RECENZJA

Modest Mouse - Good News for People Who Love Bad News

good_news_for_people_who_love_bad_news

Włączam album „Good News For People Who Loves Bad News”z wielką ciekawością. Kilkusekundowe chaotyczne intro i zaczyna się właściwy materiał. Niemal od pierwszych sekund utworu “The World At Large” tracę kontakt z otaczającą mnie rzeczywistością. Nagle jedyne, co mnie interesuje to muzyka płynąca z głośników. Jednostajna, cudowna, kojąca. Po prostu piękna. A wtedy pojawia się charakterystyczny wokal Brocka. Gdy wyśpiewuje on bardzo interesujący tekst - w którym każde słowo zdaje się mieć metaforyczne znaczenie - kompletnie odpływam. W kawałku nie ma niczego przypadkowego, wszystko jest w tym miejscu, w którym powinno być. Gdy słucham „The World At Large” przed oczami staje mi szereg obrazów, czy to z przeszłego życia, czy to wykreowanych w mej - pobudzonej przez utwór - wyobraźni. Z tego niemal mistycznego stanu budzi mnie dużo bardziej żywiołowa kompozycja „Float On”. Nie jest już tak porażająca piękna, jak jej poprzedniczka, ale doskonale wprowadza słuchacza w klimat, który czeka go przez następne kilkadziesiąt minut albumu. Doskonały singiel, którego można by słuchać pod rząd kilkanaście razy. A czy nie o to właśnie w kawałkach singlowych chodzi? Właściwie z identyczną sytuacją mamy do czynienia w przypadku "Ocean Breathes Salty". 12-sekundowy instrumental pozwala nazywać krążek mianem koncept albumu. Krzyki w „Bury Me With It” sprawiają, że przechodzi mnie dreszcz. Zachwycam się również pozornie prostą, ale zaśpiewaną z pasją tytułową frazą „Good News People Who Love Bad News”. „Dance Hall” - nikt nie zaśpiewałby tego lepiej niż oni. Banalne słowa, niezbyt skomplikowana muzyka. Oto przykład jak wiele mogą dać piosence ciekawe środki ekspresji. „Bukowski” to powrót do nastrojowej koncepcji z początku albumu z dużą dozą buntu i przesiąkniętym pesymizmem tekstem. Wyrazy uznania należą się grupie za odwagę w poszukiwaniu pomysłów. Słuchając bowiem „The Devil’s Workday” czuje się jak na egipskim bazarze. Powtórzę coś co już tutaj pisałem – nikt nie zrobiłby tego lepiej niż oni. W „The View” pojawia się chwytliwy refren (niektórzy z was pewnie myślą sobie: „nareszcie”) , a sama kompozycja jest chyba najbardziej „normalna” na płycie. "Satin in a Coffin" urzeka zwłaszcza linią wokalną po drugim refrenie, choć na długości całego kawałka Brock udowadnia, że jest głos jest mu wyjątkowo posłuszny. Od gitarowego grania i wokalnej ekspresji Brocka uwalnia nas na minutę bardzo przyjemny instrumentalny przerywnik. Po nim następuje cudowny, spokojny utwór Blame It on the Tetons, gdzie ciężar utrzymania melodii rozkłada się między akustyczną gitarę a pianino. Uwierzcie mi – ta piosenka naprawdę może rozczulić. „Black Cadillacs” zaskakuje zupełnie niespodziewaną eksplozją po nastrojowym wstępie. Kawałek ten pozwala nam poczuć trochę atmosferę nieodżałowanych lat 60-tych. „One Chance” jest chyba najsłabszym fragmentem na płycie. Najsłabszym nie znaczy słabym. Gdyby inne zespoły nagrywały takie utwory, z pewnością zyskałaby miano bardzo dobrych. Krążek kończy się kawałkiem „The Good Times Are Killing Me”, który jest kapitalnym jego zwieńczeniem. Liryczny, niepowtarzalny tekst, ale też muzyka, którą łatwo jest zanucić (w przeciwieństwie do niektórych innych fragmentów na płycie) sprawiają, że piosenka ta urasta do miana jednej z lepszych na całym albumie.

W podsumowaniu nie napiszę nic więcej ponad to, że z płytą bez dwóch zdań warto się zapoznać. Różnorodność pomysłów, niesamowity sposób oddawania muzycznych emocji, bogate teksty. To wszystko ma do zaoferowania swoim słuchaczom Modest Mouse. Spróbujcie się otworzyć na coś nowego, bardziej ambitnego. Nie pożałujecie.
Ocena: 9/10

Autor: pusty

 29.03.2009  
Trwa ładowanie zdjęć