RECENZJA

Envy - Insomniac Doze

insomniac_doze

Ostatnimi czasy w moje ręce trafił album grupy Envy zatytułowany “Insomniac Doze”. Powiem szczerze, że moja znajomość wcześniejszej twórczości grupy była nikła, wręcz zerowa. Informacji na temat band'u też jak na złość ilość zbliżona do zera. Postanowiłem więc nie rozpisywać się na temat twórczości i stylu jaki wcześniej prezentowala grupa z wiadomych powodów. Pomijając jednak wszystkie przeszkody postanowiłem przystąpić do przesłuchania albumu. Album naprawdę mile zaskakiwał samym początkiem, którego ścieżka melodyczna robiła na mnie naprawdę miłe wrażenia. Jak jednak podpowiadało mi coś w środku, z ogólną oceną postanowiłem poczekać do końca longplay'a, bo “nie takie rzeczy sie zdarzały”. Jak to zwykle bywa i tym razem okazało się, że doświadczenie jest najlepszym nauczycielem. Długo czekać nie musiałe, po kilku przyjemnych dla ucha chwilach nastąpił lekki szok. Wokalista jak mniemam wydzierający się do mikrofonu zepsuł wszystko to co jeszcze chwile temu urodziło się we mnie. Przejechał czołgiem i wyrównał walcem. Czegoś tak okropnego nie przeżyłem od momentu, kiedy dowiedziałem się, że to naprawdę sejm, a nie komedia z Eddie'm Murphy. Kiedy sie troszkę uspokoiłem powróciłem do przesłuchiwania tego co naprawdę dobrze wykonywali koledzy z zespołu. Muzyka, grupy Envy to naprawde miłe dla ucha melodyjne granie, oczywiście do czasu kiedy to do mikrofonu dobiera się wokalista i wygania wszystkich sprzed głośników. Być może nastały czasy kiedy to odkrywany jest nowy styl “śpiewu”. Z całą pewnością mogę jednak stwierdzić, iż nie jest to ani grung ani tymbardziej śpiew słowika. Jak więc najprościej i w kilku słowach opisach to co możemy usłyszeć w głośnikach wkładając do odtwarzacza album “Insomniac Doze”? To bardzo przyjemna dla ucha muzyka, która przykuwa uwagę słuchacza i wywołuje naprawdę miłe doznania czerpane ze słuchania. Na albumie , zerejestrowano 7 utworów, z czego w każdym wokalista grupy daje popis swych makanialnych zwyczajów wokalnych. Zapewne nie raziłoby to gdyby “śpiew” byl wykonywany w przemiennym..stylu? Niestety, tak sie nie dzieje i jedyne do możemy usłyszeć to wycie do księżyca, które jest jak mawia stare polskie powiedzenie “ni przypioł ni przyłatał” do tego co prezentują muzycznie koledzy z zespołu. Jest to zjawisko, które przeszyw głowe na pół i nie pomaga w walce z tym nawet p.Goździkowa. Wszystko to co zasługuje na wysoką ocene tego albumu psuje jeden, chyba najważniejszy element- wokal, którego po prostu brak. A może nastała nowa era gdzie muzyka nie jest już dla tak prehistorycznych dziadków jak ja?

ocena:3+/10Dla muzyków za kawał dobrej roboty.

author

Piotr Trzciński

 29.03.2009  
Trwa ładowanie zdjęć