RECENZJA

Miley Cyrus - Endless Summer Vacation

endless_summer_vacation

Są na świecie gwiazdy których zazwyczaj nie trzeba przedstawiać, gdyż na ich twórczości wychowywało się przynajmniej jednego pokolenie. Ciężko zaprzeczyć, że do tego grona należy Miley Cyrus, której kariera wystrzeliła za sprawą serialu Hannah Montana. Od czasów bycia telewizyjną idolką dzieci i młodzieży minęło kilkanaście lat, a piosenkarka wciąż znajduje się w czołówce popowych artystek na świecie. Wydała ona 8 albumów z czego jej ostatni to tegoroczny „Endless Summer Vacation”. W związku z tym, podzielę się tym co na nim znalazłem i jakie mam odczucia na temat poszczególnych numerów. 

Miley rozpoczyna singlem, który błyskawicznie stał się radiowym hitem. Mowa oczywiście o piosence „Flowers”, którego słowa refrenu wyraźnie odnoszą się do przeboju Bruno Marsa - „When I Was Your Man”, zupełnie zmieniając jego przekaz. Mianowicie, Miley nie żałuje utraty kogoś z kim była związana, a przekonuje słuchacza że jest szczęśliwsza będąc sama. Jeśli chodzi o aranżację, uważam że nieco spłyca ten utwór, gdyż brzmi jak tysiące innych pop piosenek, lecących w rozgłośniach. Jednakże, na końcu krążka znalazła się wersja „Demo” czyli wykon utworu jedynie z pianinem, znacznie bardziej emocjonalny. Myślę, że to bardzo dobry przykład, że w muzyce mniej, potrafi znaczyć więcej.

„Thousand Miles” - to tytuł utworu numer cztery, którym Miley oddaje ukłon w stronę country. Sięgała ona już wcześniej podobne klimaty, co nie jest niczym zaskakującym gdy wychowuje się w stanie Tennessee. Jak przystało na ten gatunek nie zabrakło instrumentów takich jak mandolina czy harmonijka. W tekście dowiadujemy się o tym, że artystka ma naturę, jak sama to nazwała, włóczykija i nie ma czasu na rozmyślanie nad tym co poszło źle.

Najchętniej wracałem do piosenki „Jaded”. Jest ona melancholijna a zarazem żywiołowa. Melodia ciekawie ewoluuje w trakcie utworu, a refren, mimo że prosty, uważam za kreatywnie zaśpiewany. Do tego klimatyczny podkład za sprawą świetnie brzmiącej gitary z tak zwanym efektem delay. Piosenka ta porusza prywatną historię, byłego chłopaka artystki. Dowiadujemy się, że wybrał on kogoś innego na miejsce Miley, która mówi ona niemożliwy jest już powrót wspominając ich relacje z nostalgią. Jako podobnie nostalgiczne, choć spokojniejsze i bardziej chilloutowe wymieniłbym „Rose Colored Lenses” i „Island”. Obydwa utwory, zarówno brzmieniowo jak i lirycznie mają wakacyjno-melancholijny klimat, który można poczuć, nawet w pochmurny dzień.

Dla kontrastu nie zabrakło również bardziej charakternych, mocniejszych emocjonalne numerów. Pierwszym jest „Muddy Feet” - wyrazisty utwór o kimś kto namieszał w życiu Miley. Zwraca się ona bezpośrednio do niego nie przebierając w słowach, a w jej niskim głosie brzmi tak, że faktycznie jest przepełniony bólem, słychać, że czuje się skrzywdzona. W utworze, gościnnie pojawia się Sia, jednak jej wkład jest symboliczny, gdyż nie wymawia żadnego słowa. Drugim temperamentnym kawałkiem jest „Wildcard”, gdzie wokalistka śpiewa o swoim nieprzewidywalnym charakterze, ostrzegając że jest, jak sama mówi - dziką kartą. Swoim drapieżnym, wręcz krzykliwym głosem udowadnia, że mogłaby z powodzeniem śpiewać w rockowej kapeli.

„Endless Summer” Vacation w tłumaczeniu oznacza niekończące się wakacje, a skoro wakacje, to między innymi czas zabawy i imprez. Analogicznie, na albumie nie mogło zabraknąć muzyki, do której można potańczyć na przykład w klubie. Dyskotekowy klimat odnajdziemy w „Violet Chemistry”, gdzie miejscem akcji jest klub. Podobny klimat i brzmienie ma „River”  Teksty w tychże utworach, są raczej na drugim planie, za to rządzi chwytliwa melodia i dudniący bas. 

Odwrotnie za to jest w przypadku „You” i „Wonder Woman”. Są to bardziej podniosłe, balladowe utwory, którym towarzyszą przede wszystkim dźwięki pianina. Pierwsza z nich jest adresowana do osoby, wyjątkowej dla narratorki, która śpiewa że jest wreszcie szczęśliwa i pragnie wspólnie żyć szalenie i beztrosko. Druga zaś mówi o kobiecie, która ukrywa swoje prawdziwe uczucia i „pilnuje, żeby nikt nie był w pobliżu i nie widział, kiedy ta się rozpada”. 

Chyba najbardziej zaskakującą i wyróżniającą się na płycie pozycją jest „Handstand”. Zwrotka nie jest śpiewana, a mówiona. Stylistyka tego kawałka odbiega, od reszty, przypominając bardziej alternatywną muzykę elektroniczną. Tekst jest tutaj dosyć pokręcony i zapewne można go interpretować na sto różnych sposobów, ale dla mnie brzmi jak jakiś surrealistyczny sen, w którym .na próżno szukać sensu.

Tak oto, omówiłem pokrótce każdą pozycję z albumu Pani Cyrus. Pomimo, że nie jestem fanem tego rodzaju muzyki, to przyznaję, że parę numerów do mnie trafiło, a przy odsłuchu poczułem się jak za dawnych lat kiedy w 2009 roku oglądałem na DVD „Hannah Montana - The Movie”. Jeśli chodzi o treść, jest czasem monotonna, bo co chwilę przewija się motyw nieudanych relacji i nieszczęśliwej miłości. Sercowym tematom towarzyszą zmienne nastroje, a Miley zdaje się za sprawą tej płyty zamykać różne etapy w swoim życiu, pokazując swoją niezależność. Produkcyjnie, jest całkiem różnorodnie i bardzo na plus użycie wielu żywych instrumentów. Tytuł, został moim zdaniem dobrany bardzo trafnie,  gdyż w trakcie odsłuchu odczuwałem wakacyjny klimat, słonecznych dni, beztroski, zabawy ale też wspomnianej nostalgii.

 

author

Łukasz Słociak

 20.09.2023  
Trwa ładowanie zdjęć