RECENZJA

Gino Vannelli - These Are The Days

these_are_the_days

Gino Vannelli po latach eksperymentów z jazzowym muzykowaniem i po ostatnich romansach z klasycznym śpiewaniem, wrócił do głównego popowego nurtu, z jakiego pamiętają go sympatycy sprzed dwóch i trzech dekad. „These Are The Days” to pomost łączący stare z nowym. Po podpisaniu nowego kontraktu z fonograficznym gigantem otrzymujemy zestaw składający się z nowych utworów i z największych przebojów sprzed lat w równych proporcjach. Muzycznie siedem nowych kompozycji nawiązuje do dawnych aranży, co słychać np. w „It's Only Love”, ale przy tym pozostaje w jazzowych okolicach. W takich klimatach zatem Gino chyba nadal czuje się najlepiej. Z resztą nic dziwnego, jego warunki głosowe są wyśmienite, a sam lubi się sprawdzać w różnych odmianach współczesnej muzyki. Ostatnimi laty udowodnił to na genialnej płycie „Slow Love”, a jak panuje nad swym głosem uwidoczniło „Canto” sprzed trzech lat. Jazzujący puls ma tutaj także ogromnie przebojowy „Venus Envy”, dalekowschodnimi barwami nasycił „Eastwest World”, a utwór tytułowy to dość konwencjonalna, podniosła ballada, ale wykonana zjawiskowo. Niecierpliwie czekam na nowy album, bo „These Are The Days” zapowiadano jako przedsmak powrotu artysty z pełnowymiarowym krążkiem na główne muzyczne tory. Warto też wrócić do jego starszej muzyki. Druga połowa to wyselekcjonowane najbardziej znane fragmenty starszych płyt, zremasterowane dobrze współbrzmią z nowym repertuarem. Może dziwić tylko nadreprezentatywność „Black Cars” z 1984 roku, którego brzmienie mocno się zestarzało. W końcu to jednak jego największy komercyjny hit, a przy tak skromnym, siedmioutworowym zestawie przebojów, każdemu czegoś zabraknie. Gino jak stare wino, czyli wiadomo... 8/10

author

Mariusz Osyra

 29.03.2009  
Trwa ładowanie zdjęć