RECENZJA

Biffy Clyro - Opposites

opposites

Przyznam że nie bardzo pasowało mi określeni "odnowicieli rocka" czy "kapeli rewolucyjnej" jakie już przy okazji poprzedniej płyty "Only Revolutions" miały przylgnąć do Biffy Clyro. Szczególnie że Szkoci byli raczej manieryczni, czerpali z klasyki z inwencją ale też bez szumnej rewolucji i mogą się w tym samym stopniu podobać co i kompletnie do rockowego podniebienia nie trafiać. Pretensjonalność słyszałem na "Puzzle", na poprzednim albumie ich niezdecydowanie stylistyczne zaczynało bardziej składać się w całość, na "Opposites" pretensji i rozwichrzenia przy całej różnorodności obszernego materiału się pozbyli. To ich najlepsza płyta, w pewnym sensie epokowa i na pewno najambitniejsza. Wychodzą też z próby stworzenia większej formy zdecydowanie obronną ręką.
"Opposites" nie składa się z płyt kontrastowo innych, tyle że drugi z zestawów jest bardziej wielobarwny, niejednowymiarowy, ale i na pierwszej płycie bogactwo muzycznych pomysłów może przyprawić o ból głowy. Tym bardziej, że słychać u Biffy Clyro wyspiarską melodykę, ale i zapatrzenie w rytmiczne rozwiązania podejrzane być może u Dream Theater, a na pewno u Rush, do tego intensywność punkową spod znaku Green Day, trochę energetycznego Foo Fighters, a do tego całkiem wyraźne szukanie przebojowości po stronie ładnych melodii. Są to próby nad wyraz udane. Refreny "Sounds Like Balloons" czy skondensowanego a zarazem rozbudowanego aranżacyjnie "Biblical" to najlepsze w całym ich dotychczasowym dorobku, wymiatają nimi konkurencję spod znaku przebojowego progrocka. Świetnie broni się singlowy "Black Chandelier", choć to wcale nie ten z najbardziej wpadających w ucho utworów. Zrywy rytmiczne i nietypowe podziały np. w "Different People" to niemal stały element składowy stylu kapeli, a cudownie nastrojowy "Opposite" to miła odmiana. Dla mnie największym hitem pozostaje za to "Spanish Radio" subtelnie nasycona egzotyką popowo-rockowa hybryda, radiowy pewniak i przebój pełną gębą do odśpiewywania stadionowego (może kiedyś im się to uda). Z rzeczy bardziej pokomplikowanych polecam np. "Victory Over The Sun" z fajnymi zwrotami i nagłymi zmianami tempa. Są i słabsze momenty, bo w przypadku 20 utworów jest to nieuniknione, ale widać że potencjał tercetu jest dopiero napoczęty, a kolejne piosenki wylewają się z nich z ogromną łatwością. Tego jak i dużej radości tworzenia dowodzi ten zestaw. "Stingin' Belle" epatuje prostym riffem o wyrazistości Porcupine Tree czy wspomnianego Rush. Jednym z najładniejszych melodycznych tematów jest z kolei finałowa sekwencja w "Skylight" wyposażona na dodatek w programowany beat w stylu Radiohead, dodatkowo urozmaica nam fabułę płyty. "Trumpet Or Tap" bawi się za to konwencją w stylu My Chemical Romance przy udziale dużej orkiestry i rozbuchanej aranżacji. To tylko wybrane ciekawsze momenty dwupłytowego „Opposites”. Jest w co się zagłębiać i w czym rozsmakowywać, tym bardziej że obok nośnych melodii grupa potrafi też mocniej przygrzać, vide "Modern Magic Formula". Gdzieś między Death Cab For Cutie, And You Will Know Us By The Trail Of Dead i The Kissaway Trail postawię sobie tę i kolejne płyty Biffy Clyro...
I jeszcze słowo o edycji płyty. Sugeruję unikać jak ognia wersji jednopłytowej, której wydanie nawet zespół w ostatnich wywiadach określa jako pomyłkę. Zabrakło tu np. świetnych "Accident Without Emergency" czy "The Fog". To jednak ruch dużego wydawcy, na którego decyzję trójka muzyków nie mogła wywrzeć wpływu. Pełne "Opposites" to rzecz skonstruowana według odgórnego planu pod szyldem "Przeciwności", stąd dwa odrębne zestawy 10 utworów, w wersji skrojonej do 14 piosenek i niespełna godziny dzieło traci sens, spójność i swój zamysł. Szczególnie że pozbywszy się dwóch krótkich instrumentalnych miniatur praktycznie cały materiał mieści się w 80 minutach i na jednej płycie... 9/10

author

Mariusz Osyra

 22.03.2013  
Trwa ładowanie zdjęć