Pewien Rodzaj Opowieści: "Jesteśmy zdania, że singiel powinien mieć fajny klip, z czymś co dodatkowo przyciągnie słuchacza i przekona go aby pozostał do końca piosenki razem z nami..."

Ten tekst przeczytasz w ok. 12 minut
Pewien Rodzaj Opowieści: Jesteśmy zdania, że singiel powinien mieć fajny klip, z czymś co dodatkowo przyciągnie słuchacza i przekona go aby pozostał do końca piosenki razem z nami...
 fot. mat. prasowe

Pewien Rodzaj Opowieści to projekt muzyczny, który tworzą Irek Wasilewicz i Michał Swórka. Projekt powstał na początku 2021 roku w Lublinie. 8 września 2023 roku światło dzienne ujrzał ich debiutancki album zatytułowany „Wiersze”. Krążek zawiera 11 autorskich piosenek z polskimi tekstami. Wydawnictwo poprzedziło 5 singli z wideoklipami, które można odnaleźć w serwisie YouTube, kolejno: „Sen”, „Płuca”, „Wierszem”, „Niesiony powietrzem” i najnowszy „Który to już raz”. Utwory utrzymane są w klimatycznej stylistyce, a teksty to najczęściej wiersze. Jednak odnajdziecie tu też szereg gitarowych smaczków i rockowych odniesień.

 

Jesteście młodym zespołem, który całkiem niedawno opublikował swój pierwszy długogrający album. Opowiedzcie proszę jak doszło do powołania formacji do życia.

Dzień dobry! Z tym „młodym” to byśmy nie przesadzali, obaj jesteśmy po trzydziestce. Aczkolwiek jeśli chodzi o staż działalności projektu Pewien Rodzaj Opowieści to faktycznie jest to około 3 lat. Powołanie naszej formacji to trochę przypadek, mieliśmy dużo czasu, co było spowodowane pandemią, więc chcieliśmy gdzieś tę naszą muzyczną pasję poszerzać. Znaliśmy się długo, długo wcześniej ale jakoś nie było nam po drodze. Jednak splot pewnych wydarzeń - tych pandemicznych i poza pandemicznych - sprawił, że spotkaliśmy się wspólnie na próbie. Wcześniej wymieniliśmy się nagraniami naszych autorskich kompozycji, tekstów, tym co mamy do zaoferowania.  Chyba we dwóch zorientowaliśmy się, że odbieramy na tych samych falach i że powinniśmy się dogadać. Tak też się stało. Na początku po prostu graliśmy na gitarach i śpiewaliśmy, nie było żadnych planów na zespół, singiel, czy płytę. To wszystko ewoluowało z czasem.  

No i tu należy to ustalić- jesteście duetem ale w płytę, w jej powstawanie zaangażowanych było dużo więcej osób. To jesteście duetem czy docelowo, zespołem ?

 Na chwilę obecną, formalnie jesteśmy duetem. Wszystkie decyzje artystyczne jak i poza artystyczne podejmujemy we dwóch, każda z jedenastu piosenek na płycie jest naszą kompozycją, teksty do czterech piosenek to też nasze dzieło, pozostałe siedem wyszło spod pióra siostry Irka – Alicji Wasilewicz. Na płycie wsparli nas świetni muzycy sesyjni, ogromną rolę odegrał tu też nasz producent – Marek Majewski. Z kolei nad piosenkami w wersjach koncertowych pracujemy z inną ekipą – naszymi przyjaciółmi, z którymi znamy się od lat. Tak więc wkoło nas jest wiele świetnych osób, jednak trzon tego przedsięwzięcia jakim jest pewien Rodzaj Opowieści to Irek i Michał. 

Nazwa- bardzo intrygująca ale myślę, adekwatna w stosunku do tekstów, ale i kompatybilna z tytułem płyty. Ale- co dokładnie oznacza, skąd się wzięła ?

W zasadzie dokładnie nie pamiętam momentu w której wpadło mi to do głowy. Na pewno w pierwszej chwili było to w języku angielskim „Some Sort od Story”. Później gdy zaczęliśmy pracować nad materiałem potrzebna nam była nazwa. Zaproponowałem Michałowi swój pomysł. Na początku w sumie sceptycznie podchodziliśmy do Pewnego Rodzaju Opowieści na korzyść krótszych, bardziej chwytliwych nazw. Jednak wspólnie stwierdziliśmy ze nasz wybór będzie przyciągał swoją tajemniczością. 

Teksty- w Waszym przypadku bardzo ważny aspekt twórczości. Opowiedzcie o nich.

 Autorem największej ilości tekstów jest Alicja Wasilewicz, której bardzo dziękujemy za tak niebanalne „wiersze”. Michał i ja również dołożyliśmy swoją cegiełkę. Ja w postaci jednego tekstu, Michał trzech. Nad tekstami pisanymi przez Alicję również pracowaliśmy wspólnie, wieczorami, popołudniami w sali prób. Oczywiście w związku z tym, że Alicja jest moją siostrą łatwo mi odnaleźć się w jej tekstach. Mogę śmiało stwierdzić, że traktuję je jako swoje, pomimo wielu różnic jesteśmy podobni do siebie emocjonalnie. 

Wydawnictwo poprzedziło wydanie pięciu singli. Chciałbym byście o nich teraz opowiedzieli.

Zaczęliśmy od piosenki „Sen”, nagrywaliśmy ją jeszcze w pandemicznej rzeczywistości. Nawet w klipie do tej piosenki możemy zobaczyć całkowicie puste miasto. Piosenka bardzo spokojna, dająca ukojenie, niefatygująca, lekka, można odpłynąć, z bardzo mocnym tekstem! 
Później był singiel „Płuca”, również balladowa propozycja, dwie gitary akustyczna które z czasem uzupełniają inne instrumenty, kolejny świetny tekst  Alicji. 
Jako trzeci w kolejce został wydany singiel „Wierszem”. Tą piosenką chcieliśmy przełamać ten spokojny balladowy klimat, jest trochę szybciej, radośniej, poza tym była wiosna, wszystko rodziło się do życia, więc i my chcieliśmy zaproponować naszym słuchaczom coś optymistycznego. Do tej pory uważamy, że to jedna z najbardziej radiowych piosenek na całej płycie. 
„Niesiony powietrzem” to czwóreczka na naszej singlowej liście. Piosenka jest o tym, że warto iść własną drogą. Niebanalna kompozycja, z fajnym bridg’em, jesteśmy bardzo zadowoleni z tego utworu, jest lekko rockowo, pojawia się też trąbka. Bardzo udał się też klip do tej propozycji – zaproponowaliśmy współprace lokalnemu klubowi wspinaczkowemu. Polecamy każdemu kto jeszcze nie słyszał i nie widział! 
Listę zamyka singiel numer pięć: „Który to już raz”, charakterystyczny wstęp na klawiszach, bardzo radiowy i wkręcający się do głowy refren, również fajny klip na jednym z najwyższych budynków w Lublinie. Na koniec chcemy powiedzieć, że lista singlowa nie jest jeszcze zamknięta! 

Forma wydania pięciu nagrań jako zapowiedź całego wydawnictwa. Zaczęliście już chyba w 2021  roku. Czemu właśnie tak to sobie ułożyliście?

To czysty przypadek, wydając singiel „Sen” nie przypuszczaliśmy jeszcze że nagramy kolejne piosenki, a co dopiero, że nagramy całą płytę! Apetyty rosły w miarę jedzenia. Zobaczyliśmy, że to co robimy jest dobre, ma fajny odbiór, że dobrze się rozumiemy, więc stwierdziliśmy że trzeba iść za ciosem. Od czasu do czasu wypuszczaliśmy kolejną piosenkę, aby nie dać o sobie zapomnieć i aby nabudować emocje u słuchaczy przed całą, długogrającą płytą. 

Muzyka progresywna, może bardziej art rockowa, pop rockowa, czasami mam wrażenie, że słyszę liryczną wizję rocka, rockową poezję śpiewaną. Jak Wy definiujecie gatunek muzyczny, w którym tworzycie ?

Prawdę mówiąc ciężko nam czasem przypisać naszą muzykę do jakiegoś gatunku. Obydwaj wywodzimy się w zasadzie z muzyki gitarowej, Michał ma jednak dużo większe doświadczenie ze względu na wieloletnią twórczość w zespole Spring Rolls. W moim odczuciu jest to ciągle delikatny rock. Kompozycje nie są banalne i czuć w nich klimat lat 2000, czyli moment w którym zakochiwaliśmy się w muzyce.  

Odnoszę wrażenie, że w Waszej twórczości niezwykłą wagę przykładacie do swoich teledysków…

Tak, to prawda. Jesteśmy zdania, że singiel powinien mieć fajny klip, wykonany starannie, z jakimś zamysłem, z czymś co dodatkowo przyciągnie słuchacza i przekona go aby pozostał do końca piosenki razem z nami. Niekoniecznie musi być wysokobudżetowy, czasem dobry pomysł załatwia sprawę. Poza tym nie jesteśmy na bieżąco z obecnym światem tik-toków, instagramów, influenserów itp. Czasami mamy problem z tym, żeby poprawnie wstawić post lub relację na social mediach. Śmiejemy się, że potrzebujemy jakiegoś asystenta o dzisięć lat młodszego – wtedy bylibyśmy na bieżąco. Więc chociaż tymi teledyskami staramy się przyciągnąć słuchaczy. 

(…) życie i tworzenie poza zgiełkiem stolicy działa tylko na plus.

Reprezentujecie lubelską scenę. Ona od lat przynosi polskiemu rynkowi muzycznemu bardzo dużo dobrej muzyki. Czujecie ciężar odpowiedzialności na Waszych muzycznych barkach ?

Zgadzamy się, że lubelska scena ma bogate tradycje w tej kwestii. Sami potrafimy obecnie włączyć sobie którąś z płyt Budki Suflera i posłuchać od deski do deski wszystkich piosenek. Ostatnio np. jestem (odpowiada Michał- przyp.AD) pod wrażeniem albumu „Nic nie boli tak jak życie”, można powiedzieć że odkryłem go na nowo. Podziwiamy obecną formę Krzysztofa Cugowskiego, dotknęła nas śmierć Romualda Lipki, śledzimy losy pozostałych muzyków którzy nadal działają  pod tym szyldem. Można by wymieniać też innych wykonawców… na pewno są dla nas dowodem na to, że będąc z Lublina też można, a życie i tworzenie poza zgiełkiem stolicy działa tylko na plus. Zresztą teraz mamy do Warszawy 1,5h jazdy – więc znośnie. 

Michał, masz za sobą współpracę z zespołem Spring Rolls. Jak ją wspominasz?

Współpraca to za mało powiedziane. Byłem współzałożycielem tego zespołu, poświęciłem sporo czasu i energii na ten projekt, czasami nawet zastanawiam się czy nie za dużo. Był czas, że naprawdę sporo się działo, a na moim zaangażowaniu w te sprawy cierpiało wszystko co było wkoło, poza muzyką. Przebyliśmy naprawdę długą drogę, od wyklejania wytłaczankami ścian za małolata, po supporty największych gwiazd polskiej sceny muzycznej. Graliśmy sporo koncertów, tak naprawdę w całej Polsce. Nigdy nie korzystaliśmy z agencji koncertowych, zawsze wszystkie sprawy ogarnialiśmy sami. Pełniłem też funkcję menadżera w tym zespole. Wydaliśmy płytę długogrającą pt. „Universum”, poprzedzoną EPkami i singlami. Jestem bardzo dumny z tej płyty, a szczególnie z partii gitarowych które tam nagrałem. Jednak tak czasem jest, że coś się kończy a coś zaczyna i musieliśmy zawiesić działalność… ale dzięki temu mamy teraz Pewien Rodzaj Opowieści. 

A jak Michale zaczęła się Twoja przygoda w muzycznym świecie ?

Hmmm…ciężkie pytanie. Myślę, że zaczęło się od starej gitary mojego taty (Defil-przyp.AD), która stała w kącie mojego domu. Od zawsze mnie ciekawiła. Pewnego dnia postanowiłem, że nauczę się na niej grać, a później już było z górki… ćwiczyłem całymi popołudniami po szkole podstawowe akordy, później kupiłem nowego akustyka, później elektryka i jakoś poszło. W tym czasie też zainteresowałem się zespołem, który miał próby niedaleko mojego miejsca zamieszkania. Słyszałem jak ćwiczyli wieczorami. Pomyślałem, że dlaczego ja miałbym nie założyć zespołu…i tak powstały podwaliny pod Spring Rolls…no a około dziesięć lat później powstał Pewien Rodzaj Opowieści.

Irku- a Twoje muzyczne początki – jak wyglądały

Przygodę z muzyką zaczynałem w wieku kilku lat, gdy w szkole zapoznawaliśmy się z fletem prostym. Rodzice zauważyli, że bardzo szybko uczyłem się melodii ze słuchu. Później w naszej szkole zawiązała się orkiestra dęta w której grałem na saksofonie przez parę ładnych lat. Miałem w swoim życiu różne momenty jeśli chodzi o muzykę, ale zawsze do niej wracałem. W szkole średniej zaczął się poważniejszy „romans” z gitarą i trwa on do dziś. 

Nad „Wierszami” czuwał także od strony producenckiej ale i muzycznej, wspominany wcześniej Marek Majewski. Jak doszło do Waszego muzycznego spotkania?

Po kilku próbach stwierdziliśmy, że chcemy - zupełnie dla siebie -  nagrać sobie jedną z naszych piosenek. Bo nam się podoba. Więc zaczęły się poszukiwania miejsca, w którym moglibyśmy to zrobić. Wiedzieliśmy, że Marek ma studio nagrań, znaliśmy się też wcześniej z lubelskiej sceny muzycznej. Poza tym, coś nam podpowiadało że estetyka Marka, to jakim  jest muzykiem, jego wrażliwość, będzie idealnie pasowało do tej piosenki. Dodatkowo co trzech gitarzystów, to nie dwóch. No i napisaliśmy e-maila zaczepnego, dostaliśmy odpowiedź, że bardzo chętnie zajmie się tym utworem, piosenka „Sen” od razu przypadł mu do gustu. Tak to się zaczęło i trwa do dziś. Jesteśmy bardzo wdzięczni Markowi za całokształt jego wkładu w tą płytę i na łamach tego wywiadu jeszcze raz chcielibyśmy mu bardzo podziękować za wszystko! 

Jak wyglądała Wasza współpraca. Były spięcia czy naturalne wsparcie, uzupełnianie, podrzucanie pomysłów?

Współpraca przebiegała całkowicie bezkonfliktowo, a jedyne spięcia , jeśli tak to w ogóle można nazwać, wynikały z presji czasowej naszej lub Marka. Po prostu ciężko było to wszystko poukładać, tak aby prace efektywnie posuwały się do przodu, a proces nagrywania albumu nie rozciągnął się na trzy lata. Każdy z nas trzech ma swoje życie prywatne, też inne obowiązki,  i miejscami naprawdę wszystko było pospinane na pineski, żeby tylko się nie rozpadło. Poza tym garściami czerpaliśmy z doświadczenia muzycznego Marka, mieliśmy otwartą głową na każdy pomysł czy propozycję, ani razu nie padło stwierdzenie że ma być tak jak chcemy, a nie inaczej. Chyba już trochę wyrośliśmy z tego. 

Jakie macie plany związane z ostatnimi miesiącami bieżącego roku?

Ostatnie miesiące 2023 to finisz jeśli chodzi o przygotowanie materiału z naszej debiutanckiej płyty w wersjach koncertowych. Chcemy ten etap zwieńczyć koncertem, który jednocześnie będzie koncertem premierowym – nasz pierwszy występ live jako pełnowymiarowy zespół. Już od jakiegoś czasu spotykamy się w sali prób z naszymi przyjaciółmi, którzy wspomogą nas w tym wydarzeniu i w przyszłych koncertach. Chcemy z pełną parą w 2024 roku ruszyć z graniem koncertów live, tych większych i tych mniejszych. Bardzo za tym tęsknimy.  

Dzięki za rozmowę.

Również dziękujemy! 

Rozmawiał Adam Dobrzyński
 

REKLAMA
30 Seconds To Mars News

author

Adam Dobrzyński

Dziennikarz, Recenzent
 adam.dobrzynski@polskieradio.pl

 10.10.2023   fot. mat. prasowe
CZYTAJ RÓWNIEŻ
Trwa ładowanie zdjęć