RECENZJA

Neil Young - Silver & Gold

silver_and_gold

Nie wszyscy uznali w momencie wydania "Silver & Gold" za rzecz godną Neila Younga. Czy jednak to aż tak zła płyta? Z pewnością nie, zdarzało się artyście nagrywać o wiele słabsze, sztuczne, dowodzące jego zagubienia, szczególnie w latach osiemdziesiątych. Potem przyszedł czas odnowy, odkrywania pewnych rzeczy na nowo. "Silver & Gold" wpisuje się w ostatni okres twórczości kanadyjskiego barda, który trwa nadal i jest badzo twórczy. Neil zmienny jest i oprócz rockowych, ostatnio gniewnych protest songów z albumu "Living With War", czasem łagodnieje, ponownie pokazuje się jako muzyk poeta z delikatnym głosem, śpiewający o miłości przy akompaniamencie akustycznej gitary. W tę poetykę wpisuje się ten album, ma bowiem więcej wspólnego z klasycznym "Harvest" czy o wiele późniejszym "Harvest Moon" niż np. z "Sleeps With Angels". Gniewu "Ragged Glory" nie znajdziemy na nim za to wcale. A Neil Young używa na całej płycie tylko tej swojej słowiczej barwy znanej z najpięknieszych ballad tego świata z "Heart Of Gold" na czele. Właściwie echa tego hymnu są tutaj mocno słyszalne, np. w tytułowym "Silver & Gold". Nostalgiczne poszukiwanie swej tożsamości z okresu pierwszych sukcesów słyszymy w "Buffalo Springfield Again", gdzie autor przywołuje jedną z pierwszych swych kapel, która odcisnęła wyraźne piętno na współczesnej muzyce. To piosenki pełne zadumy, urzekające klimatem, świadomie niemodne, inspirowane w zamierzony sposób folkiem lat sześćdziesiątych i epoką dzieci kwiatów, do której Young należał ciałem i duchem. Cieszy się on na takie spotkanie z przeszłością ("Good To See You"), być może ze starymi przyjaciółmi jak Emmylou Harris, której chropawy głos usłyszymy na albumie ("Red Sun"); tęskni za latami młodości i z nostalgią przywoływanym dzieciństwem ("Daddy Went Walkin'"). Album ten jednak przede wszystkim jest pełen rozbrajającej szczerości w wyznaniach miłosnych do ukochanej żony Pegi ("Razor Love", "Without Rings"). Dwa finałowe utwory to esencja tej płytki, punkty kulminacyjne, do których aż miło dotrzeć i do których chętnie zawsze się wraca. To taki wyciszony Neil Young, śpiewający w przejmujący sposób o tym, co naprawdę w życiu ważne. Bujający długi "Razor Love" to rzecz do bólu szczera, a "Without Love" to utwór, który autor lirycznie, ale z dojmującym smutkiem wykonuje niższym głosem z wyczuwalną zadumą i niepewnością. Tak śpiewa i gra prawdziowy poeta/bard w przerwach bycia rockmanem i bojownikiem o lepsze jutro czy lepszą Amerykę. Ta jego łagodna strona bardzo mnie przekonuje. 7/10

author

Mariusz Osyra

 29.03.2009  
Trwa ładowanie zdjęć