RECENZJA

James Blunt - Back To Bedlam

back_to_bedlam

Od pewnego czasu na mojej półce „oczekującej” wylegiwał się i oczekiwał na swoją „kolejkę”, longplay James’a Blunta zatytułowany „Back to bedlam”. Niestety, brak przekonania do muzyki młodego brytyjczyka powodował, że nie mogłem zebrać się do napisania choćby kilku słów. Nareszcie udało się, postanowiłem zebrać się w sobie i przesłuchać cały krążek młodego artysty. Już po kilku pierwszych utworach można dojść do wniosku, że muzyka James’a Blunt’a to spokojne, melodyjne i przyjemne dla ucha granie, które tak bardzo spodobało się słuchaczom na całym świecie, że niedługo po premierze krążką, brytyjski wokalista podbił wszystkie listy przebojów. Zdecydowanie jest to muzyka wzorowana na takich świetnościach jak David Gilmour, Pink Floyd czy Bryan Adams, wydawać by się mogło, że idealny wybór w sam raz na ambitny, melodyjny i wpadający w ucho album. Niestety nie do konća, jak wiemy, są wakacje: romantyczny czas miłości, wspomnień- „Back to Bedlam” to zdecydowanie krążek na taki właśnie czas. Romantyczne i „miłosne” kompozycje w których można zatopić się na długie godziny i marzyć... Wszystko to powoduje, że album James’a, który łączy w sobie elementy muzyki wyśmienitych muzyków, powinien być najlepszym krążkiem jaki słyszałem od dawien dawna- tak jednak nie jest. Na płycie brak utworów, które porywały by nas i wprawiały w zachwyt. Przesłuchując kolejne kompozycje można dojść do wniosku, że jesteśmy w posiadaniu kompilacji „Ballads- The best of”. Wszystkie utwory posiadają podobną formę i podobną aranżację, która w połowie trwania albumu może okazać się nurząca. Podcza sprzesłuchiwania płyty, zdarzyło się jednak coś co niezwykle mocno przykuło moją uwagę. Dotarłem do 6 utworu zatytułowanego „Out of my mind”- dlaczego było to tak niezwykłe? Jest to jedyny utwór, który tak naprawdę wybija się ponad całą przeciętną linie melodyjną całego krążka. Czuć tutaj wyraźne energie i żywość muzyki, możemy po raz pierwszy na płycie usłyszeć wszystkie instrumenty jak: perkusja, gitara, organy. Brak tu melancholii, która potrafi uśpić, „Out of my mind” to zdecydowanie numer jeden jeżeli chodzi o najciekawszy i najlepiej zaaranżowany utwór, znajdujący się na albumie „Back To bedlam”. Kolejnym miłym akcentem był kolejny utwór: „So long Jimmy”, który również jak poprzednik posiada energie, żywiołowość i coś co przyciąga słuchacza, a nie zmusza go do zasypiania. Jak mówią „Lepiej późno niż wcale” dlatego ucieszyłem się, że album posiada ciekawe kompozycje i „rozkręca” się, szkoda jednak, że to wszystko ma miejsce pod koniec krążka, który wcześniejszymi 5 utworami zdołałby uśpić niejednego słychacza. Jak łatwo przewidzieć kolejne utwory, choć równie ciekawe zmierząją powoli ku końcowi w stylu, który chyba najlepiej odpowiada brytyjskiemu wokaliście- powoli zatapiamy się w kolejnych balladach. Płyta kończy się podobnie jak się zaczęła, James Blunt prezentuje nam swoje umiejętności wokalne przy akompaniamencie fortepianu. Wszystkie dziesięć utworów, które znalazły się krążku „Back to Bedlam” są ciekawe, ambitne i z pewnością posiadają dużą liczbę odbiorców, którzy potrafią dostrzec w niej jeszcze więcej plusów niż ja. W mojej własnej ocenie „Back To Bedlam” James’a Blunta to album naprawdę warty przesłuchania, i poświęcenia mu kilkudziesięciu minut.

Lista utworów:
1. High
2. You're Beautiful
3. Wisemen
4. Goodbye My Lover
5. Tears And Rain
6. Out Of My Mind
7. So Long, Jimmy
8. Billy
9. Cry
10. No Bravery

Ocena: 7+/10

author

Piotr Trzciński

 29.03.2009  
Trwa ładowanie zdjęć