„46 minut Sodomy” prawdopodobnie będzie najszczerszą wypowiedzią artystyczną zespołu. Tryptyk z pijaństwa, rozpaczy i poezji. Nagrany w ciągu trzech dni w Gdańsku, na setkę, na 24-ścieżkowy magnetofon z poprzedniej epoki, w kilku zaledwie podejściach. „Są to piosenki wyrażające stan ducha człowieka, który pewnego dnia orientuje się, że „kim jest, kim być mógłby i kim chciałby być – to trzy różne osoby” – mówi wokalista, Michał Hoffmann i deklaruje, że nigdy nie pisał lepszych tekstów i raczej już nie napisze. Prawda płynąca z tej płyty nie jest kolorowa i słodka, jest szorstką opowieścią w oparach alkoholu zawartą na 12 utworach. Album ukazuje się dzisiaj, warto więc wybrać się do sklepów, by zmierzyć się z gorzką opowieścią o życiu. Co na niej będzie - jeszcze nie wiecie, ale przygotujcie się oczywiście na podróż po dość ciemnych krajobrazach.