Miał zostać sportowcem, wypadek samochodowy sprawił, że poświęcił się muzyce. Kilka światowych tras koncertowych , ponad 300 milionów sprzedanych płyt, 80 albumów nagranych w kilkunastu językach, ponad 5 tysięcy (!) zagranych koncertów- to w skrócie dorobek artystyczny hiszpańskiego piosenkarza Julia Iglesiasa. Julio Iglesias jest mistrzem nastroju, największym bodaj w świecie romantykiem w piosence. Każdy z jego utworów napisany jest z niezwykłym talentem, ma piękną melodię i tekst, który, nawet jeśli śpiewa w nieznanym nam języku– rozumiemy dzięki wtopieniu w ładunek liryki temperamentu Południa.
Oszczędny w gestach i scenicznym ruchu, nie nadużywa głosu, nie nadużywa ekspresji, dozuje napięcia, maluje i czaruje. Ma w sobie coś z arystokraty. W jego żyłach płynie zresztą błękitna krew; matka pochodziła ze szlacheckiej rodziny a wuj, były ambasador Hiszpanii w Anglii, tytułowany był markizem.
Mimo, że jest ikoną muzyki hiszpańskiej, w minionym roku nagrał płytę zwierającą 12 własnych interpretacji największych przebojów muzyki meksykańskiej zatytułowaną „MEXICO”. Po pierwszym albumie w hołdzie Meksykowi nagranym w 1976, Julio Iglesias - najlepiej sprzedający się artysta w historii latynoskiej muzyki - oddał cześć krajowi, który był ogromnym wsparciem w jego drodze do sławy. Wystąpił tam po raz pierwszy na początku lat 70-tych i szybko zdobył rzesze fanów w tym największym hiszpańskojęzycznym państwie na świecie. Błyskawicznie odwzajemnił tę miłość i doskonale poznał meksykańską kulturę, historię, muzykę i zwyczaje.
Na płycie "Mexico" Julio Iglesias odnawia swoje więzi z Meksykiem śpiewając najpopularniejsze piosenki kojarzące się z tym krajem. Album jest hołdem dla najwybitniejszych meksykańskich kompozytorów.