RECENZJA

Randy Newman - Bad Love

bad_love

Randy Newman, znamienity amerykański bard, w ostatnich kilkunastu latach zaangażował się przede wszystkim w tworzenie muzyki filmowej, mając na tym polu liczne sukcesy, łącznie z kilkoma nominacjami do Oscara. Zarzucił tym samym tworzenie repertuaru na płyty autorskie, firmowane własnym nazwiskiem. Dlatego absolutnym wyjątkiem jest "Bad Love - album wart najwyższej uwagi. Nagrany po blisko jedenastoletniej przerwie oferuje nieco odmienioną aranżację i odrobinę nowocześniejszą - oczywiście w granicach normy - produkcję. Trudno w końcu u Newmana, tradycjonalisty piosenki i znawcy pełnej gamy amerykańskiej muzyki, szukać jakichś fajerwerków nowoczesności. Ponadto nie o to tutaj chodzi. "Bad Love" dowodzi jego idealnej znajomości palety gatunków: od rhythm'n'bluesa, w którym jest utrzymany np. "Shame", po spuściznę Burta Bacharacha i Sinatry ("The World Isn't Fair"), a nawet naleciałości z Nashville w "Big Hat No Cettle". Bardziej rockowe oblicze ponadpięćdziesięcioletniego muzyka można usłyszeć w "I'm Dead...", a pozostałe kompozycje to raczej subtelne ballady, opracowane ze smakiem na fortepian i smyczki. Tyle, że czasem przywołują one ducha muzyki Nowego Orleanu, innym razem klubowej i zadymionej atmosfery lat trzydziestych, albo też czarnego r'n'b. Nad tym wszystkim jednak góruje przekorny autor, bo Randy Newman to prześmiewca, człowiek niepozbawiony oryginalnego poczucia humoru, więc w jego nagraniach dostaje się wszystkim, przede wszystkim ogółowi amerykańskiego społeczeństwa. Na "Bad Love" Randy odważniej niż dawniej, dokonuje osobistych podsumowań, dzieli się własnymi obserwacjami, nie skrywa prywatności. Z sarkazmem odnosi się także do własnej kariery, śpiewając o niej autoironicznie ("I'm Dead" (But I Don't Know It), "I Want Everyone To Like Me"). To wszystko razem w lekkiej, niezobowiązującej formie. Zawsze był celnym obserwatorem i pomimo długiej przerwy, ten charakterystyczny element w jego twórczości się nie zmienił. Bywa też ujmująco szczery w bardzo osobistych tekstach o miłości ("The One You Love", "Every Time It Rains", "I Miss You"). Swinguje przy dźwiękach fortepianu aż miło, przeplatających się z pędzelkami grającymi na perkusji, orkiestrą kameralną, sekcją dętą w tle i damskimi chórkami, co pozwala się zadumać, ulec urokowi tej retro muzyki i przenieść się w czasie kilka dekad wstecz. 7/10

author

Mariusz Osyra

 29.03.2009  
Trwa ładowanie zdjęć