RECENZJA

Alanis Morissette - Havoc And Bright Lights

havoc_and_bright_lights

Pierwsza od czterech lat płyta Alanis Morissette i od razu daje się zauważyć, że pod skrzydłami nowej wytwórni udało się artystce zaproponować odświeżenie muzycznej formuły. Jednocześnie wraca tu do początków, do prostoty.
Mniej jest niż ostatnio sztucznych dźwięków i programowanych beatów, a zdecydowanie rockowy początek albumu, w postaci "Guardian" brzmi bardzo obiecująco. Skojarzenia z "Jagged Little Pill" jak najbardziej na miejscu, chociaż to już inna muzyczna epoka, a i Alanis jest o wiele starsza i bardziej opierzona niż wtedy. Inaczej podchodzi do kompozycji, do swoich występów przy mikrofonie. Jest i rockowy pazur i mocny refren ze smakowitą partią gitary. Dalej jest chwytliwie: "Woman Down" we zwrotkach wydaje się upodabniać do Madonny, czyli niedawnej szefowej z firmy Maverick, którą Morissette opuściła. Ale na szczęście podobieństwo jest pozorne, a radiowy refren nie pozostawia wątpliwości kogo słuchamy. Typowo dla siebie brzmi w balladowym ujęciu (bardzo ładne i spokojne "'Til You"), z kolei do "Celebrity" przedostało się więcej elektroniki, gdzie wyrazista rytmika koresponduje ze smyczkami. Za sprawą wokali okazuje się że to jeden z mniej pogodnych utworów z "Havoc And Bright Lights", bo jednak zgodnie z tytułem to płyta, do której przedostało się sporo światła, a muzyka zazwyczaj emanuje tu radością. Celowanie w radosne i klimatyczne piosenki nie musi być zarzutem, szczególnie jeśli mamy wyraźną zwyżkę formy autorki, po poprzednim przeładowanym brzmieniowo albumie, a tu na dodatek całość świetnie koresponduje z obwolutą, wiele zdradzającą z klimatu przygotowanej muzyki. Dowodem megaradosne "Empathy" z delikatną partią fortepianu, owszem mocno popowe, ale dobrze oddające aktualnego ducha i nastrój w jakim dziś tworzy Alanis.
Oczywiście są wśród 12 kompozycji piosenki słabsze, zwyczajnie bledsze, niknące wśród lepszych momentów, jak nudne "Lens" czy nie wyróżniające się "Spiral". Z drugiej strony kiedy wokalistka śpiewa wyraziście i smakowicie zaaranżowane ociekające rockiem utwory robi się naprawdę interesująco, a i w takim wydaniu chyba przekonuje najbardziej (pamiętne "You Oughta Know" nadal tłucze mi się po głowie). Pod tym względem zwróćmy uwagę choćby na "Numb" z rozmową gitary i skrzypiec oraz przyczajonym śpiewem. Tytułowe "Havoc" to znów Morissette pełna radości, chociaż leniwa ballada wydaje się mocno dłużyć, niewiele też się w niej ciekawego dzieje.
Jak zawsze u Kanadyjki fenomenalnie brzmią harmonie wokalne, a mimo zmiany wydawcy i nowego otwarcia w karierze pewne elementy składowe stylu pozostają niezmienione. I taki właśnie nastrój, pogody ale i przekonania że sporo ciekawego jeszcze nam Alanis dostarczy, udziela się po zakończonym odsłuchu. Polecić można bez wstydu, nie tylko dotychczasowym fanom jej talentu. 7/10

author

Mariusz Osyra

 25.09.2012  
Trwa ładowanie zdjęć