RECENZJA

Yellowcard - Lights and Sounds

lights_and_sounds

To niesamowita chwila kiedy dostajesz nową przesyłkę i wiesz, że to nowa płyta! Otwieram wierzchnie opakowanie i mym oczom ukazuje się okładka najnowszego krążka Amerykańskiej formacji Yellowcard. Ciekawość co tym razem usłysze w głośnikach jest o tyle większa, że poprzednie wydawnictwa piątki młodych muzyków zapamiętałem jako obiecujące i bardzo ciekawe. Muzyka przepełniona dynamiką, impetem z miłą dla ucha linią melodyczną zawsze przypada do gustu. Pełni nadziei wkładam krążek do odtwarzacza.

Pierwszy utwór to swego rodzaju wstęp zapowiadający dalszą zawartość płyty. Niestety, do mojej głowy trafiają pierwsze dźwięki powodujące lekką nutkę zawiedzenia, dlaczego? Wspaniałe dźwięki pianina wybrzmiewają doskonale znany mi motyw utwory „Big Big Girl”. Odruchowo sięgnąłem po okładkę płyty i pomyślałem: „Czyżby płyta zawierająca cover’y?” Na szczęście kolejne trzy utwory utwierdzają mnie w przekonaniu, że to jednak płyta, która spełnia pokładane w niej nadzieje. Ostre gitarowe brzmienia, dynamika i ogólny klimat podpowiadają mi, że to prawdziwe Yellowcard jakie zapamiętałem z ich poprzednich produkcji. Prawdziwe Punk’owe aranżacje dopełniają wykwintnej całości i przypominają czasy świetności takich zespołów jak The Offspring czy Blink 182. Moja radość nie trwała jednak długo, kilka kolejnych minut i wszystko okazuje się fikcją. Klikam przycisk „next” i pierwsze dźwięki powodują zawód i lekką złość, po raz kolejny „next” i znowu to samo! Jeszcze raz dyskretnie spoglądam na okładkę i okazuje się, że to naprawde ten sam zespół- Yellowcard. Nie wierzę własnym oczom, a tymbardziej własnym uszom. Ostry i dynamiczny Punk’owy klimat przemienia się delikatny miłosny nastrój przypominający bardziej twórczość takich grup jak The Calling.

Nowa produkcja Yellowcard zapowiadana była jako kontynuacja prawdziwego garażowego klimatu, któremu towarzyszyć miały mocne gitarowe brzmienia, co spośród zapowiedzi okazało się prawdą? Właściwie nic, Punk’owa atmosfera, którą piątka młodych muzyków wytworzyła na swoich poprzednich trzech produkcjach znikła i z Punk-Rock’u stała się zwykłym- komercyjnym Pop-Rock’iem. Mocne gitarowe brzmienia to jedna z niewielu rzeczy, które wyróżniają się swą oryginalnością. Poza swoimi minusami najnowszy krążek Yellowcard posiada też plusy. Na największą pochwałę zasługuje doskonałe połączenie ostrych gitarowych dźwięków z delikatnością skrzypiec, które pojawiają się w niemal każdym utworze. Wszystkim tym, którzy fascynują się nieco lżejszą muzyką mogę z pełną odpowiedzialnością polecić tą płyte. Wszelkie aranżacje, kompozycje i linia melodyczna jest doskonale dopasowana do atmosfery, która powstaje w miare poznawania kolejnych utworów. Jesienne i zimowe wieczory oraz miłosny- wiosenny czas to idealna pora na zapoznanie się z nową propozycją Yellowcard. Wszystkich tych, którzy do sklepu po nowy krążek wybierają się z nadzieją, że usłyszą kolejne mocne i punk’owe kompozycje muszę rozczarować- to płyta nie dla was. Z całą pewnością można stwierdzić, że to płyta, którą warto mieć, aby czasem dla odetchnienia znaleźć ukojenie w spokojnych i ambitnych kompozycjach Yellowcard.


Najwnowszy krążek Yellowcard- „Lights and Sounds” powstał w niezmienionym składzie zespołu: Ryan Key (wokal, gitara elektryczna); Ben Harper (gitara elektryczna); Pete Mosley (bass, boczny wokal); Sean Mackin (skrzypce, boczny wokal); Longineu Parsons (perkusja)

Ocena płyty: 5/10

author

Piotr Trzciński

 29.03.2009  
Trwa ładowanie zdjęć