RECENZJA

Jackson Browne - I'm Alive

im_alive

Przyznam od razu, że to moja ulubiona płyta Jacksona Browne'a, dlatego też nie ma tu mowy o sileniu się na słowa krytyki. Amerykański bard i balladzista nagrał przejmująco smutny album o miłości, która się skończyła, a tą miłością była Daryl Hannah, gwiazda filmowa, z którą przeżył burzliwe lata. Właśnie w tym czasie artysta rozstał się z tą znaną aktorką, a płyta stała się zapisem, swoistym pamiętnikiem rozpadu ich związku. Swój żal ubrał w piękne słowa i poruszającą od początku do końca muzykę. Równie wspaniałe albumy nagrywał już w latach 70-tych, lecz tym razem podzielił się ze swoimi fanami osobistymi przeżyciami prawie na bieżąco, w sposób bardzo szczery, tak jak kiedyś w przypadku jednej z najsmutniejszych płyt w historii rocka "The Pretender". Osobiste odczucia naznaczyły ten album jakimś tragicznym piętnem. Oprócz ballad z delikatnymi dźwiękami fortepianu i akustycznym brzmieniem ("Too Many Angels", "Sky Blue And Black" - dwie perły na krążku) nawet szybsze fragmenty nasycił przygnębiającym smutkiem, jak w tytułowym "I'm Alive", niby radosnym, a przesyconym, w warstwie tekstowej, tęsknotą i żalem. Pojawia się jednak w nim zauważalna nutka optymizmu. Jeśli chodzi o samą muzykę, to jest ona mocno osadzona w tradycji amerykańskiej, ale jednak w stylu, do jakiego Jackson przyzwyczajał nas od lat, czyli o miękkim, subtelnym brzmieniu. Sporo tu akustycznych gitar, różnorodnych klawiszy, instrumentów perkusyjnych, choć całość jest dość zachowawcza. Warto dodać, że dwa utwory wyprodukował znany i szanowany Don Was oraz nie wolno zapomnieć o wspaniałych gościach. Piękne harmonie dośpiewały Valerie Carter i Jennifer Warnes, a w finałowym "All Good Things" pojawili się David Crosby i Don Henley, by zaśpiewać, że wszystko co dobre musi się skończyć. Tak jak ta płyta, z którą przygodę można zacząć bez problemu od nowa, w przeciwieństwie do miłości, o której opowiada. 9/10

author

Mariusz Osyra

 29.03.2009  
Trwa ładowanie zdjęć