Już niedługo minie 8 lat od czasu pojawienia się Madison Beer w przemyśle muzycznym, a dopiero teraz mogliśmy usłyszeć pierwszy album piosenkarki. Przez ten czas podziwialiśmy jej wielką przemianę od dziewczyny, której cover publikuje Justin Bieber na swoim Twitterze, po kobietę, która pisze teksty, komponuje muzykę, produkuje piosenki jak i reżyseruje teledyski.

O albumie „Life Support”, wiemy już od dawna. I chociaż to debiutancki album Madison to zupełnie różni się od jej debiutu w 2013 roku z piosenką „Melodies”.  Płytę zapowiadały cztery single. Pierwszy z nich „Good in Goodbye” zadebiutował na początku 2020 roku i oprócz niezwykłego teledysku mogliśmy również zauważyć zabawę językiem jaką zaproponowała nam wokalistka. Rok przed premierą płyty zobaczyliśmy jej okładkę jako pierwsze sceny teledysku do singla „Selfish”. Po drodze dostaliśmy jeszcze „Baby”, a ostatni singiel wydany miesiąc temu to pełen kobiecej siły „BOYSHIT”.

Album zabiera nas w podróż wyboistymi ścieżkami, ponieważ niczym sinusoida od melancholijnych, lekkich piosenek, przechodzimy do tych, które mają w sobie siłę, budują napięcie i nie mogą wyjść z głowy.  Oprócz utworów promujących wydawnictwo uwagę przyciągają „Follow The White Rabbit” czy „Stay Numb And Carry On”. Mają one zdecydowanie największe zadatki na zostanie następnymi singlami, ponieważ muzyka zapadająca od razu w pamięć i tekst z przesłaniem to idealna propozycja na hit.

Oprócz warstwy tekstowej niesamowite są w tym albumie efekty specjalne – Madison jako producenta sprawdziła się w dwustu procentach i płyta swoją unikalność zawdzięcza właśnie muzyce i produkcji, a teksty o nieudanych związkach czy całej gamie emocji dopełniają wydawnictwo jak wisienka na torcie.

Na taki debiut zdecydowanie warto było czekać aż tyle lat. Materiał, który dostaliśmy jest dopieszczony w każdym najmniejszym fragmencie i myślę, że przełoży się to również na wyświetlenia i nagrody, które „Life Support” niedługo zgarnie.