RECENZJA

Eagles - The Long Run

the_long_run

Minęło ponad ćwierć wieku, w obozie Eagles były kłótnie i zgoda, waśnie i pokora, rozstania i powroty oraz 10letni niebyt. Niewiele mimo wszystko się zmieniło, pomimo reaktywacji nadal "The Long Run", pozostaje ostatnią studyjną płytą legendarnej kapeli z premierowym repertuarem. Regres twórczy był zauważalny już na tym albumie. Tuż po wydaniu "Hotelu California", kamienia milowego country rocka i jednocześnie swojego opus magnum, w The Eagles zaczęły się schody. Zaowocowało to zmianą składu, niemocą twórczą, muzycznym paraliżem, wewnętrznym pęknięciem w monolicie grupy, ktora była w stanie stworzyć arcydzieło jeszcze trzy lata wcześniej. Zapowiadali powrót do ostrzejszego rocka, mnóstwo gitarowych utworów, miały one wypełnić aż dwie płyty. W efekcie zamiast podwójnego albumu, po trwających w nieskończoność sesjach, fani otrzymali wreszcie w 1979 roku ten dziwny krążek. Dodatkowa premia wypłacona przez wytwórnię płytową, mającą nadzieję na kolejny megasukces, zmobilizowała piątkę muzyków do pracy. A co do muzyki...Cóż, niewiele pozostało tutaj z lekkiego pióra Dona Henleya i Glenna Freya, ich konflikt chyba zbyt się zaognił, a wzajemna niechęć przestała być ukrywana. Brak pomysłów widać na każdym kroku, a im dalej w płytę tym gorzej. Po latach broni się "Heartache Tonight", trochę dzięki pomocy Boba Segera, jest wypadkową jego stylu i charkateru muzyki kalifornijczyków, kompozycja tytułowa i może jeszcze słodkie "I Can't Tell You Why". W tym ostatnim debiutował jako główny wokalista Timothy B. Schmit, wtedy nowy basista grupy. Niektórzy jednak się krzywili, że Orły bardziej tutaj brzmiały jak Bee Gees niż jak bywalcy Desperado. Co dziwne po latach, na niekończących sie trasach, (bo The Eagles stało sie de facto zespołem koncertowym), chętnie po ten utwór sięgają, skrzętnie przy tym pomijając resztę repertuaru tego albumu. Równie ciepłe jest "The Sad Cafe", wyróżniające się dzięki charakterystycznej barwie głosu Henleya, gdyby nie on...Jeśli nie najbardziej to udane kompozycje, to i tak najlepsze jakie trafiły na to wydawnictwo. Propozycja ta nie była udana także z powodu dziwacznych przerywników, aspirujących do miana piosenek, jak "Greeks Don't Want No Freaks", notabene trafny tytuł, czy kompletnych dziwactw w rodzaju "Disco Strangler", które zupełnie nie wytrzymały próby czasu. Dzisiaj w swej remasterowanej, o wiele lepiej od analogowego oryginału, brzmiącej wersji, "The Long Run" pozostaje raczej ciekawostką dla maniakalnych fanów zespołu, niż naprawdę istotnym elementem ich dorobku. Trochę tego żałuję, bo ciągle wierzę jeszcze w wyjątkową nic porozumienia na linii Henley/Frey, która może jeszcze przynieść obiecywane od lat nowe kompozycje. W końcu The Eagles to nadal jedna z moich ulubionych grup tamych czasów. 5/10

author

Mariusz Osyra

 29.03.2009  
Trwa ładowanie zdjęć