RECENZJA

Keziah Jones - Liquid Sunshine

liquid_sunshine

Keziah Jones to przede wszystkim artysta nie poddający się żadnym klasyfikacjom, druga rzecz, że prawie anonimowy w Polsce. A szkoda. Wywodzi się z serca Afryki, a na stałe zadomowił się we Francji i to tam wyrósł na gwiazdę. Bawi się dźwiękami, miesza konwencje, zaskakuje kolejnymi albumami z coraz bardziej niejednorodną mieszanką. Warto zauważyć, że angażuje się też społecznie w tekstach, miedzy innymi odkłamując politycznie możnowładców Czarnego Lądu. Muzyka na "Liquid Sunshine" to doprawdy eklektyczny zlepek rhythm'n'bluesa, funku, rocka, naleciałości etnicznych, swobody jazzu i popowej przebojowości. Wszystko to razem tworzy wdzięczną całość, bez odrobiny zażenowania ocierającą się praktycznie o każdy gatunek. Nawet, jeśli może się wydawać, że połączenie Living Colour i George'a Clintona niczym nowym już nas nie zaskoczy, to i tak w utworze tytułowym Keziah przykuwa uwagę. Z monotonnego tematu gitary wyciska więcej, porywa rytmem, feelingiem, dynamiką. Za nic ma ustawowy rytm, miesza go i szatkuje do woli. Coś z pogranicza reggae otrzymujemy w "Runaway", a akustyczne gitary przywołujące twórczość afrykańskiego barda Fela Kuti rządzą w "New Brighter Day", jednym z najbardziej pozytywnych utworów, jakie można sobie zaaplikować rano, by dzień był udany. Jest jeszcze oryginalny "Functional", można by go ochrzcić mianem "afro-blues", improwizowany wyłącznie na głos i bas, raczej dla wprawnego ucha albo wyklaskany i plemienny "Stabilah". Za to smutne ballady z niebiańskimi melodiami, choćby "Teadrops Will Fall", powinni docenić wszyscy. Z jednej strony Keziah Jones ożywia muzykę znaną ze starych płyt War, a z drugiej podaje rękę artystom w rodzaju Bena Harpera. I jak go tu sklasyfikować, skoro na "Liquid Sunshine" pojawiają się nawet dyskretne zagrywki jungle z techno podkładami, a efekt w "Phased" robi wrażenie nie mniejsze, niż poszukiwania brzmieniowe Vernona Reida z "Mistaken Identity". Jeszcze niejeden muzyczny rejon Jones mógłby odwiedzić. Żeby tylko go grały jeszcze nasze stacje radiowe, a fani odkrywania nieznanego sięgali po jego płyty. Odważny, badzo muzykalny artysta, wytycza nowe ścieżki, nie boi się eksperymentów, a nawet nimi żyje. Najlepsze jest to, że za nic ma komercję w muzyce i całe szczęście. 8/10

author

Mariusz Osyra

 29.03.2009  
Trwa ładowanie zdjęć