym brzmieniem, nasyconym emocjami, niezwykłym kobiecym głosem i charakterystycznym basowym groovem. Od onirycznych melodii do ścian dźwięku – intensywna 45- minutowa podróż w świat atmosferycznej melancholii na sterydach. Małgorzata Maleszak-Kantor, Przemysław Piotrowski i Kovy Jaglinski wciąż intrygują niejednoznacznością i artystyczną chemią, konsekwentnie rozwijając swój projekt od 2020 roku.

Jesień 2023 nie jest taka zła - jest nowy album Distant Mantra. Nowy, ale i drugi. Nie baliście się syndromu drugiej płyty?

Przemek Piotrowski: Chyba nie, ciągle jesteśmy na koksie z pierwszej (śmiech)

Kovy Jaglinski: Szczerze mówiąc ja bardzo chciałem drugiej płyty jak najszybciej – z dwóch powodów. Po pierwsze miałem mnóstwo pomysłów i szkiców, które zaczęły powstawać praktycznie od razu po wyprodukowaniu debiutu, one się wręcz wylewały ze mnie… „Solitude Republic” było dla mnie katalizatorem, który mi otworzył głowę i musiałem to jakoś szybko skanalizować.  Poza tym druga płyta miała pokazać  – chyba nam samym przede wszystkim - że to nie jest projekt, na którego debiutancką płytę wypluliśmy z siebie wszystko co najlepsze i nigdy tego nie przeskoczymy, tylko że to raptem zachęcający początek i potwierdzenie, że jest potencjał i zmierzamy razem w tym samym kierunku ku świetlanej przyszłości. I to nie jest nasze ostatnie słowo!

Siadając do pracy nad „Getaway To The Abyss” jakie mieliście założenia - na co muzycznie chcieliście zwrócić uwagę,  zmienić może w stosunku do debiutu ?

Przemek Piotrowski: Aranżacyjnie i w większości kompozytorsko to dzieło Koviego, niech się wypowie.

Kovy Jaglinski: Artystycznie nie było tu specjalnych kalkulacji, nowe rzeczy powstawały całkiem naturalnie, bez przyjmowania założeń, że coś się mieści albo nie mieści w koncepcji. Patrząc bardziej warsztatowo, na pewno nowe utwory powstawały z myślą o konkretnych warunkach wokalnych Małgosi, żeby się odpaliła na maksa i czuła swobodniej niż na debiucie, gdzie musiała się mierzyć z materiałem skomponowanym właściwie w całości wcześniej. Z Przemkiem gramy w różnych konfiguracjach razem od kilkunastu lat, czujemy jeden drugiego bardzo dobrze. Natomiast na pewno produkcyjnie i brzmieniowo druga płyta miała być skokiem jakościowym – i to sobie przyjąłem za punkt honoru. Bardzo dużo czasu spędziłem nad instrumentami, software’em, hardware’em, a przede wszystkim na nauce i szlifowaniu moich umiejętności produkcyjno-realizacyjnych, tak aby wszystko zabrzmiało lepiej. Obiektywnie uważam, że to się udało. Nowa płyta brzmi głębiej, pełniej, cieplej i ma więcej dynamiki. Muszę tu wspomnieć mojego druha Michała Dziadosza ze Strange Pop, który – poza gigantycznym talentem artystycznym - jest przy okazji freakiem sprzętowo-produkcyjnym i pokazał mi mnóstwo sprzętu i softu, którego bym w życiu sam nie odkrył – m.in. bazowe brzmienie gitar na nowej płycie zawdzięczam jego sugestiom, to jest przepaść - w porównaniu do debiutu moim zdaniem…    

Dziewięć kompozycji jako zamknięta całość, concept album czy jednak luźne historie, które dobrze ze sobą współgrają?

Przemek Piotorwski: Hmm, nie wiem. Mój kolega twierdzi, że słychać, iż druga płyta jest bardziej spójna w koncepcji muzycznej a pierwsza to zbiór utworów powstałych przez wiele lat. I coś w tym może być. Pierwsza płyta to podsumowanie działalności Koviego i mojej z wielu poprzednich lat. Druga płyta powstała w ciągu roku w zasadzie. Są tam elementy starych kompozycji – odkopane z archiwum – ale głównie to nowe utwory.

Kovy Jaglinski: Nie, nie, zdecydowanie nie jest to concept album typu walka człowieka z alienacją lub wspomnienia taty z wojny (śmiech- przyp.AD) Ja jestem oczywiście dzieckiem progu i rozbudowanej formy oraz narracji (czasem może zbyt przerośniętej) ale w Distant Mantra w tej warstwie zupełnie nie o to chodzi. Całość musiała być po prostu spójna muzycznie i tekstowo. Nie dorabiam do tego jakiegoś skomplikowanego story – ma być spójne i już. Do tej bazy Przemek dokłada swoje unikalne melodie i groove, a oczywiście Małgosia cały front i charakter…. A ja po prostu kocham przestrzeń, lekki brudek i melodie. Mój najlepszy przyjaciel Michał, z którym zaczynałem przygodę z muzyką powiedział mi dawno temu, że utwór musi mieć melodię, że nie wolno odrzucać tego co jest elementem piosenkowym w utworze. Ja wtedy grałem 30 minutowe połamańce z kolegami i wydawało mi się, że to co on mówi to jest jakiś bullshit. Zajęło mi prawie dwie dekady zrozumienie, że miał rację i do dziś nie wiem, jak to jest możliwe, że on to już wtedy wiedział a ja nie… I teraz rozumiem, ze paradoksalnie złożenie dobrej progresji czy harmonii, która będzie naturalna, będzie wywoływała emocje i szła płynnie jest o wiele trudniejsze niż techniczne ekwilibrystki czy atonalność. Uważam, że łatwiej jest złamać, zburzyć niż wyprostować i popłynąć w interesujący sposób. Żeby było jasne – bardzo szanuję technikę i ekwilibrystykę, ale ja po prostu inaczej to czuję i wyrażam się inaczej. Wracając do koncepcyjności – od strony tekstowej Małgosia ma z kolei 100% swobody i ani ja ani Przemek nie ingerujemy. To dla niej naturalny obszar ekspansji, jest w tym dobra i czuje się dobrze w tym co robi – i to jest super. Dzięki temu przekazuje swoje emocje, śpiewa o rzeczach, które czuje i daje to niesamowitego kopa muzyce. Zdarza się, że czasem się wtrącę tu i tam, ale to raczej na poziomie jakiegoś szlifu formy, doboru słów czy upłynnienia rytmiki niż treści.

Jak wyglądała praca nad Waszą drugą płytą…

Kovy Jaglinski: Generalnie w ciągu kilku pierwszych miesięcy powstały szkieletowe formy większości utworów, nagrane przeze mnie roboczo z bazowymi harmoniami, część miała już wstępne linie melodyczne. Mam ten komfort, że jestem we własnym studiu, więc mogę po prostu elastycznie i spokojnie pracować. Potem Przemek przygotowywał wszystkie linie basowe – to jest charakterystyczne dla nas, że w jakimś sensie bas jest instrumentem prowadzącym, wokół którego płyną synthy i gitary, ale jednak z reguły najpierw powstaje szkielet harmoniczny, żeby Przemek miał przestrzeń, w której może się poruszać. Następnie Małgosia przygotowała swoje linie, częściowo zupełnie od zera, częściowo wykorzystując jakieś moje wstępne propozycje czy sugestie. I po tym etapie mieliśmy już utwory w miarę zarysowane, następnie może z miesiąc trwało robienie przeze mnie końcowych aranży i trzeba było zagonić stadko do nagrywania. Tu było mega pro, bo basy siadły w pięć dni a wszystkie wokale bodajże chyba w trzy. Ja się najdłużej bawiłem z tym (śmiech- przyp.AD). Potem pieszczenie brzmienia i mix – pracuję 100% w domenie cyfrowej i jest to mega inspirujące, bo można bezkarnie zmieniać brzmienie wszystkiego bez końca, ale i zdradliwe bo czasem trudno powiedzieć stop. No i finalnie master, milion odsłuchań i szukania dziury w całym… Polecam standardowy zestaw audio Fiata Tipo Kombi 2017 jako jedną z referencji! Dużo różnego materiału - nie tylko dla Distant Mantra - dzięki niemu dobrze wyprodukowałem (śmiech- przyp.AD). I wreszcie jazda do Ryśka do Lynx Music z płytą matką, żeby ustalał terminy i wybierać single… Także wszystko dość sprawnie w sumie poszło. Chyba nawet szybciej niż przy debiucie. Całość zamknęła się łącznie w 8 miesięcy – od lutego do września.

Bardziej onirycznie, klimatycznie, eklektycznie zarazem. Tak bym podsumował – a Wy co o tym sądzicie?

Przemek Piotrowski: W tę stronę próbujemy iść. Jeśli słychać to pomiędzy płytami to chyba dobrze. Rozwijamy się w prezentowaniu tych klimatów. Jak dla mnie druga płyta to kontynuacja kierunku z płyty pierwszej, ale ma lepszą ekspresję i realizację. Dlatego pewnie wydaje się bardziej oniryczna itd.

Kovy Jaglinski: Ja mam generalnie trochę dylemat z tym staniem okrakiem między progiem, post-rockiem, dream-popem czy nawet shoegaze. To jest ten eklektyzm, o który pytasz i on strasznie utrudnia zespołowi przekaz, bo przecież wszyscy lubią szufladki i muzykę kataloguje się gatunkami. Z drugiej strony to wynika z tego, że gramy to co po prostu wypływa z nas i kropka. Ja się nie będę zastanawiał czy może teraz trzecią płytę powinienem nagrać bardziej progresywną, zrobić 16 minutową suitę i dograć parę solówek więcej albo przeciwnie, pójść w ściany gitarowe i zagęścić rytmy… Ja po prostu komponuję i co wyjdzie to wyjdzie (śmiech), natomiast jestem już dość ukształtowanym muzykiem, więc nie wydaje mi się, żeby następna płyta była powiedzmy thrashowa. Ale nudy nie będzie… Reasumując, musimy borykać się z tym lekkim niedopasowaniem do szufladki, ale przyjmuję do wiadomości, że tak po prostu musi być. Może jesteśmy pionierami nowej szufladki? Już sobie ją nawet nazwałem na wszelki wypadek: post-dream prog!

Nad całym albumem unosi się, jak gdyby duch zespołów Cocteau Twins, Cigarettes After Sex, gdzieś dzięki Małgosi Maleszak- Kantor wciąż słyszę The Gathering. A w ogóle więcej niż nad pierwszym, nad tym albumem unosi się smak, zapach i przestrzeń hołubiona i obecna na wydawanych płytach przez lata, przez uznany label, 4AD… Co Wy na to?

Przemek Piotrowski: 4AD to częste porównanie i jest nam z nim dobrze. Porównanie bezpośrednio do Cigarettes słyszę pierwszy raz, ale bardzo mi się podoba. Oni tworzą unikalny klimat. Mam nadzieję, że nam również to się w jakiś sposób udaje.

Kovy Jaglinski : Ja bardzo długo myślałem, że w Cigarettes śpiewa kobieta i dopiero jak zobaczyłem jakieś ich wideo to zgłupiałem (śmiech- przyp.AD)

Małgosia Maleszak- Kantor: The Gathering to zdecydowanie nie inspiracja, w ogóle nie słucham tego zespołu, ale po sprawdzeniu jestem w stanie znaleźć podobieństwa w kwestii „otwartego, mocnego wokalu”, który nie jest do końca charakterystyczny dla 4AD.

Kovy Jaglinski: Uważaj, bo Małgosia się złości o to The Gathering trochę...

Małgosia Maleszak- Kantor: Nie chciałam, aby wokal był delikatny na siłę, już od dawna staram się nie inspirować, śpiewam jak czuję, a w tym projekcie mogę być sobą w 100% i za to dziękuję moim przyjaciołom z zespołu.

Kovy Jaglinski: W holenderskim Progweldzie, w recenzji naszego debiutu przeczytałem coś co mi się bardzo spodobało i z lubością zawsze to cytuję – recenzent określa naszą muzykę jako mieszankę Cocteau Twins, The Smashing Pumpkins i środkowego Porcupine Tree. I myślę, że to jest dobre – alternatywne, brudnawe gitary, trochę nowoczesnego proga plus 4AD. W takiej szufladce mogę się umościć – póki co.

Warstwa tekstowa, o czym opowiada.

Małgosia Maleszak- Kantor: Są to różne historie. Część jest moja, część wynika z różnych inspirujących przeżyć moich przyjaciół i postaci fikcyjnych. Muszę jednak przyznać, że większość tych historii jest faktycznie moja na tej płycie, teksty są dla mnie bardziej osobiste niż na płycie pierwszej. Gdybym miała ogólnie powiedzieć o czym są teksty, najprościej brzmi dla mnie „o wchodzeniu w dorosłość”, czyli o zmianach jakie zachodzą w głowie, gdy sytuacja, myślenie i sposób życia nagle zaczyna się zmieniać. Ja w dorosłość wchodzę dość późno jak widać i obawiam się, że pozostanę jeszcze długo na etapie przejściowym (śmiech- przyp.AD)

Moje ulubione kompozycje, po blisko dziesięciu przesłuchaniach płyty to „Make Them Go”, „Till The End”, „I’m Rising” oraz „Anthem”. Prosiłbym o więcej słów na ich temat

Małgosia Maleszak- Kantor: „Make them go” – dużo dzieje się w tym utworze, od razu skojarzył mi się z gonitwą myśli, z którą się zmagam, więc powstał bardzo osobisty tekst.
Kovy Jaglinski: No to jest numer chyba najbardziej eklektyczny na płycie, ja się długo zastanawiałem, czy go dać na otwarcie albumu i pierwszy singiel, ale nasz wydawca mnie przekonał, bo uświadomił mi, że ten numer dobrze pokazuje przekrój naszych brzmień – trochę progowo, synthy z gitarami na intro i potem to metrum uciekające momentami mocno z 4/4, zimne zwrotki, soulowe chórki w refrenie i wreszcie trochę alternatywy gitarowej na końcu. No dzieje się tam dużo… Jak się słuchacz nie wystraszy to może być zaintrygowany tym co będzie dalej…

Przemek Piotorwski: Ten utwór jest zbudowany na starym pomyśle, z którego została charakterystyczna linia basu na zwrotce. Wstęp i koniec to zupełnie nowe aranżacje. Natomiast  ”Till the End” – podoba mi się tu połączenie ckliwego wręcz początku wokalnego z shoegazową drugą częścią instrumentalną. Myślę, że to świetny utwór do grania na żywo. Długa ściana dźwięków ma szanse wprowadzić w ekstazę muzyków jak i publiczność.

Kovy Jaglinski: Tak jak mówi Przemek są dwa kontrasty, też pewna niespodzianka. Natomiast gitarowo tu było dużo pracy, żeby zbudować to napięcie i taki nieskończony wzrost dynamiki i ”ściany”. Faktycznie live to może być petarda o ile ogarnę aranżację na 2, 3 ślady z looperem, a nie studyjną, gdzie śladów chyba było trochę więcej.
Przemek Piotrowski: ”I’m Rising” – pamiętam jak Kovy chciał, aby linia basu generowała obraz wielkiego potwora, który przedziera się powoli przez szuwary. Śmiem twierdzić, że mi się to udało.

Małgosia Maleszak- Kantor: Jeden z moich ulubionych refrenów, bardzo lubię takie monumentalne brzmienie i myślę, że warstwa tekstowa oddaje również klimat potwora. Świetne połączenie i mój uśmiech do Koviego, bo miał spory udział w tekście.

Kovy Jaglinski: Taaak, to miał być taki kroczący, prawie doomowy sznyt. I dużo przestrzeni – jak zwykle…  Co do tekstu, miałem po prostu kilka swoich linijek gdzieś na boku które Małgosi spasowały do koncepcji – i super, cieszę się, mamy pewną bazę podobnych doświadczeń, chyba dzięki temu to zażarło.
Przemek Piotrowski: „Anthem” – raduje się moje serce, że ten utwór zaliczasz do czołówki. „Anthem” wyrósł na linii basu, którą podesłałem Koviemu jako zupełnie świeży pomysł. Ta oryginalna linia jest na zwrotce i środkowym mostku. Kovy dopisał kapitalny finał utworu i zaaranżował całość mocno shoegazowo, aby mnie ukontentować. Pamiętam, że kolejne wersje jakie Kovy podsyłał bardzo mi się podobały, a wokal Małgosi był absolutnym zwieńczeniem mojej radości.

Małgosia Maleszak- Kantor: Jedyny utwór, przy którym poszło mi kilka łez w trakcie pisania tekstu. Chłopaki stworzyli klimat, który ewidentnie ukłuł mnie w serce, ale tak pozytywnie, z poczuciem nadziei, a w temacie, o którym mówi tekst, bardzo jej wszyscy potrzebujemy.

Kovy Jaglinski: Tak, „Anthem” to oczko w głowie Przemka, na tej linii basu powstał cały gmach gitarowo-syntezatorowy i te hymnowe melodyjki w drugiej części. Ten utwór zamknęliśmy najpierw jako instrumentalny, bo wydawało mi się, że trudno tam będzie wejść z wokalem sensownie, ale to co z nim ostatecznie zrobiła Małgosia to jest absolutny majstersztyk. Tak, w tym utworze chyba najmocniej słychać zespołowy duch – tu każdy dołożył maksa.

Dwie płyty macie w swoich dłoniach, ta pierwsza doczekała się także edycji winylowej. W tym przypadku, powtórzycie scenariusz?

Kovy Jaglinski:  No jasne! Będzie winyl na pewno, natomiast znowu chciałbym, aby to było coś wyjątkowego – na winylowym debiucie był exclusive track z coverem Bjork, więc tutaj też chciałbym dołożyć muzycznie coś unikatowego. Mam już na to nawet pewien pomysł, ale nie zdradzę jeszcze szczegółów. Od strony wydawniczej na pewno będzie to znowu gatefold a krążek zdecydowanie powinien mieć jakiś ładny, pastelowy kolor.

A jak to się ma do planów koncertowych Distant Mantra.

Przemek Piotrowski: Manager Kierownik z pewnością roztoczy tu słuszną wizję…

Kovy Jaglinski: No właśnie. Po wydaniu debiutu pojawiło się pytanie – to co teraz? Druga płyta czy koncerty? Wtedy zapadła decyzja, że druga płyta - teraz zdecydowanie stawiamy na granie live. Zapowiadam oficjalnie, że w roku 2024 nie będzie nowej płyty Distant Mantra – poza ewentualnym premierowym utworem bonusowym na winyl - ponieważ cała para pójdzie w zaprezentowanie naszego materiału z obydwu albumów na żywo. Część już jest zaaranżowana pod kątem występów, rozszerzyliśmy także nasz skład koncertowy o nowego, czarodziejskiego, fantastycznego ziomka – dosłownie za chwilkę będzie oficjalna prezentacja – więc... będzie się działo. Bardzo zależy mi też na uwypukleniu warstwy wizualnej na koncertach, to jest dla nas bardzo ważne. Wszystkie obrazki, które dotąd powstały do naszej muzyki są jej integralną częścią i elementem artystycznym. Do najnowszych obrazów zaprzęgnęliśmy nawet algorytmy sztucznej inteligencji i efekty są fenomenalne… Naszym stałym współpracownikiem w tym obszarze jest mój przyjaciel Wiktor Wilk z Wild Slavic Fragrances - absolutny guru tech wizualu i sztuk wszelakich. Dużo razem robimy fajnych rzeczy. Chcemy zdecydowanie przenieść ten wymiar na scenę – ale zobaczymy na jak wielkie kompromisy trzeba będzie pójść…

Słyszałem, że już macie pomysły dotyczące Waszej trzeciej płyty. Czy to jest dobry moment by uchylić rąbka ich tajemnicy?

Przemek Piotrowski: Obawiam się co wyjdzie aranżacyjnie. Kovy słucha ostatnio za dużo gitarowego grania. Może być bardziej surowo i bardziej skomplikowanie od strony muzycznej… Ja tam jestem za przestrzenią, oniryzmem, electro z elementami shoegaze. Spróbuje czuwać nad utrzymaniem tej słusznej linii.

Kovy Jaglinski: Oj tam oj tam… (śmiech- przyp.AD). No dobra, to prawda, że ostatnio wkręciło mi się nieco cięższe gitarowe granie – ale, żeby nie stresować Przemka i Małgosi, upust tej żądzy będę dawał w side projekcie LPUS, który współtworzę z moim przyjacielem Czarkiem, załogantem hardcore’owych śląskich składów – po Nowym Roku myślę, że pojawi się EPka, polecam uwadze. Z drugiej strony – mam nadzieję, że nie zdradzę strasznego sekretu, wspominając o kolejnej płycie Strange Pop, gdzie mam przyjemność znowu wtrącić swoje gitarowe trzy grosze. Album będzie miał swoją premierę w przyszłym roku. Natomiast trzecia płyta Distant Mantra na pewno będzie i na pewno nie wcześniej niż w 2025, a jak ona zabrzmi? Staram się uczyć od najlepszych. W ostatnich tygodniach słuchałem na żywo PJ Harvey, Royksopp i Archive… Teraz Bjork, a za chwilę Slowdive, Pineapple Thief, Tool i Taylor Swift. Myślę, że mniej więcej tak mogłaby zabrzmieć trzecia płyta Distant Mantra (śmiech- przyp.AD)

To najbardziej interesują mnie Twoje wrażenia po koncercie Taylor Swift - dzięki za rozmowę.

Rozmawiał Adam Dobrzyński

 

REKLAMA
Tool News

author

Adam Dobrzyński

Dziennikarz, Recenzent
 adam.dobrzynski@polskieradio.pl

 16.11.2023   fot. mat. prasowe

Raz, Dwa, Trzy 3 marca 2024 w Klubie Stodoła z przekrojowym koncertem "Ważne Piosenki"!

BOKKA prezentuje, na chwilę przed premierą albumu, nową wersję swojego największego hitu!

CZYTAJ RÓWNIEŻ
NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE
Trwa ładowanie zdjęć