RECENZJA

Calexico - Algiers

algiers

Po rewelacyjnym albumie "Carried To Dust" jaki przydarzył się Calexico, po trzech kolejnych latach szalenie wzrosły oczekiwania co do następcy. Płycie "Algiers" z pewnością trudno będzie tamten tytuł przebić, chociaż panowie Joey Burns i John Convertino dostarczają znów mnóstwo cudownej muzyki, ze szlachetnymi melodiami w południowym kolorycie, z bogactwem brzmień, harmonicznym wdziękiem i wielością nastrojów.
"Epic" na początek to rzecz z grona tych czarownych, za to w "Splitter" znajdziemy więcej rockowej ekspresji, z charakterystycznym meksykańskim posmakiem w grze sekcji dętej. Robi się rytmicznie i łatwo do ucha wpadają kolejne motywy, co zresztą jest największym darem autorów, że potrafią komponować nieszablonowo, a wpływy tradycji Południa przekuwają we własny oryginalny styl. Tak jest chociażby w zamyślonym "Sinner In The Sea", a przede wszystkim w świetnym singlowym "Para". Z uwagi na egzotykę melodii często Calexico wymienia się w jednej linii z Los Lobos, choć to inna gatunkowa bajka, bo spółka Burns/Convertino zamiast w stronę bluesa zmierza raczej w folkowe rejony, wplata karaibskie naleciałości, podobnie jak to można usłyszeć u Ry Coodera czy Jacksona Browne'a.
Jeśli chodzi o "Algiers" im dalej tym ciekawiej. Pięknie współgrają akustyczne gitary w "Fortune Teller", potem wspomniany "Para" urzekający subtelnymi nutami, dalej tytułowa kompozycja, która wydaje się być fragmentem z ilustracyjnej ścieżki dźwiękowej. Jak zwykle u Calexico pojawiają się sporadycznie hiszpańskojęzyczne teksty, tym razem "No Te Vayas" i napisane w większości po angielsku ale ozdobione takimi akcentami "Puerto". Piękne dźwięki mają dla nas jeszcze w "Maybe On Monday" gdzie za sprawą mroczniejszej tonacji duet zbliża się do stylu The Walkabouts, a wiele z klasycznego Calexico pojawia się jeszcze w dwóch kończących płytę fragmentach: "Hush" i "The Vanishing Mind", które ozdobiono smyczkami. Na koniec więc zostają chwile refleksyjne, nieco melancholijne, może niepoprawnie romantyczne.
Ciepłe piosenki są prawdziwą ozdobą wydawnictwa, ale całość i tak - chociaż nieznacznie - ustępuje poprzedniczce. To z pewnością jedna z najbardziej udanych płyt w dorobku Calexico, nawet jeśli raczej bezpieczna i klimatyczna zamiast nowatorskiej. Spokojnie i bez obaw "Algiers" polecę tym, którzy pokochali muzykę duetu Calexico z "Carried To Dust". 8/10

author

Mariusz Osyra

 15.11.2012  
Trwa ładowanie zdjęć