RECENZJA

Dishwalla - Dishwalla

dishwalla

Czwarty studyjny album zespołu Dishwalla, tym razem bez tytułu, to po „Opaline” pełnej melancholii i delikatności, powrót do cięższego, rockowego grania. Grupa nadal stosuje sprawdzone patenty na nastrojowość i zwiewne linie melodyczne, ale jak w okresie debiutu ozdabia je postgrungowym gitarowym ciężarem. Można to usłyszeć w dwóch przedstawionych na albumie wersjach singlowego „Collide”, różniących się miksem i produkcją. Za brzmienie krążka odpowiadają aż trzej producenci, ale mimo wszystko całość jest niemal monolityczna. Jednym z nich jest legendarny twórca charakteru hitów The Eagles z lat siedemdziesiątych – Bill Szymczyk. Utwory Dishwalli to mocno energetyczne i ostrzejsze propozycje niż przywołany przykład sprzed lat. Nie pozbawione cech przebojowości („Surrender The Crown”, „Above The Wreckage”), ale i podlane czasem sosem psychodelii („Ease The Moment”). Oprócz porywających partii gitar mamy nadal silny wokal JR Richardsa, klimatyczne smyczki i znów niezbyt szybkie tempa. Kompozycje jednak trudniej tutaj opierają się rockowym schematom i mogą zaoferować tym razem mniej oryginalności („40 Stories”, „Coral Sky”). Ciągle kłania się podobieństwo do poprzednich albumów przez co całość staje się trochę mniej ciekawa, a zamiast finezji i lekkości poprzedniczki jest balast w rodzaju Creed spotyka Nickelback. Mimo wszystko nadal uważam, że Dishwalla ma w sobie więcej wrażliwości niż tamte kapele, więc muzycy wychodzą z tego porównania obronną ręką. Płyta brzmi rasowo, z charakterem, jest może bardziej ożywcza niż poprzednia, ale zasługuje na ocenę o stopień niższą. Przede wszystkim za podążanie powszechnie znaną drogą, wcześniej wytyczoną i mocno już wydeptaną. 7/10

author

Mariusz Osyra

 29.03.2009  
Trwa ładowanie zdjęć