RECENZJA

David Bowie - Lodger

lodger

Album "Lodger" z 1979 roku pozostaje dopełnieniem muzycznego tryptyku jaki Bowie stworzył z Brianem Eno w latach siedemdziesiątych. Chociaż płytę wypełniły kompozycje mniej intrygujące i nie tak ekstrawaganckie jak te z "Low" czy "Heroes", krążek ten wpisywany jest w czas muzycznych eksperymentów Davida Bowiego. Były one znamienne nie tylko dla Eno, ale i dla pozostałych wybornych instrumentalistów, zaproszonych do udziału w sesji. Miejscami przyćmili oni autora, jak np. Adrian Belew na gitarze czy towarzyszący mu Carlos Alomar. "Lodger" w mniejszym też stopniu wpisuje się w okres zimnofalowego rocka tego okresu, za sprawą piosenek o jaśniejszych melodiach, powracających często do wcześniejszych glam-przebojów Davida ("Boys Keep Swinging", "DJ"). Czasem są one jednak naszpikowane dysonansowymi partiami instrumentalnymi poszczególnych muzyków, którzy rozbijają ich czytelną strukturę. Sprzężone gitary wraz z syntezatorami w "Red Money" robią piorunujące wrażenie. Wprawdzie kompozycyjnie repertuar albumu ustępuje dwóm poprzednim, nie można mówić jeszcze wtedy o regresie twórczym. Zauważalna jest za to fascynacja autora muzyką z różnych stron świata. W "Yassassin" słychać wpływy folkloru tureckiego, a w "Red Sails" zapożyczenia rodem z Japonii. "African Night Flight" powstał z kolei jako wyraz zafrapowania afrykańską egzotyką. Nadal Bowie - chociaż nieco usunięty muzycznie w tło - broni się wokalnie. Kapitalne są wręcz niektóre z jego interpretacji, jak te w "Look Back In Anger" i "Fantastic Voyage". David Bowie mimo nieco słabszego występu i tak pozostaje największym magnesem tego niedługiego albumu. "Lodger" to następny etap artystycznej drogi niespokojnego, ciągle poszukującego artysty. Blisko trzydzieści lat później wiemy, że nadal nim pozostaje. 7/10

author

Mariusz Osyra

 29.03.2009  
Trwa ładowanie zdjęć