RECENZJA

I Am Giant - The Horrifying Truth

the_horrifying_truth

Londyńsko-nowozelandzką grupę I Am Giant poznajemy półtora roku po Antypodach (premiera w Nowej Zelandii 1 sierpnia 2011), gdzie ich debiut zdobył ogromną popularność, pokrył się zasłużenie platyną, a teraz sukcesywnie podbija resztę świata. Gorąco będę tej czwórce kibicował, szczególnie po zapoznaniu się z albumem "The Horrifying Truth", który przynosi godzinę fantastycznej z głową robionej ale i z sercem wymyślonej muzyki.
Zaczyna się od ultraradiowego rockowego otwieracza- pewniaka "Purple Heart", z kroczącym basowo-gitarowym pochodem i refrenem z takim potencjałem, że wiadomo już iż kiełkuje tu coś wyjątkowego. Zelandczycy docenili tę fuzję rocka, metalowych partii gitar, z prog ambicjami i pełnym inwencji podejściem do melodii naprawdę zasłużenie. To niewątpliwy walor I Am Giant, że potrafią zagrać ciężko, ale wyjątkowo atrakcyjnie, że do pełnych swady partii gitar dorzucają kotwiczące się w głowie wersy, że do gitarowej otoczki dodają zmyślnie klawisze, a takich nośnych utworów jak wspomniany opener "Purple Heart", równie udany "Neon Sunrise", „Living The Crash” czy "And We'll Defy" może im zazdrościć niejeden zespół z wiele dłuższym stażem. Warto zauważyć jeszcze, że niwelują powtarzalność poprzez sięganie po różne wzorce, podobnie jak w przypadku Fair To Midland mamy do czynienia z kapelą, która zdradza ambicje stworzenia w krótkich formach rzeczy o dużej sile oddziaływania na kształt dorobku Rush, Kansas czy Dream Theater z różnicowaniem aranżacji i zabawą produkcją. Nie boją się nawet popowej naleciałości w kompozycjach ("Let It Go"), a obok momentów pełnych ognia dają się poznać jako kameralni piewcy nastroju, szczególnie że intensywność brzmienia i dynamika jest tu porażająca, ale nie jest efektem grania, a jedynie jedną z metod wyrazu. Ani razu nie gubi się atrakcyjna melodyjność kompozycji, a przecież w rocku chodzi też o świetne zgrabne utwory. Te mają wszelkie znamiona przebojów. Obok rzeczy przebojowych i o dużym potencjale podbijania rockowych stacji są i momenty rozbudowane nieco bardziej finezyjne i wcale nie szastające wprost chwytliwością, jak świetne "Electric Throne", najambitniejsze „After The War” czy "Drag My Name Through The Mud". Szczególnie podkreślić trzeba wielowątkowość muzyczną pierwszego z tych tytułów.
Pięknie I Am Giant znajdują i zagospodarowują swoją niszę, niby prostymi środkami ale podporządkowują sobie aktualną scenę alt rocka, z głową, pomysłowością i dużą atrakcyjnością przekazu. Wypada śledzić czujnie dalej, bo debiut daje duży zapas zaufania do kapeli, która wprawdzie nie skupia w składzie debiutantów (muzycy wywodzą się z zespołów Blindspott, Stylus i Tadpole ze śpiewającym londyńczykiem Edem Martinem, który pokonał 150 rywali w przesłuchaniach), ale pod tym szyldem muszą jeszcze wywalczyć sobie oddaną publikę. Niżej podpisany już się wpisuje na listę. Zwyczajnie świetna rzecz, a polecam wszystkim, którzy potrafią i chcą ten barwny album docenić, nie tylko ciekawskim nowej muzyki. Zapewniam nie ma tu czasu na nudę, a wypieki na koniec zapewnione. 8/10

author

Mariusz Osyra

 18.01.2013  
Trwa ładowanie zdjęć