RECENZJA

David Bowie - Heathen

heathen

Już trzy lata wcześniej na poprzedniej płycie „Hours”, David Bowie wrócił od dysonansowych eksperymentów w swej muzyce do tradycyjnych kompozycji, charakterystycznych dla początków jego kariery. Utwory w stylu surowego rocka lat siedemdziesiątych dominują także i na tym albumie, jeszcze lepszym niż poprzednik. „Heathen” to zestaw spójny i pełen barwnych pomysłów muzycznych nie tylko nawiązujący do „Hunky Dory” czy „The Man Who Sold The World”, ale też nowoczesny, a miejscami naprawdę eklektyczny. Człowiek kameleon po raz kolejny zmienił twarz i jak zawsze w obranej konwencji się odnalazł. Album „Poganin” bo tak brzmi ten tytuł, wypełniły piękne muzycznie kompozycje, napisane z dużą inwencją: „Sunday” z pięknym śpiewem Bowiego i dynamiczną kulminacją, „Slip Away” w tekście pełen tęsknoty za przeszłością, opracowany w tradycyjny sposób ze skromną aranżacją, czy nowocześniejszy w warstwie rytmicznej „I Would Be Your Slave” o pięknym kolorycie i grą smyczków w tle. Jeszcze jedną nostalgiczną perłą jest „5.15 The Angels Have Gone” – jedna z najbardziej udanych pieśni na albumie. W opozycji do stonowanego charakteru wymienionych tytułów znalazły się i bardziej dynamiczne, rockowe: „Slow Burn” z gitarowym solem Pete’a Townshenda z The Who czy „Afraid”. Bowie przedstawił oprócz własnych nowych nut, także cudze znane od lat: sięgnął po klasyczne „I’ve Been Waiting For You” Neila Younga z udziałem Dave’a Grohla (Foo Fighters) i „Cactus” grupy The Pixies. O nieco bardziej ekstrawaganckiej stronie albumu zadecydowały jakby odstające od całości: „Everyone Says Hi” popowy kawałek z tanecznymi naleciałościami, niemal dyskotekowy „A Better Future”, a szczególnie „i Took A Trip On A Gemini Spaceship”, niejakiego Legendary Stardust Cowboy’a, w stylu wcześniejszego bardziej eksperymentalnego albumu Bowiego „Earthling”. Udało się jednak te rozmaite kompozycje ułożyć w jedną wyborną całość, która przekonuje znakomicie wyważonym klimatem. Autor wraz z producentem Tonym Visconti, (nawiązał z nim współpracę po raz pierwszy od dwudziestu lat), stworzyli album urokliwy, pełen czaru, ale i nie pozbawiony rockowych pierwiastków. Płyta „Heathen” czerpie z dawnych osiągnięć artysty sprzed prawie trzydziestu lat, jednocześnie wyznaczając granice nowoczesności w muzyce początku XXI wieku. Słowem muzyka bardziej przystępna niż choćby na „Outside”, ale wystarczająco intrygująca by prawdziwych fanów Davida przyprawić o drżenie rąk. Polecam. 8/10

author

Mariusz Osyra

 29.03.2009  
Trwa ładowanie zdjęć