Ray Wilson w Trójce

Ten tekst przeczytasz w ok. 4 minuty

Ray Wilson, przebywający z kilkudniową wizytą w Polsce były wokalista zespołów Stiltskin i Genesis, zagrał w niedzielę, 18 maja, wspaniały akustyczny koncert w studiu im. Agnieszki Osieckiej w radiowej Trójce. Szkocki muzyk, który akompaniował sobie na gitarze akustycznej, zaprezentował utwory z całej swojej kariery, w tym z niedawno wydanej przez Mystic Production nowej płyty, zatytułowanej "Change". Nie obyło się bez miłych niespodzianek.

REKLAMA
30 Seconds To Mars News

Ray pojawił się na scenie krótko po godzinie 20:00 i początkowo miał zagrać około 50-minutowy akustyczny koncert. Gorące przyjęcie publiczności, która szczelnie wypełniła studio im. Agnieszki Osieckiej, spowodowała, że występ potrwał blisko półtorej godziny. Ale po kolei. Zaczęło się poważnie. Ray zaraz po wyjściu na scenę zapowiedział pierwszą piosenkę - "Another Day", z najnowszej płyty, która jak się okazało jest poświęcona jego przyjacielowi, który kilka lat temu popełnił samobójstwo. Później było na szczęście weselej, jako że Ray udowodnił, iż równie dobrze jak śpiewa, czuje się w roli konferansjera. Z samych historyjek, które artysta opowiadał przed piosenkami, można by napisać dość długi i zabawny tekst. Jako drugi zabrzmiał również utwór z najnowszej płyty ("Along The Way"), napisany przez brata Ray'a - Steve'a, który na płycie zagrał na gitarze, zaś zaraz po nim wielki hit Phila Collinsa sprzed lat - "In The Air Tonight". "Kiedyś rzuciła mnie dziewczyna. Suka. Już nie żyje. Żartowałem" - tak żartobliwie zapowiedział Ray kolejny utwór z nowej płyty - "Cry If You Want To". Żartów muzyk miał w zanadrzu sporo i publiczność oprócz słuchania wspaniałej muzyki miała możliwość do wielokrotnych wybuchów śmiechu. Tak było na przykład, kiedy Ray opowiedział historię z czasów nagrywania albumu Genesis "Calling All Stations". W skrócie chodzi o to, że Wilson, Mike Rutheford i Tony Banks siedzieli w studiu przy wielkiej konsolecie i w pewnym momencie Mike powiedział, że ma dla Ray'a piosenkę i zaczął nucić fragment tekstu do "Shipwrecked". Problem polegał na tym, że gitarzystą Rutheford jest bardzo dobrym, ale wokalistą fatalnym. Ray zresztą w bardzo zabawny sposób zademonstrował wokalne próby gitarzysty Genesis. Szkot w studiu starał się nie wybuchnąć śmiechem i w tym celu popatrzył na Tony'ego Banksa, który ponoć słynie z tego, że nie śmieje się nigdy, lecz tym razem zanosił się gromkim śmiechem. Wilson mógł więc bezpiecznie do niego dołączyć. Po tej opowieści zabrzmiała wspomniana kompozycja z płyty "Calling All Stations". Z tego albumu Ray zaprezentował jeszcze jedną piosenkę, na zakończenie zasadniczej części występu - "Not About Us". Wcześniej jednak publiczność w studiu usłyszała jeszcze kilka kompozycji. Jedną z nich była tytułowa piosenka z najnowszej płyty. Jak powiedział przed wykonaniem utworu Ray, jest on dla niego szczególnie ważny, ponieważ tekst oparty jest na jego własnych przeżyciach z czasów po zakończeniu działalności przez Genesis, kiedy to nie bardzo wiedział, co ma robić, w którą stronę pójść. "Ta piosenka opowiada o tym, jak odnalazłem siebie, jak odnalazłem spokój" - mówił. Zaraz po niej artysta zagrał "Goodbye Baby Blue", również piosenkę o tej dziewczynie, która kiedyś go porzuciła. Najwyraźniej Ray nie może o niej zapomnieć, mimo tego, że od jakiegoś czasu jest szczęśliwie żonaty. Zresztą małżonka, Tyla, towarzyszyła mu w wyprawie do Polski. Przed wykonaniem piosenki "Inside" z repertuaru zespołu Stiltskin, muzyk opowiedział o trudnych czasach w swoim życiu, kiedy miał poważne długi i niewiele brakowało, aby stracił dom. Wielki sukces komercyjny wspomnianej piosenki temu zapobiegł. "Myślę, że reklama Levi'sa też się do tego przyczyniła" - zażartował Ray. Zanim zabrzmiało "Not About Us" Szkot zaśpiewał piękną balladę "Beach", która wbrew miłej dla ucha melodii, opowiada zupełnie niemiłą historię morderstwa na wypełnionej ludźmi plaży. Po "Not About Us" Ray Wilson zniknął ze sceny, ale za kulisami nie przebywał chyba nawet minuty. Gorące brawa przywołały go na scenę, na pierwszy z dwóch bisów. Najpierw publiczność usłyszała dwie kompozycję z repertuaru grupy Cut - "Sarah", a po niej wyproszony przez jednego z widzów "Airport Song". Jednak najlepsze nastąpiło później. Ray zaprezentował "Biko" Petera Gabriela w porywającej wersji. Potem nie mniejszy smaczek - "Heroes" Davida Bowiego. Przed wykonaniem ostatniej z wymienionych piosenek Ray powiedział, że David Bowie był tym artystą, który spowodował, iż postanowił on zostać muzykiem. "Heroes" nie była ostatnią piosenką, którą Ray Wilson zagrał tego wieczoru. Kolejna gorąca owacja publiczności ponownie przywołała artystę na scenę. Tym razem Ray zaprezentował tylko jedną kompozycję - "Ghost" z repertuaru Cut. To był już ostatni bis. Artysta podziękował publiczności za wspaniałe przyjęcie i obiecał, że w niedalekiej przyszłości postara się u nas znowu wystąpić. Miejmy nadzieję, że słowa dotrzyma, gdyż koncertem w studiu im. Agnieszki Osieckiej udowodnił, iż naprawdę ma papiery na śpiewanie. I to nie byle jakie.

Wiadomość pochodzi z serwisu Interia.pl

author

Sebastian Płatek

Redaktor naczelny
 redakcja@netfan.pl

 19.05.2003  

Naród pragnie Ich Troje

Carlos Santana wspomaga walkę z AIDS

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE
Trwa ładowanie zdjęć