RECENZJA

BoDeans - Indigo Dreams

indigo_dreams

Kolejna płyta ledwie ponad rok od poprzedniej i znów zestaw fajnych, zwykłych piosenek, gdzie ważna jest melodia, przekaz podyktowany chwilą, potrzebą uzewnętrznienia przeżyć czy codziennych obserwacji. Ujmująco szczery i bezpośredni, podobnie jak prosta towarzysząca słowom muzyka. To lubię u BoDeans od lat. Są niewzruszenie wczorajsi, nie oglądają się na mody, słuchają jakiegoś wewnętrznego głosu, który spółce Neumann/Llanas pozwala chyba bez trudu wymyślać te wpadające w ucho ale nienachalne piosenki.
Czasem wydaje się że są bliskie Springsteena jak w genialnym "Me Again", chętniej zadumane i podlane egzotycznym kolorytem w stylu Los Lobos i Calexico jak "Don't Wanna Go", często o mocno południowym odcieniu. Bywają żwawi jak w "Way Down" czy konkretnym "Rock'n'Roll Overdrive", najchętniej jednak (i chyba coraz częściej z wiekiem) wolą ściszać gitary, zapodać jakiś refleksyjny ton, miękką i ciepłą melodię. Nie ma tu jednak słodyczy i banału, pościelówek czy nudy. To zawsze stylowe i wierne amerykańskiej tradycji piosenki. Panowie Sam i Kurt dzielą swoje obowiązki przy mikrofonie, nie specjalnie przykuwają przy tym wokalem, ale nastrój i charakter utworów budują wyśmienicie. Dlatego pewnie ich wszystkich płyt słucha się bez bólu, przyjemnie, dla odpoczynku i dla samej frajdy obcowania z niezobowiązującym muzykowaniem. Jasne, że mają momenty słabsze i lepsze, ich albumy przez ćwierć wieku też nie są równe, ale na każdym z nich można wyróżnić rzeczy wielkiej urody.
Na "Indigo Dreams", płycie którą pewnie dostrzegą tylko najwierniejsi fani duetu, szczególnie wyróżniam akustyczną balladę z akordeonem i zwiewną melodią "Sad Eyes", przebojowe "How Can We" za typowe bodeansowe śpiewanie, wspomniane "Don't Wanna Go" za letni nastrój czy „Father’s Day” za nietuzinkową melodię ujętą za pomocą prostych uderzeń w klawisze fortepianu. Jakaś dziwna refleksja i tęsknota za dawnym graniem zwykle dopada mnie przy okazji słuchania nowego materiału BoDeans. Może dlatego że wiedzą jak ruszyć tę czułą nutę, jak ożywić naturalnymi instrumentami i niewymuszonym brzmieniem te prawdziwość w muzyce. Jak bez mizdrzenia się do publiki robić swoje, bez względu na to co zagra radio i co pokaże muzyczna telewizja. Wielkich sukcesów nie odnoszą, ale cieszą się uznaniem, a i słychać że muzykowanie obu panów nadal niesamowicie cieszy. Ze świecą u innych szukać takich pogodnych i wpadających w ucho nut jak "Wrap Me" czy „Mercy”.
Kolejna udana pozycja w coraz większym katalogu płyt BoDeans, który bardzo przyjemnie dla niżej podpisanego rozrasta się na półce. Tak trzymać, bo nie mam nic przeciwko następnej, choćby znów bardzo podobnej płycie duetu za rok czy dwa. 8/10

author

Mariusz Osyra

 26.08.2011  
Trwa ładowanie zdjęć