RECENZJA

Soul Asylum - Delayed Reaction

delayed_reaction

Trochę smutne że Soul Asylum podzielili los wielu kapel, które w latach 90. nie tylko się liczyły, ale które też nagrały ważne płyty, a ich późniejsze dokonania pozostały niemal niezauważone. Dzisiaj zespól Dave'a Pirnera zaczyna niemal od zera. Znów w małej wytwórni będzie przedzierał się z trudem, ale ich nową udaną płytę na pewno docenią najbardziej oddani fani. Nawet tacy którzy narzekali na nieco chybiony powrót „Silver Lining” sprzed paru lat.
„Delayed Reaction” to album ze świetnymi piosenkami, z dawną energią, dawną przebojowością. Może nie na miarę „Grave Dancers Union”, bliżej mu raczej zawartości „Let Your Dim Light Shine”, ale też pozostaje bardzo zróżnicowany. W nieco ponad półgodzinnej porcji muzyki mieści się wiele składowych, od hardrockowego uderzenia, przez college rock i punkowy nerw po folkowo zabarwione balladowe granie. Czego tu nie ma. Rockowa ekspresja roznosi czadowo zagrany „The Streets”, jeszcze przyjemniej brzmi riff w zaczepnym „Gravity”, cieplej jest w „Into The Light”, w brzmienie wdziera się jakby powiew country, a radiowy refren ozdabiają pogodne wielogłosy. Na drugim biegunie postawmy „I Should've Stayed In Bed”, zdecydowanie mroczniejszy, przywołujący dokonania American Music Club. Są też momenty kompletnego zaskoczenia, jak „Cruel Intensions”, swingujący, elegancki utwór w stylu Elvisa Costello, czaruje ciepłą melodią zagraną na fortepianie. Przy tym okazuje się, że Pirner to nie tylko rockowy krzykacz, ale facet który potrafi zaśpiewać bardzo ładnie, z ciekawą barwą. W poszukiwaniu utworów, które mogłyby namieszać na jakichś tam listach przebojów wskazałbym „By The Way”, z przyjazną dla ucha chwytliwością oraz najlepszy w całym zestawie „Let's All Kill Each Other”, przewrotny tekstowo rockowy pewniak z zakręconą solówką gitary i zrobiony rzeczywiście z pomysłem. Do tego zagrany zadziornie, pełen intensywności „The Juice”, który został zbudowany na fortepianowo-gitarowej gęstej melodii i mamy obraz całości. Ten ostatni jest przebojem pełną gębą, szkoda jeśli miałby przepaść na rynku.
Chwilami płyta naprawdę porywa. To nowe otwarcie dla grupy, która jak pokazuje nowy materiał, potrafi przykuć uwagę świeżo brzmiącymi kompozycjami. Owszem swoje najważniejsze pięć minut ma od dobrych kilkunastu lat za sobą, ale z pewnością nadal warto śledzić jej poczynania. 7/10

author

Mariusz Osyra

 03.10.2012  
Trwa ładowanie zdjęć