RECENZJA

Sparta - Threes

threes

Nowa Sparta "Threes" to, jak podpowiada trafnie tytuł, trzeci album formacji, która narodziła się z rozłamu At The Drive-In podobnie jak The Mars Volta. Od swoich dawnych kolegów z konkurencji dzieli ich przy tym wiele, talent jest ten sam, ale muzyka, którą proponują Spartańczycy podąża w nieco innym kierunku. Nie mają też tyle szczęścia, ich działalność to bardziej klubowa niż stadionowa i bardziej undegroundowa twórczość. Jeszcze niedawno wydawało się, że za sprawą dużych wytwórni płytowych trafią do szerszego grona. Tymczasem mają szansę w najbliższych latach, dorobić się statusu kultowej formacji w rodzaju Sunny Day Real Estate, nowe swoje dzieło wydając u małego, niezależnego wydawcy. Nie wiem czy na pewno za sprawą "Trójek" będą na ustach wszystkich, bo nowy album usilnie stara się impas braku popularności przełamać, wprost nawiązując do brytyjskiej sceny independent rock, szeroko zataczając koło wokół twórczości dawnego James czy świeżego U2 (np. "Without A Sound"). Więcej u nich jednak niż u wymienionych: emocji (w końcu to echa dawnego emo), intensywności, połączonej z melancholią, szczyptą psychodelii i naprawdę ładnych melodii w tonie Coldplay zaprzyjaźnia się z The Music. Podobają mi się zarówno w pastelowych, zaśpiewanych przejmująco smutnym głosem przez Jima Warda kompozycjach, które stopniowo narastają i ekstatycznie wybuchają ("The Most Vicious Game"), jak i w równo ciosanych przy pomocy gitar, ale bardzo bogatych muzycznie, energetycznych zrywach ("Taking Back Control"). Są może i mniej bezkompromisowi niż dawniej, chociaż nadal grają mocno i ostro. Chciałoby się jeszcze więcej karkołomnych uniesień wokalnych Warda jak w czysto hardcore'owym finale "Born And Buried". Ward jest też sprawnym gitarzystą i zdolnym melodykiem, czaruje tutaj nie raz. Tym razem wspierany jest przez nowy nabytek formacji - gitarzystę Keeleya Davisa, który zajął miejsce jednego z założycieli Paula Hinojosa. To oprócz całego pecha formacji kolejny cios, odejście muzyka, który mógł zadecydować o dalszych losach zespołu. Na szczęście skład został szybko uzupełniony, a oprócz wokalisty na straży oryginalnej twórczości Sparty, stoi jeszcze niezrównany perkusista Tony Hajjar. "Threes" to bardzo równa pozycja, zgrabna, z ogromnie dynamiczną muzyką podzieloną na krótkie formy, dopracowane w szczegółach, ale jest też w nich miejsce na żarliwość, małe szaleństwo, których na szczęście nie brak w ich muzyce. W końcu hasło "emo" to jeden z największych atutów grupy. Są nagłe przejścia, zwolnienia, wplecione zaskakujące elementy, przez co muzyka Sparty pozostaje bardzo bogata, intrygująca, tajemnicza i niezmiennie intensywnie oddziałująca. Jeszcze więcej zgiełku zapewne dostarczają w małych salkach podczas koncertów. "Threes" obrazuje zespół ciągle jeszcze poszukujący własnych ścieżek, ale na pewno świadom własnego potencjału twórczego. 8/10

author

Mariusz Osyra

 29.03.2009  
Trwa ładowanie zdjęć