RECENZJA

The Walkmen - Heaven

heaven

Cudownie rozwijający się początek nowej płyty The Walkmen podpowiada nieco inny styl niż poprzednia płyta „Lisbon”. To nadal zespół, którego melodyczną kolorystykę od razu rozpoznajemy, ale mam wrażenie tym razem zgapiają więcej od młodszych konkurentów z Fleet Foxes. Poprzez zharmonizowane głosy, podobieństwo w „We Can't Be Beat” jest uderzające. Nie przypadkowo zapewne, wszak „Heaven” wyprodukował ten sam człowiek - Phil Ek, a lider Foxes Robin Pecknold udziela się tu gościnnie. Przeciągłe śpiewanie Hamiltona Leithausera to element typowy dla Walkmen, do tego ascetyczne aranże w których gustują od dwóch płyt i specyficznie brzmiące gitary dopełniają reszty. Ale zaduma jest tym razem jakaś inna, a miękkość melodii jeszcze bardziej ujmująca. Gitara owszem jest wszechobecna, ale gniewne czasy „The Rat” dawno minęły i dziś gitarowo raczej słodzą w stylu lat 60. zamiast podgrzewać mocniejszymi dźwiękami. Jest znów pastelowo, z uwypuklonym śpiewem lidera, a spośród kilkunastu nowych piosenek, niektóre skutecznie zapadają w pamięć. Szczególnie dobrze obcuje się z tymi, które mniej uładzone zaczynają podobać się z upływem czasu, które zagrano intensywnie, a które wokalista wyśpiewał całym sercem.
Od pierwszego usłyszenia z pewnością: „The Witch”, pełne szlachetności w melodii z akordowymi uderzeniami w organy, czy wyciszone i delikatne „Southern Heart”. Do smakowania i powolnego wgryzania się w kompozycję przeznaczyli raczej misternie zbudowany finał „Dreamboat”, przypominający zawartość poprzedniego albumu. Równoważą takie fragmenty utwory bezpretensjonalnie chwytliwe, jak „Nightingales” czy żywiołowa kompozycja tytułowa.
Są pewne różnice, ale nie na tyle duże by The Walkmen okazywali się rewolucjonistami w swojej dziedzinie. Wprawdzie to płyta pogodniejsza niż „You & Me”, czyli absolutne arcydzieło grupy z ostatnich lat, ale przecież nikt nie oczekuje od nich tych samych emocji. „Heaven” to też radość z ojcostwa, albo raczej rodzicielstwa w ogóle, stąd też pewnie inny zestaw wykorzystanych środków wyrazu. Są przy tym wierni przyjętej konwencji i z wyczuciem pielęgnują swój styl. Do tego ich nowa pozycja naprawdę trzyma poziom. 8/10

author

Mariusz Osyra

 30.01.2013  
Trwa ładowanie zdjęć