RECENZJA

Stuart A. Staples - Lucky Dog Recordings 03-04

lucky_dog_recordings_0304

To jeszcze bardziej ascetyczna i wyciszona muzyka niż wszystko, co wcześniej Stuart Staples stworzył z Tindersticks. Album przepełnia smutek charakterystyczny dla tego wokalisty obdarzonego niskim mrukliwym głosem, zwykle bliskim szeptu, niezdradzającym emocji. Jest przy tym jak zwykle melancholijny i niestrudzenie cierpiący, a zrezygnowanie w jego partiach wokalnych to jedyne co artysta zdradza słuchaczowi. No i są jeszcze teksty. "Lucky Dog Recordings" rzecz bardzo subtelna, powstawała długo w 2003 i 2004 roku i traktuje o podobnych, zwykle nieudanych relacjach damsko-męskich, ale ubrana jest w jeszcze skromniejszą niż dawniej muzykę. "Somerset House" to właściwie tylko muzyczna introdukcja, bardzo poetycka, a taki charakter wzmaga jeszcze damska wokaliza bez słów. Dopiero w "Marseilles Sunshine" ujawnia się autor, a maksymalnie wyciszony podkład nacechowany jest niemal stoickim spokojem. To muzyka ciszy w stylu Michaela Brooka, w której wiele barw muzycznych udaje się stworzyć przy niewielkiej ilości nut i instrumentów. Intrygujący minimalizm jest jeszcze na "Lucky Dog..." zauważalny kilkakrotnie. Dlatego zaskakuje rytmiczny i żywiej przypominający Tindersticks utwór "Say Something Now". To także moment kiedy autor zbliża się nieco bardziej do Nicka Cave'a, by za chwilę w przepięknym, tęsknym "Friday Night" upodobnić się do wybitnych śpiewaków, którym bogata muzyka nie jest potrzebna, wystarczy głos. Poprzez prosty, bardzo subtelny programowany rytm przez chwilę kojarzy się z dokonaniami Portishead, Damiena Rice'a czy Marka Hollisa. Odróżnia go oczywiście barwa, jaką dysponuje Staples. Piękna, statyczna rzecz do dumania. Bardziej tradycyjnie prezentuje się "Shame On You", z normalnym składem instrumentalistów, ale bez udziału smyczków, które były zawsze znakiem rozpoznawczym dawnego zespołu. Wreszcie dostrzegalni stają się nie byle jacy muzycy: oprócz Neila Frasera, dawnego kompana, którego niepokojącą gitarę przez chwilę możemy w tej kompozycji usłyszeć, Stuarta wspomagają jeszcze wybitny pianista i kompozytor Yann Tiersen oraz perkusista Adrian Huge z Tiger Lillies. Na zupełnie osobną uwagę zasługują partie saksofonu mistrzowsko wykonane przez Terry'ego Edwardsa, popisem jego gry pozostaje zapewne "People Fall Down". Absolutną perełką jest natomiast instrumentalny fragment bez tytułu ukryty pod numerem sześć, który za pomocą cudnej melodii opowiada więcej niż niejeden napisany na płytę tekst. A w nich ten uznany śpiewak jawi się jak zwykle jako artysta przygnieciony ciężarem świata ("People Fall Down"), niezmiennie nieszczęśliwy i poszukujący nadziei ("She Don't Have To Be Good To Me"), czasem bardziej ironiczny. Coś takiego jest w jego udręczonej artystycznej duszy, że wciąż magnetyzuje. 8/10

author

Mariusz Osyra

 29.03.2009  
Trwa ładowanie zdjęć