RECENZJA

Donald Fagen - Morph The Cat

morph_the_cat

To płyta z jazzowych okolic, chociaż wyborną mieszankę soulu, jazzu i funku, jaką od lat Donald Fagen prokuruje do spółki z Walterem Beckerem jako Steely Dan, można nazwać uniwersalnie amerykańską. Analogie nasuwają się same, bo ostatnio duet znowu działa, a Fagen solo pojawia się raczej okazyjnie. Muzyka podobna i na szczęście w ogóle jest. „Morph The Cat” jest dopiero trzecią, własną wprawką artysty w karierze, bez udziału kompana z zespołu i pierwszą od trzynastu lat. Dwadzieścia cztery lata temu album „The Nightfly” przeszedł do historii muzyki, natomiast drugi „Kamakiriad” raczej przeszedł niezauważony. Trzeba być naprawdę spokojnym i wytrwałym muzykiem, by dbać o swoją własną twórczość tak rzadko, tyle że głos Steely Dan robi to chyba przy okazji i dla własnej przyjemności. Jeśli jednak nagrywanie jednej płyty w dekadzie, daje efekt jak na tym omawianym krążku, to niech tak zostanie. Artysta się bawi, żongluje i mruga do nas porozumiewawczo okiem, szczególnie w tekstach . Są one osobną sprawą w tym przedsięwzięciu, świetne, wymyślne historie i dykteryjki na zabawne tematy, napisane często mgliście i w sposób wydumany, ale prześmiewcze i inteligentne. Jest np. rozmowa alter ego autora z Rayem Charlesem o tym jak radził sobie z kobietami, albo historia wzlotów i upadku nieistniejącej nigdy kapeli podana jak biografia, są wreszcie historie o tym co można zobaczyć w gorączce, co atakuje nowojorczyków z powietrza, i jakie szanse ma miłość do obsługi lotniskowej. Naprawdę niecodzienne podejście do historii jakie opowiada muzyka. Szczerze polecam się dobrze wczytać. To jest idealny album przede wszystkim w tym gatunku muzycznym, to przedstawiciel takiego nurtu, jaki praktycznie na polskim rynku nie istnieje. Wypełnia go muzyka tak zjawiskowa i tak perfekcyjnie zrobiona, jak prawie przed ćwierćwieczem na „The Nightfly”. Obawiam się jedynie, że nowy album Donalda Fagena, choć w pełni na to zasługuje, nie zapisze się w kanonie, jak ten do którego jest porównywany i będzie to raczej wina koniunktury. Warto wreszcie wspomnieć o samej muzyce. Zacznę od najlepszego dla mnie „Mary Shut The Garden Door”. Toż to prawdziwa poezja: funkujący rytm, mięsista i rozkoszna linia basu, urywane dźwięki gitar, mnóstwo przeszkadzajek, wibrafon, flet i kapitalne porywy solowe muzyków. Solo na melodyce wykonał sam Fagen. Do tego nośny przebojowy refren i jakby przyczajona zwrotka budują kapitalny klimat. Ufff, a to tylko jeden utwór! Już wiem że to jedna z moich piosenek roku. Wszystkie kompozycje na płycie poprowadzone są niespiesznie, rozwijają się niczym nieskrępowane luźne, jazzowe tematy, akcentują zawarte w nich improwizacje, do tego zagrane są ze swadą i zaangażowaniem. Porywa od pierwszych taktów sekcja rytmiczna i dęta w tytułowym „Morph The Cat”, potem jeszcze rozbujany, funkowy „Brite Nitegown” o pojedynku ze śmiercią (!), ma on w sobie tyle mocy co niejedna smoothjazzowa płyta w całości. Najbardziej klarowny i klasyczny jest „What I Do”, kiedyś to mógłby być przebój, teraz najpewniej się nie uda. Jakby czas się zatrzymał trzydzieści lat temu, a z głośników popłynęła taka sama muzyka jak ze starych, trochę już szumiących albumów Steely Dan. W „What I Do” jest tyle finezji, że głowa mała, ma soulowy wydźwięk, a w uszy rzuca się jeszcze solo na harmonijce ustnej w stylu Stevie’go Wondera, choć zagrał Howard Levy; przypomina klasykę Fagena. Za to całą kawalkadę popisów zaproszonych muzyków, mamy w rozimprowizowanym „The Great Pagoda Of Funn”, długim, rozbudowanym jazzowym utworze z ciepłym wokalem lidera. Wrażenie robi gitarowe solo Wayne’a Krantza i solo na trąbce Marvina Stamma, choć tyczy się to również pozostałych, a to same tuzy: Hugh McCracken, Bashiri Johnson i Freddie Washington. Generalnie duży szacunek, bo muzyka jest tu podana tak, że zadowoli jazzowych wyjadaczy, ale i świetnie wpasuje się w wakacyjne popołudnie zwykłej rodziny na pikniku. Można jej słuchać niezobowiązująco, ale można też łowić poszczególne nuty i się nimi upajać. Ja się upajam. Małe arcydzieło i tyle. 9/10

author

Mariusz Osyra

 29.03.2009  
Trwa ładowanie zdjęć