RECENZJA

Jackson Browne - The Naked Ride Home

the_naked_ride_home

Na wstępie trzeba zaznaczyć, że Jackson Browne to wyjątkowy spośród amerykańskich wrażliwców, cieszących się za oceanem zasłużoną estymą, na pewno nie ma statusu gwiazdy, ale zawsze jest postrzegany jako powszechnie szanowany artysta. Zarobił na ten szacunek swoim dorobkiem i ponadtrzydziestoletnią karierą. W Polsce znany raczej wyjątkom, nie może przebić się swoją nostalgiczną i piękną muzyką przez mniej tradycyjne i żałośnie komercyjne propozycje. Ostatnio nagrywa rzadko, a "The Naked Ride Home", wydany po sześcioletniej przerwie album, to na razie jego jedyne dzieło studyjne w nowym tysiącleciu. Twórczość Browne'a pełna jest pastelowych melodii, miękkiego brzmienia i nastroju przejmującego smutku. Porusza również jego zaangażowany śpiew i podejmowane tematy. Taki jest też ten album, dużo tu słów troski o miłość, o współczesne społeczeństwo, dużo tęsknoty za tym, co minęło i sporo otuchy w pogodnych zapowiedziach jutra. Dziesięć barwnych utworów jest zinstrumentowanych ze smakiem i z dbałością o klimat. Układają się w spokojną całość, w której niespiesznie rozwijają się ballady, a większego tempa nabierają utwory, o niespotykanym jak dotąd u tego artysty ładunku rockowych dźwięków. Gitarowy charakter mają singlowy "The Night Inside Me" albo "Walking Town" w stylu Ry Coodera. O wartości tego dojrzałego albumu decydują jednak "Sergio Leone" – literacki hołd dla włoskiego mistrza filmu i "Casino Nation" – posępny obraz współczesnej Ameryki. Fani, którzy polubili Jacksona za kruche ballady trzydzieści lat temu teraz zachwyci "Don't You Want To Be There", a kto szuka nut urozmaicenia w tej amerykańskiej tradycji, z radością przyjmie "For Taking The Trouble". Są i motywy reggae i zaśpiewy gospel w chórkach, dostojne aranżacje i udział znanych gości (Marc Cohn, Keb’ Mo’). Wysmakowana muzyka dla rodziców, którzy mogliby przekazać dzieciom dobre muzyczne wzorce. 8/10

author

Mariusz Osyra

 29.03.2009  
Trwa ładowanie zdjęć