Natalia Zastępa: „Nadal towarzyszy mi wzruszenie, że spełniło się jedno z moich marzeń…”

Ten tekst przeczytasz w ok. 14 minut
Natalia Zastępa: „Nadal towarzyszy mi wzruszenie, że spełniło się jedno z moich marzeń…”
 fot. Marcin Ziółko

Rozmowa z Natalią Zastępą w związku z premierą debiutanckiego albumu zatytułowanego „Nie żałuję”.


21 maja to dla Ciebie od tego roku będzie pewnie szczególna data – czyli premiera Twojej debiutanckiej płyty. Jakie to uczucie, wreszcie trzymać w ręku owoc dwóch lat pracy.

Tak naprawdę , to nadal towarzyszy mi wzruszenie, że spełniło się jedno z moich marzeń, jeszcze z czasów gdy byłam dzieckiem. Bardzo miło wspominam moment, kiedy na moim Instagramie zamieściłam filmik, na którym rozpakowuję album. Moi fani, napisali mi, że wyglądam jak mała dziewczynka, która wyjęła prezent spod choinki i okazało się, że jest to lalka Barbie. Więc to chyba w jakimś stopniu oddaje to, jak się czuję.

Pozwolisz, że zanim porozmawiamy o samej płycie, trochę powspominamy. Szerszej publiczności dałaś się poznać dzięki udziałowi w pierwszej edycji programu The Voice Kids. Jak Ty, z perspektywy czasu, wspominasz swoją przygodę z dziecięcą wersją Voica? Czy pozostały po tym programie jakieś przyjaźnie czy jednak czas wszystko zweryfikował?

Od The Voice Kids tak naprawdę wszystko się zaczęło, również moja współpraca z wytwórnią.  Gdybym nie wystąpiła w tym programie, to prawdopodobnie też nie wydałabym tej płyty. Jeżeli chodzi o przyjaźnie, to w sumie do tej pory, te relacje utrzymują się z wieloma uczestnikami programu. Może to nie są jakieś bliskie przyjaźnie czy więzi, ale gdzieś tam nasze drogi się spotykają, chociażby tymi uczestnikami, którzy również współpracują z Universalem.  Jeżeli chodzi o wspomnienia, to są one jak najbardziej pozytywne, mimo, że nie byłam zadowolona z mojego wykonania piosenki „Titanium” podczas „Przesłuchań w ciemno”.  Wszystko było dla mnie nowe,  stanowiło formę zabawy. A teraz, to już wszystko wygląda nieco poważniej.

Na The Voice Kids jednak Twoja przygoda z formatem The Voice się nie zakończyła. Wystąpiłaś w 9 edycji programu The Voice Of Poland, w którym dotarłaś aż do finału. Jakbyś miała porównać swój udział w obu odmianach Voica, to jakie widzisz różnice?

Pomijając już takie kwestie dotyczące samego formatu, że The Voice Kids jest krótszy i nie ma odcinków na żywo, to z pewnością rywalizowanie w The Voice Of Poland z wykonawcami, którzy śpiewali w musicalach, mieli na swoim koncie już płyty stanowiło duże wyzwanie. Gdy występowałem w obu programach, byłam na granicy wieku 15-16 lat, czyli z jednej strony dziecko, a z drugiej już czułam się dorosła. W The Voice Kids, występowali uczestnicy kilka lat młodsi ode mnie, a minęło pół roku i nagle znalazłam się w The Voice of Poland, gdzie przyszło mi się mierzyć z doświadczonymi wokalistami. Więc to już jest trochę inne śpiewanie i inny wyższy poziom.

Czy doświadczenia które zdobyłaś w The Voice Kids, dodały Ci pewności siebie w dorosłej edycji programu, czy też stanowiły rodzaj jakiejś presji?

Mimo wszystko odczuwałem pewnego rodzaju presję, stres – szczególnie jeżeli chodzi o te pierwsze etapy. Wiedziałem jakie emocje towarzyszyły mi podczas Przesłuchań w ciemno czy podczas Bitew. Poza tym, występując wcześniej w The Voice Kids, z którego wielu widzów mnie kojarzyło chciałam wypaść jak najlepiej i bałam się tego, że żaden z trenerów się nie odwróci. Ale też były pozytywne aspekty, chociażby, że mogłam ponownie spotkać ludzi z produkcji, którzy pracują przy obu formatach. To wspaniałe osoby, które wykonują doskonałą robotę.

Przez ostatnie lata rynek muzyczny niezwykle się zmienił. Zmienił się też sposób promocji wykonawców i dystrybucji muzyki. Ja należę do pokolenia, dla którego płyta jest takim namacalnym efektem pracy artystycznej, który można wziąć do ręki, celebrować słuchanie muzyki, przeglądając dołączoną książeczkę. Muzyka cyfrowa, jest tego wszystkiego pozbawiona. Coraz trudniej, za tymi wszystkimi nowościami muzycznymi nadążyć, a Artystom zaistnieć na rynku. Jak myślisz, czy udział w programach typu talent show to najszybszy sposób na zrobienie kariery?

Myślę, że z pewnością jest to jedna z dróg, która umożliwia zaprezentowanie się szerokiej publiczności. Może niekoniecznie jest to droga łatwa, bo nie mówię, że przejście przez program jest proste. Ale jest to okazja, by  kilka milionów ludzi mogło się dowiedzieć o Twoim istnieniu, o tym że robisz muzykę. Później często te osoby szukają Cię w internecie, czy to na YouTube czy Spotify.  Oczywiście nie jest to jedyna droga. Przykładem może być Sanah, która zbudowała sobie markę na YouTube, bez udziału programach typu talent show.

Podobno dziennie do streamingu trafia kilka tysięcy utworów, więc nie jest to łatwa sprawa się przebić…

To prawda. Dlatego jestem ogromnie wdzięczna, mam poczucie, że ktoś nade mną czuwa i jakimś cudem, udało mi się przebić.  Każdy dzisiaj może mieć swój kanał na YouTube, czy piosenki w serwisach z muzyką cyfrową. Z pewnością też potrzebna jest odrobina szczęścia.

1 grudnia 2018 roku ukazał się Twój debiutancki singiel „Za późno”. Przyznam szczerze, jak go po raz pierwszy usłyszałem byłem nim oczarowany, a jestem dość wymagającym słuchaczem. Od tej pory, starałem się na bieżąco śledzić Twoje poczynania muzyczne. Do tej pory „Za późno” obejrzano ponad 7 mln razy w serwisie YouTube. Czy to były Twoje pierwsze doświadczenia przy nagraniach w studio?  Jak wyglądały prace nad tą piosenką?

Nie, wcześniej miałam już okazję pracować w studio, gdy byłam młodsza, ale to było coś zupełnie innego, niż praca nad własną piosenką. Pamiętam moje spotkanie z Wojtkiem Łuszczykiewiczem z zespołu Video, czy też Juliuszem Kamilem, z którym współpracowałam przy większości piosenek jakie znalazły się na płycie. To nie była praca nad coverem, tylko wspólna praca której towarzyszyły rozmowy i kompromisy.

Twój kolejny singiel to kawałek „Nie żałuję” – jak się okazało tytułowy utwór z debiutanckiej płyty. W przypadku pierwszego kawałka, nawiązywałaś stylistycznie do muzyki z lat 90-tych. „Nie żałuję” to swingujący kawałek. W tekście utworu czytamy: „Żeby czerpać z życia, ile się da, a wszystko co nas spotyka – gorsze i lepsze chwile – mają wpływ na to, kim jesteśmy teraz” – czy te słowa stanowią Twoje motto życiowe?

W jakimś sensie tak, z pewnością jest motto tego albumu. Podczas pracy nad płytą, były różne sytuacje, lepsze i gorsze, miłe i niemiłe. Myślałem, że pewne dni będę przeklinać do końca mojego życia, ale tak się nie stało. Bo te wszystkie doświadczenia czegoś mnie nauczyły. To była taka prawdziwa lekcja  życia i pokory.  Te wszystkie wydarzenia mnie ukształtowały i zbudowały, nauczyły mnie reagowania w określonych sytuacjach.

Trzecim singlem były „Kłopoty”  nagrane przy współpracy z Maciejem Wasio, Olafem Deriglasoffem, a także sanah. Doborowe towarzystwo. Jak się układała Wam współpraca i jak do niej doszło?

Gdy rozpoczynałam prace nad płytą miałem 16 lat. W Universalu, miałam kilku opiekunów, dzięki którym miałam okazję poznać tych wszystkich niesamowitych ludzi. Spotkanie z sanah było dosyć naturalne, gdyż współpracuje z tym samym wydawnictwem co ja. Poznałyśmy się, jeszcze zanim sanah stała się tak popularna w naszym kraju. A jeżeli chodzi o Olafa i Macieja, to na początku byłam trochę przerażona, gdyż wiedziałam, że współpracowali wcześniej z wieloma artystami, których osobiście podziwiam. Jak się okazało, byli niezwykle otwarci i pozytywnie nastawieni do takich ludzi, jak ja którzy dopiero rozpoczynają swoją karierę. Bardzo podbudowało mnie to spotkanie, ponieważ   usłyszałam miłe słowa od osób, które mi imponują.

„Rudy” był Twoim czwartym singlem. Przyznam, że to chyba mój ulubiony numer z całej płyty. Piosenka opowiada o często skomplikowanych relacjach międzyludzkich, które też w pewnym stopniu obnażyła pandemia. Chociaż przyznam szczerze, że obserwując młodych ludzi trochę mnie przeraża fakt, że coraz częściej rozmowa z drugą osobą odbywa się za pomocą komunikatorów. Wiemy o znajomych tyle, ile przeczytamy w serwisach społecznościowych. Jak Ty, jako młoda dziewczyna oceniasz to pewnego rodzaju zjawisko socjologiczne?

Wiesz, to bardzo ciekawe pytanie. Oglądałam ostatnio ciekawy film dokumentalny na Netflixie „Dylemat społeczny” – który gorąco polecam. Żyjemy w takich czasach, że taka forma kontaktu staje się coraz bardziej powszechna. Ja nie ukrywam, że wolę spotkania face 2 face ze znajomymi, ale nie zawsze jest to możliwe.  Wirtualne kontakty, często wykorzystuję również w pracy, kontaktując się z managerką, która jest w Warszawie, a ja moim domu w Krapkowicach. Jest to duże ułatwienie. Oczywiście są plusy i minusy, ale myślę, że trudno już nam wszystkim będzie zrezygnować z takiej formy kontaktu.

Jesteś również współautorem kilku piosenek na płycie. Współpracowałaś przy powstaniu tekstów i muzyki. Jak ta współpraca wyglądała w praktyce czyli jakbyś mogła nam zdradzić trochę tak zwanej „kuchni”.

Jeżeli chodzi o piosenki, w których jestem współautorką muzyki i słów to tak naprawdę są to dwa utwory. To takie piosenki, które gdzieś powstały w moim zaciszu domowym, usiadłam sobie przy pianinie powstała melodia i jakiś zarys tekstu, a następnie w studio dalej nad tymi pomysłami pracowaliśmy chociażby z Magdą Wójcik czy Radkiem Bieńkowskim.  Magda pomogła mi dopracować tekst, a Radek muzykę podsuwając pomysły na to by efekt końcowy był zadowalający.  Też się tak zdarzało, że producent podsuwał mi jakiś pomysł, który mi się podobał i nad nim wspólnie pracowaliśmy.  Pamiętam, taką sytuację, że podczas pracy  w studio, zakończyliśmy nagrania kilku piosenek i nagle pojawił się jakiś fragment tekstu, czy jakiś riff – który podchwyciliśmy i tak powstał zalążek kolejnej piosenki. Taka sytuacja miała miejsce chociażby z utworami „Nie żałuję” czy „Rudy”. Wtedy jest tak zwana burza mózgów, o czym taki kawałek mógłby być, rozmowy, przemyślenia – czasami kłótnie.  „Rudy” powstał tak na serio z kłótni. Lekko posprzeczałam się z Juliuszem Kamilem na temat polskich tekstów.  Prowadziliśmy dyskusję, w której się nawzajem przekonywaliśmy, dlaczego teksty które np. mnie  podobają w jego ocenie są słabsze od tych które podobają się jemu.

Ta płyta to również mieszkanka styli muzycznych, takie trochę muzyczne poszukiwanie siebie. Taki był zamysł czy po prostu tak wyszło?

Myślę, że zamierzony. Od początku prac nad płytą mówiłam, że cały czas poszukuję.  Wydaje mi się, że w wieku 16 lat mogę poszukiwać, a nie wiedzieć. Ale to są takie poszukiwania sięgające do moich inspiracji muzycznych. Od dziecka lubię muzykę soulową czy R’n’b  i te inspirację słychać czy to w „Nie żałuję” czy w „Za wcześnie” – to takie moje korzenie. Ale też zawsze kręciła mnie muzyka gitarowa, stąd też współpraca z grupą Sonbird przy kawałku „Mantry”. Jestem ich fanką.  Chcieliśmy też klimatem powrócić do lat 80-tych, jednak do końca nam się to nie udało, wyszło trochę bardziej współcześnie. Na płycie także nie zabrakło popowych kompozycji, popowo – rockowych jak np. „Kłopoty”. Wydaje mi się, że te różne style muzyczne gdzieś tam ze sobą balansują i to jest fajne.

Na albumie znalazło się dwanaście utworów. Czy w tym zestawie piosenek, jest taki, który jest Tobie najbliższy, taki najbardziej ulubiony?

Wiadomo, są piosenki które lubię bardziej, a które lubię mniej.  Z każdą z tych piosenek wiążą się jakieś wspomnienia. Ale chyba najbardziej sentymentalnie podchodzę do utworów „Błysk” i „Chłopak” bo to takie kawałki wyciągnięte z mojej szuflady, których cała „baza” jest moja. To chyba takie najważniejsze dla mnie piosenki, bo uważam je za taki krok naprzód.

Podobno w dzieciństwie, nie przepadałaś za zespołem Queen i Freddiem Mercurym? (śmiech przyp. Red). Czy z upływem lat, coś się w tej kwestii zmieniło?

Tak, z tym wiąże się zabawna historia. Ogólnie moja mama jest największą fanką Queen w rodzinie. Kiedyś jak byłam dzieckiem, rodzice puścili mi zapis koncertu – chyba to był Live Aid. Kompletnie nie rozumiałam fenomenu Freddiego, co to za śmiesznie wyglądający Pan, co to za ciuchy i jak on w ogóle wygląda (śmiech przyp.red). Ja wtedy byłam na etapie słuchania kawałków z High School Musical  (śmiech przyp.red). Minęło kilka lat, i prosiłam mamę żeby pojechała ze mną na koncert Queen i Adama Lamberta, bo tak bardzo bym chciała ich usłyszeć na żywo.

Nie wiem ile w tym jest prawdy, ale plotka głosi, że pierwotnie album miał się ukazać wcześniej. Jednak sytuacja związana z pandemią, miała wpływ również na plany wydawnicze. To tylko plotka czy coś było na rzeczy?

Mieliśmy takie plany, ale to był jeszcze czas kiedy płyta nie była skończona. Chcieliśmy by ukazała się jesienią. Ale z perspektywy czasu, cieszę się, że płyta ukazała się dopiero teraz. Uważam, że jest to lepszy okres dla mnie i ogólnie lepsza pora roku. Było też więcej czasu, by ten materiał dopracować. Wiesz, gdy jest takie założenie, że musimy coś zrobić w określonym czasie, to robi się pewnego rodzaju ciśnienie, a to chyba nie służy utworom. Ostatnie piosenki, powstały na początku tego roku.

Maj tego roku jest dla Ciebie intensywnym miesiącem. Matura, a teraz premiera płyty i działania promocyjne. A jakie są Twoje dalsze plany?

Jesienią chciałabym się przeprowadzić do Warszawy i rozpocząć studia, prawdopodobnie medioznawstwo – jeżeli oczywiście się dostanę oraz do szkoły muzycznej na wokalistykę estradową, do której dzisiaj miałam egzamin - stąd taka galowa marynareczka dzisiaj (śmiech. przyp. red)

A jak udaje Ci się godzić edukację z karierą?

Jak do tej pory wszystko udawało mi się pogodzić. Wiesz, dla mnie jak na razie praca z muzyką w ogóle nie jest męcząca – póki co, bo nie wiem co powiedzieliby Artyści którzy od wielu lat są na rynku. Zawsze się tym jaram i cieszę się gdy się coś dzieje.

Rozmawiamy dwa dni po zakończeniu Eurowizji, festiwalu który od lat wzbudza emocje. Jedni ją kochają, drudzy nienawidzą. Jaki Ty masz stosunek do tego festiwalu. Załóżmy, że otrzymałabyś propozycję udziału reprezentowania Polski w kolejnej edycji. Byłabyś na tak czy na nie?

Ciężko powiedzieć. Generalnie Eurowizja nie kojarzy się najlepiej, nie jestem jej fanką. Ale oglądając kilka występów byłam pozytywnie zaskoczona, że coś się na tym festiwalu zmienia. Tegoroczni zwycięzcy Włosi czy Francuzka która zajęła drugie miejsce mieli bardzo ciekawe propozycje. Nie Eurowizyjne. To mnie zaskoczyło. I to chyba jest dobre, że muzycznie Eurowizja staje się otwarta, że więcej wykonawców może na niej zaistnieć, a nie tylko piosenki nastawione na telewizyjne show.

Pandemia wywróciła branże muzyczną do góry nogami, nawet w momencie w którym rozmawiamy, jeszcze nie wiadomo, kiedy powróci koncertowa normalność. Czy ta sytuacja ma wpływ na Twoje plany artystyczne?

Ciężko w tym momencie cokolwiek planować. Wielu artystów, którzy ogłosili swoje trasy teraz je przekłada. Mam jakieś plany na pojedyncze koncerty zapisane w kalendarzu, ale na ten moment, nawet nie ma sensu o nich mówić.  Jeżeli wszystko się ułoży, to zamierzam wystąpić podczas Craft Music Festival we Wrocławiu pod koniec lipca.

Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Sebastian Płatek

 

REKLAMA
30 Seconds To Mars News

author

Sebastian Płatek

Redaktor naczelny
 redakcja@netfan.pl

 26.05.2021   fot. Marcin Ziółko
CZYTAJ RÓWNIEŻ
Trwa ładowanie zdjęć