RECENZJA

BoDeans - American Made

american_made

BoDeans, amerykańska grupa, której losy śledzę od dawna przeżyła rozłam. Bez względu na towarzyszących muzyków trzon stanowił zawsze autorski duet Kurt Neumann i Sam Llanas, spółka kompozytorska, która decydowała od lat 80. o muzyce z jakiej jest znany ów szyld. Z powodu różnic zdań panowie rozstali się po wielu latach, a BoDeans dalej kieruje tylko Neumann. stąd obawiałem się że najnowszy album "American Made" zawiedzie oczekiwania. Wszak zawsze o charakterze ich twórczości świadczyły naprzemienne występy przy mikrofonie, specyficzna melodyka i tembr głosu jakiego dostarczał również Sam Llanas.
Okazuje się, że wszystko jest na swoim miejscu, chociaż nieobecność drugiego z liderów jest dostrzegalna i została po nim pewna muzyczna luka. Kurt Neumann odpowiada teraz za całość, rozlicza się z resztą z wieloletnim kompanem muzycznym w "Everything You Wanted", nie kryjąc pretensji do Sama, który jedną decyzją przekreślił ponad ćwierć wieku wspólnej działalności, a jednak z nostalgią wspominając także wspólne młodzieńcze lata. Muzycznie album też ma nieco inny charakter, jeszcze bardziej zbliżając się do amerykańskiej tradycji, bliżej Nashville, ale można odnaleźć w nim i większy wpływ europejskiej folkowej, tudzież wyspiarskiej tradycji, choćby w finałowym „Shake The Fever”.
Muzycznie ponadto mamy amerykański rock środka, odpowiednio zaostrzony, ale nadal radiowo-przyjazny, tradycyjnie podany, jakby metryka tej muzyce nie była w ogóle potrzebna, co jest fantastyczne bo ich piosenki nie starzeją się wcale. Także te najnowsze powinny obronić się przed upływającym czasem, zarówno te subtelniejsze: "All The World", "Absolutely" czy zagrane zdecydowanie, jak "Jay Leno", opowiadający wbrew pozorom nie o gwieździe telewizyjnej, a o dramatycznych przeżyciach z dzieciństwa autora. Jest i akcent country w tytułowym "American" czy celtyckie naleciałości w "Walk Thru This World" i "Flyaway". Neumann piosenki jak zwykle ozdabia komentarzami, a pisze w tekstach i o czasach minionych, jak i o pięknie rodzinnych zakątków. Są wreszcie treści bardziej uniwersalne, jak kondycja dzisiejszego człowieka ("All Over Me"), czy potrzeba bezpieczeństwa w związku ("Shake The Fever"). To też płyta bardzo szczera, bo jedyny lider wykorzystał pełnię pozostawionego mu miejsca i skoncentrował działalność zespołu na sobie. Stąd zapewne obecność piosenek w rodzaju "Chemical", o życiu w cieniu ojca-alkoholika, czy z drugiej strony "Don't Bring Me Down" obraz spokoju znalezionego u boku drugiej osoby.
Same utwory obok akustyczno-elektrycznej oprawy gitarowej mają szansę wyodrębnić się czasem za sprawą partii skrzypiec, czy akordeonu, zachowując macierzysty styl formacji, co najwyżej kłaniają się chwilami stylowi americana. Zaskakującą pozycją w zestawie jest na pewno odczytanie we własnym stylu utworu "I'm On Fire", kruchej ballady Bruce'a Springsteena. Zapada mocno w pamięć, co nie dziwi bo zwyczajnie mamy do czynienia ze znakomitą kompozycją, a przecież i własne piosenki BoDeans często styl Bossa czy Johna Mellencampa przywołują, stąd kompozycja doskonale wpasowuje się w całość. 7/10

author

Mariusz Osyra

 07.08.2012  
Trwa ładowanie zdjęć