RECENZJA

T. Love - Hau!Hau!

hauhau

To już 16-sty album zespołu zwanego pierwotnie T.Love Alternative. „T” jest skrótem od teenage. Jego członkowie od paru lat nie są już nastolatkami, ale czy wraz z metryką postarzała się również ich muzyka?

Po 6 latach zespół z Częstochowy wraca z kolejną płytą o tytule „Hau! Hau!”, na której znajdziemy 10 utworów. W jednym z wywiadów Muniek Staszczyk przyznaje, że album powstawał w okresie pandemicznym, a pierwszym stworzonym kawałkiem był ten otwierający płytę, czyli „Ja Ciebie Kocham”. Od pierwszych wersów tego utworu nie ma wątpliwości, że nieszczęsnym bohaterem drugiego planu jest COVID19. „...tak tęsknię za oddechem tych zwykłych ludzi, słyszysz mnie?” Pyta nas lider T.Love, po czym w refrenie wyznaje miłość do drugiej osoby, uderzając we wrażliwszy ton u słuchacza.

Kolejnym utworem, który utkwił mi w głowie, już po pierwszym przesłuchaniu, jest „Ponura Żniwiarka”. Tytułowa Pani jest raczej negatywnym symbolem, który służy wokaliście do poruszenia tematu naszej egzystencji i przemijania w niebanalnych słowach. Brzmi dość smutno, jednak nic bardziej mylnego, bo to energiczny i bluesowy kawałek - jak żaden inny na płycie. Kropkę nad „i” postawił w nim Andrzej Smolik wraz ze swoją harmonijką.

Skoro już jesteśmy przy gościach, to na krążku są także Ci, którzy udzielili się wokalnie. Największe zaskoczenie to Sokół rapujący w manifestująco-punkowym numerze „Tutto Bene”. Ostatnią i moim zdaniem najbardziej trafną kooperacją jest ta, z Kasią Sienkiewicz, czyli 1/2 Kwiatu Jabłoni. Refren, a właściwie jego połowa, który zaśpiewała w utworze „Pochodnia” świetnie współgra z głosem Muńka. Ukazał on się jako pierwszy singiel wraz z teledyskiem tworząc bardzo dobrą wizytówkę dla całej płyty, a jego wyświetlenia zasłużenie zbliżają się do 3 milionów.

Od strony muzycznej jest ciekawie - w większości utworów prym wiodą dźwięki keyboardu, co unowocześnienia brzmienie T.Love, które znaliśmy dotychczas. Można trochę ubolewać nad tym, że momentami brzmi zbyt popowo, ale do ostatniej płyty Lady Pank jeszcze daleko… Dużym plusem są partie gitary akustycznej Jacka Perkowskiego oraz całkiem żywa perkusja Sidneya Polaka. Trzeba również pochwalić Panów odpowiedzialnych za instrumenty dęte. W numerze „Trzy Czwarte” na saksofonie zagrał Tomasz Buslawski (Buslav) idealnie dopełniając ten utwór. Natomiast przy kawałku „Deszcz” głęboko i podniośle wybrzmiała trąbka Radosława Mosurka. W moim odczuciu minusem na tej płycie jest mix-mastering wokalu, który zdaje się być schowany pod muzyką i nieco przytłumiony.

Warto nadmienić, że przy tym nagraniu wziął udział cały skład muzyków z historycznego albumu wydanego w 1992 roku „King!” Zygmunt Staszczyk pisał najnowsze teksty wraz z multiinstrumentalistą i kompozytorem Janem Benedkiem. Stworzyli oni największe hity takie jak: „Warszawa” czy „King”. Ta przyjacielska współpraca okazała się owocna, gdyż słowa piosenek są spójne i dalekie od trywialnych radiówek. Zostaje nam w nich przedstawiony obraz dzisiejszej podzielonej Polski, zepsutego świata show-biznesu oraz polityki, a to wszystko kontrastuje ze słowami o samotności, miłości i zapomnianych wartościach. Można nazwać to poezją, która trafia do pospolitego (w pozytywnym tego słowa znaczeniu) słuchacza i w tym właśnie tkwi siła i piękno zespołu T.Love.

Z pewnością jest to jedna z nielicznych polskich kapel, która nie poddaje się komercjalizacji i pozostaje sobą. Oby grała na naszej scenie jak najdłużej.

author

Łukasz Słociak

 04.05.2022  
Trwa ładowanie zdjęć