RECENZJA

Bruno Mars - Unorthodox Jukebox

unorthodox_jukebox

Zgrabna popowa i mozaikowa stylistycznie całość. Tak w skrócie można określić zawartość wyczekiwanej drugiej płyty młodego romantyka, który podbił kilka lat temu listy przebojów i serca paru tysięcy tuzinów nastolatek, ciesząc ucho prostymi melodiami, uroczym wykonaniem ale i pełnym inwencji kompozytorskim talentem. Bruno Mars wprawdzie przy okazji nowego albumu spotkał się u siebie z krytyką, głównie za na świeżo napisane teksty, gdzie portretuje w niezbyt przyjazny sposób płeć piękną. Ale przecież młody artysta liznął trochę showbusinessu i ma prawo dokonywać własnych obserwacji i ujęć tematu, a że przy okazji dzieli się odczuciami w obnażający sposób, nie powinno to wpływać na ton płyty i rzutować na jej odbiór. Zatem generalnie nie ma co się skarżyć. Tym bardziej że teksty niespecjalne obejdą większości odbiorców w naszym kraju.
Uwaga, i słusznie, powinna się skupić na chwytliwych melodiach, radiowej, może nie nazbyt ambitnej ale jednak wpadającej w ucho przebojowości. Bruno Mars w utworach połączył wpływy mistrzów soulowych w rodzaju Sama Cooke'a (ze wskazaniem na najszlachetniejsze tutaj „If I Knew”) ale i Michaela Jacksona z nietuzinkową rytmiką spod znaku The Police jak w "Locked Out Of Heaven" czy "Treasure". W utworach subtelniejszych zaśpiewanych z wyczuciem frazy wydaje się być klonem Justina Nozuki, takim "Gorilla" swobodnie może odbierać mu fanów. Podobieństwo do przebojów Nozuki w rodzaju "Mr. Therapy Man" wydaje się z resztą tu zastanawiająco uderzające. Są i na tej krótkiej płycie męczące przeskoki stylistyczne, ale dowodzą ze artystę ciągnie w wielu kierunkach, potrzeba koniecznego urozmaicenia piosenek wydaje się brać górę nad logiką, a więc i takie momenty jak natrętne disco w „Nathalie” czy schematyczne reggae w „Show Me” jestem w stanie mu wybaczyć. Szczególnie że Bruno fajnie śpiewa, ma ciekawą barwę i dużą muzykalność w sobie, a na dojrzałe albumy ma przecież jeszcze czas. To w końcu dopiero jego druga pozycja w dorobku.
Nic to, że za Bruno Marsem stoi zastęp skutecznych twórców, speców-producentów, sztab od kreacji, co mimo wszystko nie niweczy autorskiego wyrazu jego materiału, co najwyżej pozwala na wygładzenie niedoróbek, dopieszczenie repertuaru i warstwy produkcyjnej. Dlatego "Unorthodox Jukebox" brzmi w swej nowoczesności genialnie. Dziesięć dopracowanych nośnych piosenek, właściwie bez słabych momentów, ze wszystkimi o singlowym potencjale - czego chcieć więc więcej.
Jak dla mnie trochę za dużo tu konfekcji i lukru, ale wśród odbiorców Bruno Marsa obok młodzieży zapewne mogą być i ci bardziej wyrozumiali, którzy pamiętają zawarte w tej muzyce odniesienia w czasie, czyli lekko puszczone oczko do starszej publiki też się znajdzie. A dzięki wykorzystaniu analogowych syntezatorów aranżacyjnie zestaw wydaje się z rozmysłem kotwiczyć w latach 80. Posenki w rodzaju "Moonshine" śmiało przywołują w pamięci przeboje tamtej dekady, w stylu powiedzmy popowego okresu Roda Stewarta z połowy lat 80. właśnie. Zgrabne, ładne, pomysłowe granie, na pewno nie do jednorazowej konsumpcji. 7/10

author

Mariusz Osyra

 01.01.2013  
Trwa ładowanie zdjęć