RECENZJA

The Mars Volta - Amputechture

amputechture

Po kilkunastu miesiącach od „Frances The Mute” otrzymujemy nowy, pełnowymiarowy (żeby nie powiedzieć bardzo długi) album The Mars Volta. To blisko osiemdziesięciominutowa, ogromna dawka muzyki, pełna zawirowań , kontrastów, zmiennego tempa, obfitująca w różnorodne rozwiązania aranżacyjne i produkcyjne. Bardziej od poprzedniczki przypomina wybitny debiut grupy „De-Loused In The Comatorium”. „Amputechture” jest również trudny do sklasyfikowania, a muzyka tutaj zawarta jest i pełna furii i łagodności jednocześnie. Są połamane rytmy, czasem pozorny muzyczny bałagan, by za chwilę zaskoczyć nas poukładanymi i czytelnymi fragmentami akustycznymi. Dzieje się tutaj naprawdę wszystko, co sprawia, że niełatwa to propozycja szczególnie dla niewprowadzonego słuchacza. To wielobarwna, muzyczna podróż przez odmęty szaleństwa, tym razem jednak mniej klarowna w warstwie tekstowej. Twórcy tym razem odeszli od pomysłu koncept albumu. Pięknie wprowadza w całość już prolog „Vicarious Atonement”, wytwarzający ulotny klimat, cechujący choćby klasyczne dokonania Pink Floyd, ale słuchając całego albumu pojawiają się skojarzenia przede wszystkim z Rush, Santaną, Placebo i Led Zeppelin, chociaż nie wprost. Teraz zespól czerpie już z własnej inwencji. Przy wykorzystaniu w bardzo umiejętny sposób klasyki, idealnie jak na debiucie buduje swoje długie, pełne improwizacji kompozycje. Ponad szesnastominutowy „Tetragrammaton” ma powtarzający się śpiewny motyw, lecz pełen jest dysonansów, porywów rodem z płyt King Crimson, bardzo nieprzewidywalny, a z drugiej strony ułożony według najlepszej receptury rocka progresywnego. Genialnie wprost jest w przebojowych „Viscera Eyes” i „Vermicide”, porażających oryginalną melodyką, łamańcami rytmicznymi, odjechanymi solówkami Omara Rodrigueza Lopeza, a ponad wszystko pełnym histerii, bólu i emocji głosem Cedrica Bixlera Zavali. To wszystko co dzieje się w tle całego albumu, w dodatkowych partiach saksofonu, klawiszy, efektów dźwiękowych, wystarczyłoby na odrębną płytę. Fani rozbudowanych, nieoczywistych kompozycji, pełnych niespodzianek docenią też „Meccamputechture”. Oprócz ogromnej intensywności tej muzyki, zapada w pamięć jej melodyka, czasem po prostu bardzo urokliwa, jak w hiszpańskojęzycznym „Asilos Magdalena”. The Mars Volta przy okazji promocji albumu zdradzili tylko kilka niespodzianek i niejasności dotyczących dzieła, ale wiele narzucających się pytań pozostawiają bez odpowiedzi. To obcowanie z muzyką i jednocześnie z tajemnicą ma dawać ekstatyczne uczucie obcowania z czymś artystycznie wyjątkowym. Mam nadzieję że dla wielu odbiorców tak będzie. Liczy się też absolutnie niekomercyjna otoczka wydawnictw duetu, niemal namacalna chemia działająca między muzykami i bezkompromisowość. Jeśli nadal będą tworzyć rzeczy na pułapie jaki wyznacza „Amputechture” konkurencja jeszcze długo ich nie dogoni. Słowem jedna z najlepszych i najważniejszych płyt tego roku. 10/10

author

Mariusz Osyra

 29.03.2009  
Trwa ładowanie zdjęć