RECENZJA

Listopad - Życie O.S.T.

zycie_o.s.t.

Bez wątpienia najbardziej depresyjnym miesiącem jest listopad. Bez wątpienia również polska rzeczywistość nie należy do najbardziej kolorowych. Nie dziwi więc, że najnowszy krążek grupy Listopad „Życie O.S.T” nie grzeszy optymizmem i rozpyla wokół siebie atmosferę smutnej i szarej egzystencji przeciętnego Kowalskiego. Jednak przede wszystkim jest jak polska jesień, no może nie koniecznie ta tegoroczna, która bardziej przypomina zimę. Momentami zachwyca niesamowitą intensywnością ciekawych melodii, a chwilami przytłacza szarością, że aż chce się prosić o kilka dodatkowych promieni muzycznego słońca, którym w twórczości Listopadu jest zdecydowanie gitarzysta – Michał Węglicki.

Dość jednak tych metafor, bo najwyższy czas przejść do sedna, czyli krążka „Życie O.S.T”. Nawet jeżeli znajdzie się kilka niedociągnięć, o których później, to kilku spraw nie można muzykom odmówić. Przede wszystkim niesamowitego talentu. Każdy z członków szczecińskiej grupy jest nie tylko profesjonalistą ale i prawdziwie utalentowanym człowiekiem. O gitarzyście, którego solówki doskonale podkreślają atmosferę zespołu już wcześniej zostało wspomniane. Jednak ten klimat listopadowej jesieni tworzy przede wszystkim wokalista Marek Środziński. Genialny męski głos doskonale sprawdza się przy depresyjnych, zabarwionych rockowymi nutami, kompozycjach. Tu trzeba nadmienić, że każda z piosenek na „Życiu...” jest napisana po polsku, co powoduje, że zespół sam się podłożył pod, o wiele łatwiejszą niż w przypadku utworów w języku angielskim, krytykę. Wiadomo, że polskojęzyczny słuchacz od polskojęzycznej piosenki będzie wymagał dużo więcej, dlatego tym trudniej zadowolić jego oczekiwania. Listopad wyszedł z tego obronną ręką. Bo chociaż od banału niektórych tekstów aż uszy pieką, to ich prostota, jakimś cudem tylko podbudowuje melodyjność piosenek, sprawiając, że są one dosyć łatwe w odbiorze i słucha się ich po prostu przyjemnie. Każdy z utworów na „Życiu...”spokojnie mógłby znaleźć się na polskich listach przebojów, a chociażby „D.O.M” z łatwością może konkurować z takimi grupami jak Coma czy Carrion.

Teraz będzie kilka słów o tych słabszych stronach krążka, bo i na takie narzekania trzeba znaleźć trochę czasu i miejsca. Po kilkukrotnym przesłuchaniu w uszy rzuca się, że prawie każda z kompozycji jest do siebie bliźniaczo podobna. Wiadomo, że to pewnie część konceptu, jednak udało się muzykom niektóre piosenki odróżnić w taki czy inny sposób (jak chociażby najciekawsze „Jeszcze więcej”, które jest chyba taką iskierką optymizmu wśród negatywnych przemyśleń muzyków) ale większość zlewa się w taką listopadową papkę, bardzo przyjemną, ale jednak papkę. Oprócz tego momentami słychać niedociągnięcia producenckie. Otwierający płytę „Nemo Est Casu Bonus” zaczyna się nadzwyczaj ciekawie, wyłaniające się w oddali dźwięki przeradzające się w krzyk wokalisty – super. Po takim początku oczekuje się czegoś ekstra. Owszem, piosenka jest jedną z lepszych na płycie – czy w warstwie muzycznej czy tekstowej, absolutnie powala inne na kolana. Razem z wokalistą śpiewa się kolejne wersy tekstu, brakuje jednak podbudowy i finezji jeżeli chodzi o efekty. Momentami aż prosi się o coś bardziej wymyślnego niż zwykłe, płaskie trochę nagranie.

Kilka ostatnich zdań to oczywiście czepianie się szczegółów i próba doskonalenia i tak bardzo dobrego krążka. Listopad przeszedł sam siebie i po średnim debiucie, świetnie odkuł się na drugiej płycie, która wedle pewnego syndromu, wcale nie powinna być taka dobra. A jest i warto „Życia O.S.T” posłuchać, bo jest miło, trochę smutno, ale przyjemnie i przede wszystkim – po naszemu. Dlatego, kto wie, może właśnie rodzi się rockowa gwiazda, która niedługo podbijać będzie stacje radiowe? 9/10

author

Adrianna Struś

 30.10.2012  
Trwa ładowanie zdjęć