RECENZJA

Kings Of Leon - Mechanical Bull

mechanical_bull

Fanom może być początkowo trudno, że nowa pozycja Kings Of Leon to nie jest "Only By The Night 2", ale już po chwili z pewnością docenią dzisiejszą dojrzałą twarz muzyków z Nashville. Followillowie dokonali niemożliwego: pokonali własne lęki, wyeliminowali problemy, pozbyli się łatki utracjuszy, ustatkowali się i nagrali jedną z najlepszych swoich płyt.
Z pewnością żywe są muzyczne odniesienia do najbardziej chwalonego z ich albumów, który przyniósł wielkie jak się okazało stadionowe hity "Sex On Fire" i "Use Somebody", które pozwoliły im zbudować status gwiazdy także w rodzimych Stanach. Są dziś headlinerami, którzy z pełni swobody twórczej korzystają garściami. Materiał przygotowali bez pośpiechu na swoich warunkach. I to słychać w nowej muzyce, podobnie jak i spokój, rodzinne szczęście, pozytywne nastawienie do świata. I nowe piosenki nagrane na luzie, bez napięcia, bez zżymania się by udało się stworzyć hit bronią się doskonale. I takie, które od razu zdradzają jakiej kapeli słuchamy ("Temple") i te, które w ch dorobku brzmią jak powiew świeżości ("Family Tree"). To album jaśniejszy niż poprzedni "Come Around Sundown", który powstawał w mało sprzyjających okolicznościach, a jednocześnie nawiązujący do początków grupy, do tamtej młodzieńczej energii chociaż KOL są oczywiście dziś w zupełnie innym miejscu życia i kariery. Ich muzyka stała się bogatsza, wyważona, a jednocześnie wciąż zadziorna gitarowo, w bardziej U2-stylu niż schlebiająca amerykańskiemu podwórku. Oczywiście takie zagrywki nie są regułą, bo poza świeżym i melodycznie zachwycającym z singla "Supersoaker", mamy i naładowane rockową energią pamiętaną być może ze starych płyt Mott The Hoople "Don't Matter", czy bardziej radośnie eklektyczne "Family Tree", przywołujące psychodelicznego ducha Primal Scream.
Wpływy są różne, energią dzielą się tu bardzo chętnie, ale poza ewidentnie gitarowymi fragmentami pokroju "Rock City" czy "Temple" bliższemu hitom z "Only By The Night", wydaje się że większe znaczenie mają tym razem utwory spokojniejsze w wyrazie. To one jakby zadumane i skryte, a zarazem obnażające kruchość osobowości Caleba, wokalisty i lidera pokazują otwarcie co kryją i tak naprawdę przeżywają wyrośli na gwiazdy panowie. Chwilami to piosenki magiczne w swej prostocie, szczere, jak mówi sam wokalista oczyszczające wręcz tekstowo. Trudno nie docenić jego prostej poezji w "Wait For Me", basowo-balladowego "Beautiful War" czy najbardziej poruszającego w zestawie "Comeback Story", z wersami w rodzaju: "Trying my best hoping that you'll see/ I walked a mile in your shoes/ And now I'm a mile away and I've got your shoes...".
Może każdy pokusi się o własny odbiór nowej muzyki Kings Of Leon, ale to że powstała rzecz prawdziwie niewymuszona, a przy tym zachowująca styl zespołu i spełniająca zarazem oczekiwania fanów, nie ulega wątpliwości. Polecam. 9/10

author

Mariusz Osyra

 20.10.2013  
Trwa ładowanie zdjęć