RECENZJA

Adele - 21

21

Co można napisać o Adele? Młodej, utalentowanej piosenkarce o zmysłowym, chrapliwym a jednak śpiewnym głosie, która śpiewa zgrabne i bardzo nośne piosenki? Może tylko i aż tyle, że jest niesamowicie zdolna, obiecująca, a kariera którą zrobiła nagrywając zaledwie dwa albumy i kilka przebojowych singli w przeciągu dwóch lat, ma szansę jeszcze się znacznie rozwinąć.
Z jednej strony jej twórczość wpisuje się w klimat nowoczesnego kobiecego śpiewania spod znaku powiedzmy Christiny Aguilery i Amy Winehouse, ale z drugiej na tyle dużo w niej oryginalności, nieszablonowych rozwiązań i oryginalnych melodii, że Adele może pozostawać zjawiskiem samym w sobie. Podobny entuzjazm lata temu, na etapie debiutu wywoływała np. Macy Gray i nim jej gwiazda przyblakła nie miała dla siebie konkurentek. Z Adele jest podobnie. Obdarzona świadomym soulowym głosem, wykorzystuje go w pełni lawirując między nowoczesnym rmb ("Rumour Has It"), gospel i soulem podbarwionym delikatnie jazzem ("Rolling In Ther Deep"), aż po może bardziej konfekcyjny, ale ogromnie przebojowy pop, w najlepszym damskim wydaniu. Oryginalność, a jednocześnie zgrabny szlif tych piosenek pozwala doskonale im odnaleźć się na rozmaitych radiowych playlistach, gdzieś pomiędzy utworami wspomnianej Amy ale i być może Alicii Keys czy Joss Stone. Dla mnie śpiewanie Adele ma w sobie i inne korzenie - piosenkarek lat 60. i 70., w rodzaju Nancy Wilson, Dusty Springfield czy Carole King, co nie jest słyszalne być może bezpośrednio w głosie, ale raczej w stylu interpretacji, żarliwości wykonania rodem z czarnej uduchowionej muzyki (vide piękna ballada "Turning Tables" opracowana na fortepian, czy równie udana "Don't You Remember" w akustycznym, bardziej klasycznym wydaniu). Znakomicie wypada zapatrzony w tradycyjny soul spod znaku Marvina Gaye'a "He Won't Go" podlany smyczkami, a zarazem wyraziście rytmiczny. I jestem tylko ciekaw jak przyjmą fani The Cure jej interpretację hitu "Lovesong" podaną jako bossa nova z akustycznym akompaniamentem i delikatnym akordeonem w tle, słodką i ciepłą.
Tu i ówdzie zaznacza się u Adele zasłuchanie w kobiecego bluesa, co może też sugeruje jej czarna barwa. A przecież zdarzały się jej i fascynacje punkowo-rockowe w mocno umownym przebojowym przykładzie i podkreślanie wierności folkowej tradycji. To wszystko znak, że i na drugim albumie Adele dzieje się nie mniej niż na nagradzanym debiucie.
Co najważniejsze to po prostu zwyczajnie świetne piosenki, które nie uciekają od zgrabnych, wpadających w ucho melodii, świetnego wykonania, także produkcji. Piosenki które długo po odsłuchaniu się nucą. Wybrane do promocji pewniaki z "21": "Rolling In The Deep" i "Set Fire To The Rain" to najlepsze przykłady piosenek, które z pewnością pod koniec roku dołączą do grona największych światowych hitów ostatnich miesięcy. I całkiem zasłużenie. Dawno w tak zwykłym, bądź co bądź, popowym wydaniu nie słyszałem tak dużej ilości świetnych nut. Oby tak dalej. 8/10

author

Mariusz Osyra

 10.09.2011  
Trwa ładowanie zdjęć