RECENZJA

The Magic Numbers - The Runaway

the_runaway

Dla osób pamiętających wyróżniający się debiut The Magic Numbers z 2005 roku, ich trzecia płyta „The Runaway” może być sporym zaskoczeniem. To ich „nowa muzyka” jak określili ją sami, ale też nowa zdaniem fanów. Zawieszona gdzieś pomiędzy popem w ambitnym wydaniu rodem z lat 60., klasycznym softrockiem, altcoutry w dzisiejszym stylu i neofolkowym skrętem spod znaku popularnych Fleet Foxes czy Band Of Horses. The Magic Numbers sprawiają wrażenie jakby teraz swoje piosenki dostosowywali do trendów dyktowanych przez młodszą konkurencję. Wychodzi im to mimo tych oczywistych wątpliwości bardzo zgrabnie, tym bardziej że nie raz już udowodnili sprawność kompozytorską. Jak znaczące melodie potrafią wydobyć ze swojego prostego, familijnego grania płyta obrazuje całkiem dobrze. Tym razem jeszcze z domieszką przestrzennych orkiestracji, bogatych zdobień wokalnych harmonii i aurą spokoju.
„The Pulse” wybrany na pierwszy ogień dobrze wprowadza w klimat całości. Koronkowo opracowanego „Hurt So Good” mogą im pozazdrościć Grizzly Bear. Bardziej przebojowo jest w „Why Did You Call”, który lokuje się bliżej dreampopu. Odświeżają w nim pamięć o latach 80., by za chwilę przywołać nastrój 20 lat starszy („Only Seventeen”). W środku albumu jest nierówno, a kilka utworów grzęźnie w banale. Na szczęście poezja i wysoki poziom wracają w „Restless River” oraz długim finale „I’m Sorry”.
Bogate brzmienia, miękka melodyka i wokalne unisona damsko-męskiego składu to zdecydowane atuty płyty. Wyróżnia się też producencka ręka Sigurðssona, współpracownika choćby Bjork. Razi jedynie tekstowe pustosłowie. 6/10

author

Mariusz Osyra

 09.01.2012  
Trwa ładowanie zdjęć