RECENZJA

Bruce Springsteen - Wrecking Ball

wrecking_ball

"Wrecking Ball" mie jest płyta pogodną, jaką było "Magic", nie jest też dziełem lekkim w stylu "Waiting On A Dream". Nadziei w zaangażowanych songach Bossa też znajdziemy więcej, ale na nowym albumie zdecydowanie więcej też złości i niezadowolenia z dzisiejszej sytuacji w Stanach Zjednoczonych. Springsteen w swoich tekstach wymaga, stawiając się w roli typowego Amerykanina, obywatela który zmaga się z codziennymi trudnościami, wobec którego nie do końca uczciwa jest władza (w "We Take Care Of Our Own"). Pisze o losie zwykłych pracowników, których niedoli decydują możni włodarze z Wall Street ("Easy Money"). Przy tym jest nadal przebojowo i w rozpoznawalnym stylu.
Na nowej płycie nie ma oczywistych refrenów ani melodii błahych czy stereotypowych. Sa piosenki zapatrzone w folkową spuściznę wielkich bardów, z którymi artysta już się mierzył w przeszłości ("Shackled And Drawn"), czy przebojowe linie melodyczne ale raczej dla wytrawnych odbiorców jego muzyki (tytułowe "Wrecking Ball"). Nie ma tu też słabych momentów, a przypomnijmy mielizny miały obie ostatnie płyty Bossa. Tym razem autor stawia na niespodzianki: wpływy soulu, country, południowego folku, celtyckich nawet nut. Są wreszcie goście z różnych muzycznych światów, jak gitarzysta Rage Against The Machine Tom Morello, bo tym razem udział E Street Band był o wiele mniejszy i nie jest firmowany tą nazwą. Bruce nie bał się też unowocześnienia brzmienia i tradycyjne motywy ozdobił programowanymi podkładami do tego rapowane niemal zwrotki gościnnie pojawiającej się Michelle Moore (drugi singel z płyty "Rocky Ground").
Obo otwierającego całość przeboju "We Take Care Of Our Own" z gitarowo-klawiszową melodią w stylu jego klasycznych hitów z lat 80., największą uwagę zwraca utwór tytułowy oraz nagrany wreszcie w wersji studyjnej, z znany od 10 lat "Land Of Hope And Dreams" ze wspaniałym występem wokalnym lidera, śpiewającym mocno i w całkowicie zaangażowany sposób. Przypomnijmy znakomita kompozycja pojawiła się wcześniej na koncertowym "Live In New York City". Ponadto to ostatni występ na płycie zmarłego ostatnio saksofonisty z zespół Bruce'a - Clarensa Clemonsa.
Przygotowanie "Wrecking Ball" musiało być dla autora cięzkim okresem. Odchodzą bowiem kolejni muzyczni oryginalnego składu E Stree Band. Poprzedni album stał się pożegnaniem z Dannym Federici, któy przegrał walkę z rakiem. Ten najnowszy dedykowany jest siłą rzeczy Clemonsowi, który towarzyszył mu od początku, a ich wspólna fotografia ozdobiła klasyczny album "Born To Run".
Powstała bardzo prawdziwa, pełna prawdziwych emocji płyta, żarliwa i na pewno jedna z najważniejszych w bogatym dorobku Bruce'a Springsteena. 9/10

author

Mariusz Osyra

 20.05.2012  
Trwa ładowanie zdjęć