RECENZJA

Blackfield - II

ii

Drugi longplay Blackfield wydaje się być nieco mniej udanym dzieckiem Aviva Geffena i Stevena Wilsona (na codzień Porcupine Tree). Jest niewiele dłuższy od debiutu, zawiera podobną stworzoną w duecie wysmakowaną muzykę, ale tym razem trudniej będzie uciec od wrażenia nudy w niektórych fragmentach, co czyni go słabszym od poprzednika przy dziesięciu relatywnie krótkich piosenkach, nawet przy progrockowej formule kilku z nich. Większość osnuta jest wokół niespiesznych temp, pastelowych melodii. Gdyby tylko tyle zaoferowali nieopierzeni jeszcze muzycy może nie byłoby powodu narzekać. Od Wilsona zwykliśmy oczekiwać jednak trochę więcej. Jest ładnie przede wszystkim, zwiewne kompozycje dystansują się od nowoczesnych trendów muzyki rockowej XXI wieku, produkcja jak zawsze w przypadku tego artysty to po trosze wyznacznik jakości, są i przebojowe refreny i udane partie instrumentalne, ale brakuje jakiegoś ognia, jakiegoś zarzewia i fajerwerku, jakie trzy lata wcześnie oferowało pierwsze dzieło Blackfield. Najciekawszymi wydają się pierwsze dwa otwory, bardziej nerwowy w zwrotkach i bardzo „porcupinowski” w refrenach „Once” i autentycznie piękny „1000 People”. Szczególną porażką jest za to niewyraźny „Christenings” i to nie tylko z powodu mojego ambiwalentnego podejścia do tematu, ale po prostu z powodu nieciekawej linii melodycznej. „Miss You” to właściwie dla mnie zaczątek czegoś większego, jakby brakło pomysłu na wykończenie, a z kolei „Epidemic” grzęźnie gdzieś w Wilsonowych stereotypach. To naprawę nie jest aż tak zła płyta, tyle że jej druga połowa to prawie wyłącznie sunące ballady, bez dynamiczniejszych partii, a krótkie ożywcze gitary w „Once” i w „Epidemic” to trochę niewiele. Podobać się może zwiewność w zamyślonym „My Gift Of Silence”, ale już w „Some Day” usypia nawet pomimo celebrowania melodii smyczkami i podniosłym nastrojem. Owy sprawdza się jeszcze w finale w bardziej wyrazistej rzeczy jaką jest „End Of The World”. Pomimo nieskrywanej sympatii do Stevena Wilsona i całej muzyki jaką tworzy, lekkie rozczarowanie „Blackfield II” jest nieuniknione. Słuchając tego albumu jeszcze na długo przed premierą zastanawiałem się niestety jak szybko będzie niknął wobec przyzwyczajeń fanów artysty do jego płyt w rodzaju „Lightbulb Sun”, „Sygnify” a nawet „Blackfield”. Ładnie ale tym razem dość monotonnie. 7/10

author

Mariusz Osyra

 29.03.2009  
Trwa ładowanie zdjęć