Kaczmarek: „Muzyka to coś więcej niż odśpiewanie czy zagranie melodii, ale przesycenie tej warstwy emocjami, które w danym momencie są w nas..."

Ten tekst przeczytasz w ok. 14 minut
Kaczmarek: „Muzyka to coś więcej niż odśpiewanie czy zagranie melodii, ale przesycenie tej warstwy emocjami, które w danym momencie są w nas...
 fot. mat. prasowe

Rozmowa z Michałem Kaczmarkiem, wokalistą , na co dzień wykonującym muzykę jazzową i popową. Laureatem wielu prestiżowych konkursów, w tym m.in. Międzynarodowego Festiwalu Sztuki Słowiańskiej "Słowiański Bazar". Kaczmarek współpracuje z Royal Symphony Orchestra, Modern Symphony Orchestra, Narodową Orkiestrą Symfoniczną Polskiego Radia i Beethovenowską Orkiestrą Symfoniczną. Był solistą na trasach, prezentujących symfoniczne aranżacje twórczości największych światowych artystów: Michaela Jacksona, Freddie’go Mercury, Whitney Houston czy Franka Sinatry. W ramach projektu British Rock Symphony zagrał m.in. na Life Festival obok Stinga, Jassie Ware i Erica Claptona.


Michale, jak możemy wyczytać, pochodzisz z niezwykle umuzykalnionej rodziny - dziadek, ojciec, bracia, siostry realizują się muzycznie. Naturalnym więc było, że ty również pójdziesz w tę stronę?

Szczęściem dla mnie było ze urodziłem się jako najmłodszy (śmiech przyp. red). Dzięki temu zdobywałem doświadczenia obserwując moje rodzeństwo, a także kunszt mojego ojca, od którego nie tylko nauczyłem się słuchać muzyki, ale też rozumieć i bawić się nią. Pamiętam próby naszej kapeli rodzinnej ale i próby różnych formacji, które tworzył tata. Już jako niemowlę raczkowałem pomiędzy instrumentami i dźwiękami.  Dzięki temu w naturalny sposób poznawałem nie tylko harmoniczne aspekty instrumentarium ale i barwy tych instrumentów. To były lekcje audycji muzycznej i instrumentalistyki. Kiedy zacząłem edukacje w szkołach muzycznych, a potem na Akademii, uświadomiłem sobie że ten rozdział już zaliczyłem w domu. Z tą różnicą, że nie otrzymywałem punktacji ani ocen i wpisu do indeksu. Ojciec był wymagającym nauczycielem, ale też wyrozumiałym. Wiedział, że potrzeba czasu na przefiltrowanie informacji, które przekazywał. A było ich dużo. Na pewno chciał, żeby jego dzieci posiadały tę wiedzę co on. To nie tylko sprowadzało się do nauki w dziedzinie muzyki, ale przede wszystkim mądrości życiowej i muzykowania. A co za tym idzie, tworzenia. Również w innych sferach życiowości. On nie uczył się skal jazzowych, by na bazie tego po wkuciu zasad z książki grać wyuczone frazy. On to miał. Tak naturalnie. Potrafił wziąć każdy instrument i zagrać. Posiadał ponad 1000 instrumentów. Co istotne, znał każdy z nich i na każdym przynajmniej raz zagrał. Do dziś pamiętam artystów, muzyków, będących w trasie, którzy przejeżdżając przez Ostrów, zahaczali do Macieja. By wspólnie grać, rozmawiać, wspominać i snuć plany. Ojciec brał instrument i w zależności od stroju lub współbrzmień grał różne melodie i improwizacje. Kiedyś się zastanawiałem jakbym mógł określić go? Dla mnie był ludowym jazzmanem.

W którym momencie zdałeś sobie sprawę, że naprawdę chcesz to robić i z tego żyć?

Kiedy stawałem na krzesełku, szafeczce, stole i widziałem że to co robię interesuje innych.
Wiedziałem, że nie jestem obojętny moim pierwszym słuchaczom. Za każdym razem do momentu kiedy ojciec jeździł ze mną na konkursy i festiwale, a było to do 17 roku życia, przekazywał mi mądrości. Do dziś odnoszę się do nich. Mawiał „nie ważne jest stanąć na podium, ważne jest wystąpić tak żeby tę publiczność czuć w swojej opowieści, którą im przekazujesz. Muzyka to coś więcej niż odśpiewanie czy zagranie melodii, ale przesycenie tej warstwy emocjami, które w danym momencie są w nas.

Masz za sobą udział w wielu młodzieżowych konkursach i to nie byle jakich, bo wróciłeś z nich z wieloma różnymi nagrodami. Z którego z nich masz najfajniejsze wspomnienia? Udało się poznać kogoś ciekawego, biorąc w nich udział?

Najfajniejsze wspomnienia to Niemen NonStop. Słupsk jest blisko morza, więc wieczory i noce spędzaliśmy na plaży w Ustce. Wyjeżdżaliśmy często ostatnim busem do Ustki, a wracaliśmy pierwszym do Słupska, prawie bezpośrednio na próby. Ten konkurs dał mi dużo satysfakcji i wiary że moja praca ma sens. Miałem świadomość z jakim repertuarem się mierzę. Wymyślałem aranżacje, które odzwierciedlały mój styl i wizje interpretacji danego utworu. Wówczas miałem okazję dać pod ocenę również mój autorski utwór „Brand New Man”. Dużo się działo podczas tego festiwalu. Wspaniałe znajomości, które trwają do dziś.
Cudowne wspomnienia mam również z Bydgoszczą czyli Zaucha Festiwal i Pejzaż Bez Ciebie, oba w tym samym miejscu, to znaczy Opera Nova. I znowu, praca nad repertuarem, aranżacjami. Poznawanie wspaniałych ludzi, autorytetów, muzyków. Za każdym razem kiedy pojawiałem się w miejscu danego konkursu czy festiwalu starałem się pójść na spacer, żeby poznać dusze i charakter tych miast i miasteczek. Barwy otoczenia, nieba, cienie, padanie promieni słonecznych, sprawiły że zapamiętałem te miejsca ze szczegółami.

Co byś powiedział młodym artystom, którzy nie raz boją się wziąć udział w tego typu konkursach muzycznych ze względu na stres czy brak wiary w swoje umiejętności?

Najpierw warto popracować nad świadomością swoich możliwości. Ale podejść do tego z pewnym dystansem. Michael Jackson już się taki urodził, to był talent. Jeśli dostrzeżesz w sobie ten talent, pielęgnuj go i pracuj, żeby być pewnym tego co robisz. W czym jesteś mocny a czego ci brakuje. Od razu Krakowa nie zbudowano. Dzięki temu jest tak magiczny. Bo dojrzewał. Trzeba przyjmować krytykę, jeśli taka się pojawi. Ale przede wszystkim patrzeć na siebie okiem krytycznym, nie osiadać na laurach. I zawsze zostawić rezerwę na to że może być lepiej.

Śpiewałeś m.in. z Tatianą Okupnik, Andrzejem Piasecznym, Anią Wyszkoni czy zespołem Rezerwat. Czy ta współpraca z nimi nauczyła cię czegoś, co do dziś jest dla ciebie ważne? Czego się od nich nauczyłeś?

Najdłużej śpiewałem z Tatianą Okupnik, tworzyliśmy skład z materiałem jej płyty, która była produkowana w Stanach. Nauczyłem się od niej by być na serio i  pamiętam na pierwszej próbie, podeszła do mnie i powiedziała. ”Czy ty żujesz gumę?”  Odpowiedziałem, tak. Nawilżam sobie w ten sposób śluzówkę gardła. Odpowiedziała, Nie wyobrażam sobie, żebyś się nią udusił podczas śpiewu. Czasami odbierałem ją jak starszą siostrę. Była troskliwa i bardzo naturalna. A przy tym zjawiskowa. Z Piaskiem mieliśmy styczność bodaj dwa razy. Ale to nie jest na tyle mało żeby poznać człowieka. Nauczyłem się od niego spokoju i dystansu do tego co się dzieje wokół. Skupienie się na tu i teraz. Zaśpiewanie z Anią Wyszkoni to był epizodzik, dołożę do tego Rezerwat czyli śp. Andrzeja Adamiaka, bo dzięki temu zespołowi udało mi się zaśpiewać z nią w Opolu. Wówczas o 2:00 w nocy przed generalną próbą otrzymałem telefon od managera, że potrzebują kogoś, kto wesprze wokalnie piosenkę „Czy ten Pan i Pani”. Po kilku minutach dostałem piosenkę, którą trzeba było przygotować na 6:30 rano, bo tak się rozpoczynały próby. Nie będę wchodził w szczegóły. Natomiast warunkiem było żebyśmy próbę mieli jako pierwsi. To dało mi miedzy innymi ekspresową szkołę ratowania sytuacji i bycie odpowiedzialnym za to co się robi. Przecież nie mogę zawieść kogoś, bo przyjdę nie przygotowany nawet jeśli mam zarwać noc. Dobrze się bawiłem przy tej piosence. Już na próbie wpadła mi w ucho. Może ściągnąłem ją myślami i dlatego przyszła do mnie w nocy ?

2011 rok - wielki rok dla ciebie, ponieważ wydałeś swoją debiutancką płytę "Czekając na miłość". Z pewnością czułeś wtedy dumę. Jak wspominasz pracę z Adamem Konkolem, który miał duży wpływ na kształt twojego albumu?

2011 rok to spróbowanie czegoś innego. Muzyka i teksty były napisane przez innych autorów. Bardziej było to komercyjne założenie niż artystyczne. Adam jest świetnym człowiekiem, dużo przeszedł i dużo osiągnął. Trzeba mieć na prawdę skórę słonia, żeby wytrzymać niekiedy ból z jakim się zmagał. To była fajna przygoda. Myśmy analizowali dużo w kontekście muzycznym. On dawał mi wolną rękę, tzn nie naciskał. Kiedy powiedziałem, że jednak tego nie czuje i chce się skupić na edukacji w Instytucie Jazzu, nie miał obiekcji.
Na koniec naszej współpracy dał mi do zrozumienia ze jak będę potrzebował wsparcia jakiegokolwiek, mam pamiętać że jest.

Nie trudno zauważyć, że twoimi wielkimi inspiracjami są takie nazwiska jak Czesław Niemen i Andrzej Zaucha, co miało przełożenie na twoje występy na wielu festiwalach. Jak ważna jest ich twórczość dla ciebie? Gdzie i u kogo jeszcze szukasz muzycznych inspiracji?

Mogę uznać nawet że te dwa nazwiska były bardzo ważne na tamtym etapie mojej muzycznej drogi. To są utwory świetnie napisane i znakomicie skomponowane. Do tego tak elastyczne, że można wyrazić je w rożny sposób, z różnym natężeniem emocjonalnym. Od dziecka słucham różnej muzyki. Teraz to miedzy innymi: Rano kiedy wstaje i parze kawę już się załącza moja ulubiona rozgłośnia internetowa z muzyką filmową, symfoniczną. Przeplatają się tacy kompozytorzy jak Np.Ryuichi Sakamoto, James Horner, Aleksandre Desplat, Sufjan Stevens, ale wracam też do moich wcześniejszych inspiracji: Ledisi, Meshell Ndegeocello ,Lalah Hathaway, Sting, Dianne Warwick, Stevie Wonder. Lubię też Marka Ronsona, Labrinth, Lianna La Havas. Podaje kilkoro, którzy stworzyli coś tak niezwykłego albo z wieloma artystami, którzy także mnie inspirują. Kiedy analizuję co mnie urzekło w danym utworze, to jest to niewątpliwie barwa, która jest elementem stałym i nieodzownym danego utworu. Ale to co najbardziej mnie inspiruje, to ludzie, miejsca i zapachy. Wszystko ze sobą się łączy, dlatego że każdy utwór dla mnie ma swój zapach, krajobraz i skojarzenia z ludźmi, których spotykam na swojej drodze.

5 lat później od twojego debiutanckiego albumu mogliśmy usłyszeć nowy krążek o tytule "Brand New Man" (2016 r.), do którego, przy piosence "Budzi się nowy dzień", udało się tobie zaprosić wspaniałą wokalistkę jazzową, panią Krystynę Prońko. Opowiedz nam proszę o tym projekcie i tej współpracy. Jak do tego wszystkiego doszło?

Płyta Brand New Man to efekt stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, którym wówczas była prof.   Małgorzata Omilanowska. Otrzymałem rekomendacje od profesorów, autorytetów i osób związanych z muzyką, ale też pracujących ze mną i znających mój sposób pracy. Na którymś z posiłków na koncercie Zaucha i przyjaciele, poprosiłem kilka osób o rekomendacje, która była jednym z elementów kwalifikacji do Stypendium. W tym dziennikarzy, którzy razem z nami tworzyli te koncerty.  Po jednym z koncertów wracałem wówczas z Krystyną Prońko do domu. Trochę zestresowany, bo to przecież ta Krystyna Prońko.  Wiedziałem, że to nie tylko wspaniała wokalistka, ale też cały czas odnosiłem wrażenie, że jest dobrym człowiekiem. Z dużą obawą odmowy, zapytałem i zaproponowałem duet. Kiedy go komponowałem, słyszałem właśnie jej barwę głosu, która będzie idealnym dopełnieniem formy utworu. Pomyślałem, dobra zaryzykuj, najwyżej powie coś co da mi do zrozumienia, żebym więcej takich rzeczy nie robił, ale otrzymałem bardzo entuzjastyczną odpowiedź i natychmiastową chęć współpracy i nagrania utworu. Wówczas byłem skupiony na całej logistyce i tym żeby to hiper profesjonalnie przebiegło. Sam wyprodukowałem tę płytę i byłem za nią odpowiedzialny w 100 %,dlatego też stres był podwójny.

Pochodzę z Krakowa, więc trudno by mi było nie poruszyć tego wątku - stworzyłeś utwór "W krakowskim spojrzeniu" do konkursu na najlepszą piosenkę o Krakowie. O czym jest ta piosenka? Dlaczego Kraków jest aż tak inspirujący dla artystów, dla ciebie? Jak myślisz?

Kraków, to tygiel kultur. Nie bez powodu pierwszym przystankiem turystów z całego świata jest właśnie to miasto. Od lat Kraków pisał swoją historie, która była skupiona na sferze artystycznej i nie mówię tutaj tylko o muzyce, ale też architekturze, religii i różnorodności urbanistycznej. Moja przyjaźń z tym miastem rozpoczęła się w 2007 roku. Współpraca z orkiestrami symfonicznymi, muzykami, artystami, aktorami, dały mi duże pole do inspiracji.
Często spacery późnymi godzinami  wieczornymi pozwalały mi na poznawanie wszystkiego w skupieniu. Kraków, o każdej porze się zmienia, wabi cię swoją różnorodnością.
I to jest piękne, tak jak ludzie tego miasta. Nie można odebrać również tego Warszawie, która jest piękna ale eklektyczna. Potrzeba tylko więcej czasu żeby poznać naturę tej metropolii.

Za tobą udział w wielu telewizyjnych programach - w charakterze uczestnika, ale także muzyka, dbającego o oprawę muzyczną takich programów. Co z własnego doświadczenia możesz powiedzieć o tego typu programach?

Myślę, że w tego typu programach liczy się zabawa i zabawianie publiczności, bo dla nich się tam występuje. Kiedy ma się zestaw wybitnych, kreatywnych muzyków, to jest to czysta przyjemność wykonawstwa. Inaczej w przypadku programów typu talent show. W rezultacie często uczestnicy nie mają szansy dać się poznać nawet w pięćdziesięciu procentach swoich możliwości. Jeśli ma ktoś coś interesującego do powiedzenia, dwie  minuty to mało żeby poznać go i prawdę o nim. Wybór często zależy od Jurorów. Każdy ma inny gust i preferuje inne rzeczy. Ale niewątpliwie jest to jeden ze sposobów na fajną przygodę.

Słuchając twojej twórczości można powiedzieć, że jesteś wokalistą z pogranicza muzyki pop i jazz. Do którego gatunku jest tobie jednak bliżej i dlaczego?

Hmmm, ciężko tak jeden do jednego zdefiniować. Można by powiedzieć że jestem też ludowy, folkowy, soulowy bo przecież wyssałem to z mlekiem matki i z instrumentów ojca. Często jest tak że jeśli mam prostą harmonię i mniej wyszukane instrumentarium załącza mi się sznyt popowy, gdy przyjmuję inną konwencje to jazzowy czy soulowy. To kwestia wzajemnego wsłuchiwania się na scenie, zaś w przypadku gotowych aranżacji wniknięcie w clue. Jestem synkretyczny w swojej twórczości i wykonawstwie. Często się zdarza że inni definiują styl artysty przez jedną czy drugą piosenkę. I tak ciągnie się wyobrażenie o kimś. Na pewno mi bliżej do muzyki popularnej niż do heavy metalowej. Czasami słucham utwory w tej stylistyce. Często są to genialni muzycy, wykształceni, którzy wiedzą doskonale co grają i też tą muzyką się bawią. Z tą różnicą że charakter tych piosenek jest w innej estetyce.
Na przykład growl jest naprawdę ciekawą i trudną techniką i nie każdy to potrafi.  Wokaliści heavy metalowi znają się na swoim instrumencie, jakim jest ich głos, wykorzystując go z inną ekspresją. Dla przykładu kilka dni temu odkryłem zespół Tool, który polecam. Tam właśnie  słychać zabawę muzyką i kunszt.

Czego muzycznego możemy się od ciebie spodziewać w najbliższej przyszłości, czekają nas jakieś nowe projekty w twoim wykonaniu? Czego mogę tobie życzyć w tej muzycznej przygodzie?

Czas pandemii, niestety ograniczył spotkania z publicznością. Mam nadzieję, że szybko to się zmieni. Nie tylko my jesteśmy spragnieni, ale też publiczność. Ten czas twórczo wykorzystuję   przygotowując różne projekty m.in jeden z nich to Kaczmarek bardziej artystyczno-akustyczny. Drugi zaś to elektroniczny. W nowoczesnej konwencji. To czego bym sobie i innym życzył to powrotu do normalności i wolności, dzięki której będzie można spotykać się z innymi. Wrócić na scenę i swobodnie podróżować po świecie. Jestem optymistą, wiec wierzę że niebawem to nastąpi. Na razie moje podróże odbywam w wyobraźni i w muzyce, którą można posłuchać na różnych platformach streamingowych. Zapraszam wszystkich na moje social media (Facebook, Instagram) , żeby spotkać się i poznać wirtualnie. W szczególności do wysłuchania mojego nowego singla „W krakowskim spojrzeniu”, który mam nadzieje pozwoli Wam dzięki niej wybrać do tego magicznego miasta.

Dziękuję za rozmowę
Rozmawiał Leonard Szeląg
 

 

REKLAMA
30 Seconds To Mars News

author

Leonard Szeląg

 09.04.2021   fot. mat. prasowe
CZYTAJ RÓWNIEŻ
Trwa ładowanie zdjęć