RECENZJA

John Hiatt - Dirty Jeans And Mudslide Hymns

dirty_jeans_and_mudslide_hymns

Przy charakterystycznym kompozytorskim stylu, którego po latach z pewnością John Hiatt się nie wyzbywa, artysta hołdujący tradycji piosenki z południa Stanów, postanowił nieco zaostrzyć swoje brzmienie. Wszystko za sprawą producenta. Po dwóch spokojniejszych tytułach nad którymi sam sprawował pieczę, tym razem jego dwudziesta studyjna płyta przywołuje wspomnienie o rockowej prostocie albumów w rodzaju: „Master Of Disaster” czy „Perfectly Good Guitar”. Została wyprodukowana przez Kevina Shirleya, któremu wiele zawdzięczają Journey, Aerosmith, a ostatnio Joe Bonamassa czy Black Country Communion. Nie znaczy to, że artysta nagle zapragnął grać równie ostro. Ale i John Hiatt mógł za jego sprawą nieco odświeżyć formułę swoich piosenek.
Tradycyjne instrumentarium nabrało więcej ognia, brzmienie jest pełniejsze, chwilami przyjemnie brudne. Gitar jest jakby więcej, ale i spokojniejszych numerów co nietypowe Hiatt napisał dużo. Jednocześnie pojawiają się klawiszowe bogatsze aranżacje, od jakich w ostatnich latach wokalista stronił. Tym samym „Dirty Jeans And Mudslide Hymns” ma niewiele wspólnego z wcześniejszą, oszczędną w wyrazie płytą „The Open Road”. Za to jest dziełem barwniejszym, urozmaiconym i ze sporą ilością naprawdę udanych kompozycji. Refreny zostają w głowie, niezależnie czy są to pełne uroku piosenki miłosne (przebojowe „I Love That Girl”) czy ambitniejsze i chwilami gorzkie („Damn This Town”, „When New York Had Her Heart Broke”). Rock czasem ustępuje miejsca rhythm'n'bluesowi („Detroit Made”), czy stylowi americana („All The Way Under”), a miejscami zaznacza się mocno country'owa gitara, czy też wokalista studzi swój temperament śpiewając nastrojową balladę (poruszające „Don't Wanna Leave You Now” wzbogacone o partie smyczkowe). Szczególnie dobrze sprawdziły się właśnie te spokojniejsze, bardziej osobiste utwory, w rodzaju melodramatycznego „Down Around My Place”, który John Hiatt zaśpiewał nietypowym barytonem.
Generalnie to wciąż rozpoznawalny John Hiatt, ale z nową porcją pomysłów. W przeboje zamienią je zapewne dopiero inni wykonawcy, jak zawsze chętnie korzystający z jego kompozytorskiego talentu. 8/10

author

Mariusz Osyra

 03.05.2012  
Trwa ładowanie zdjęć