Daniel Merriweather: Love & War

Ten tekst przeczytasz w ok. 7 minut
 sonymusic.pl

Minęły 3 długie lata, odkąd 26-letni Daniel Merriweather porzucił ulice rodzinnego Melbourne i ojczystej Australii na rzecz kosmopolitycznego zgiełku Manhattanu, w sercu Nowego Jorku. Tak zaczęła się jego droga do wydania debiutanckiego albumu "Love & War". Podróż ta jest jednak znacznie dłuższa, rozciągająca się na inne kontynenty i dekady a wypełniają ją rozmaite związki, odczucia i zmagania. Niektórzy zapewne kojarzą pełen emocji głos Daniela z nagrania "Stop Me" Marka Ronsona, stanowiącego cover utworu The Smiths ("Stop Me If You Think You've Heard This One Before"). Nie jest on jednak kolejnym wokalistą do wynajęcia, co udowodni niebawem albumem "Love & War". To dzieło ukaże prawdziwe oblicze Daniela. Cechuje go wytrwałość, poczucie humoru i elokwencja.

REKLAMA
Tool News

Na "Love & War" Daniel zawarł materiał, którym ukazuje różnice dzielące te dwie kulturalne metropolie, co było z jednej strony skomplikowane, z drugiej natomiast niemal beztroskie. Udało się jednak muzykowi uniknąć artystycznej schizofrenii. Pokusa stworzenia neo-soulowej, popowo wyprodukowanej płyty została stłumiona, na rzecz przestrzeni, pełnej emocji intymności, dźwiękowej ekspansji i introspekcji. W efekcie powstał nadzwyczajny akustyczny folk iskrzący dźwiękami rodem z Motown i Stax z sercem wielkości Alaski. Jest tu wszystko, czego oczekuje się po dobrym debiucie, w tym znakomite single. Album ukazuje długą drogę, jaką Daniel przeszedł od grania na ulicach Melbourne.

Urodził się i wychowywał w robotniczej części na przedmieściach Melbourne. Daniel Paul Merriweather był jednym z trzech synów. Jego rodzice byli nauczycielami. - Mieszkałem w miasteczku na końcu linii kolejowej, u progu lasu - wspomina dzieciństwo. - Prowadziliśmy skromne życie. Lubiłem wtedy dużo podróżować w samotności. Podróżowałem i rozmyślałem. Miałem wtedy bardzo bujną wyobraźnię i interesowałem się filozofią.

Jako nastolatek często wpadał w kłopoty. - Wciąż walczyłem przeciwko czemuś, komuś - tłumaczy. W tym okresie często uciekał się do przemocy. W końcu wylądował w sądzie oskarżony o napaść. Niewiele brakowało, a trafiłby do więzienia. - Przyprowadziłem tatę do sądu - wyjaśnia. - Tylko dzięki niemu, temu miłemu, skromnemu człowiekowi w znoszonym garniturze, który miał od lat 70. zdołałem przekonać sędziego, że się poprawię.

Co prawda udało mu się uniknąć więzienia, ale został wydalony ze szkoły. - Niewiele było perspektyw przede mną w tamtym czasie - wspomina przyszły wokalista. - Nie jestem głupi, więc mogłem mieć inne opcje, ale zawaliłem i musiałem zarabiać na przetrwanie ciężką pracą. Pracowałem w KFC przez kilka miesięcy, ale wiedziałem, że to nie jest dla mnie. W końcu postanowiłem spróbować sił w muzyce.

Szczęśliwie muzyka zawsze była w kręgu zainteresowań Daniela. - Zacząłem grać na skrzypcach, gdy miałem 4 lata - opowiada. - Były to skrzypce Suzuki. Nauczyłem się grać, nie potrafiąc czytać nut. Zaczynasz z linijką i pudełkiem chusteczek higienicznych. Na początku uczysz się postawy, a potem krok po kroku techniki. Kiedy miałem 13 lat grałem koncerty Vivaldiego, których nauczyłem się ze słuchu.

- Zawsze też śpiewałem - wspomina. - Pod wieloma aspektami głos był moim zasadniczym instrumentem. Śpiewałem pod prysznicem piosenki Presleya. Później zakochałem się w R&B i hip-hopie w latach 90. Zawsze fascynowały mnie głosy, bez względu na to, czy był to D'angelo, Boyz II Men, Nas, Thom Yorke, Otis Redding czy Jeff Buckley. Dotarło też do mnie nie trzeba komplikować, aby wyrazić emocje. Czasem więcej mówi kilka słów. Zrozumiałem dzięki temu, że nie trzeba marnować lat na wyjaśnianie różnych rzeczy, bo w końcu zaczynasz połykać własny ogon.

Na początku zwrócił uwagę przemysłu muzycznego w Australii. Podpisał umowę z niezależną wytwórnią Merlin i zaczął pracować nad pierwszymi utworami. Niestety nie zostały one wydane, gdyż wydawca "nie był gotowy". Szczęśliwie o chłopaka zaczęły zabiegać większe wytwórnie. Niektóre nie zastanawiały się nad komercyjnym aspektem, wiedząc, że taki głos doskonale poradzi sobie obok innych lokalnych rockowych zespołów i na pewno przebije się na listach. Szczęśliwie na demo z jego nagraniami natrafił Mark Ronson, który z miejsca zakochał się w wokalu Daniela. Panowie szybko nawiązali współpracę. Z pomocą biznesowego partnera Richa Kleimana i wytwórni Allido, Mark był gotowy przybliżyć talent Daniela masom.

To był jednak dopiero początek. 18 miesięcy pisania i nagrywanie przerywanych koncertami z Ronsonem promującym album "Version". Do tego doszedł przykry incydent z polipem na strunach głosowych. W czasie rekonwalescencji powstał właśnie materiał na "Love & War". - Poczułem, że coś się zmieniło - wyjaśniał. - Po tym jak doszedłem do zdrowia, wróciłem do studia. Wiem, że powinienem się oszczędzać, ale dopiero wtedy się rozkręciłem. Zdałem sobie sprawę, że życie jest krótkie i może zakończyć się w każdej chwili. Stwierdziłem więc, że najlepiej wyśpiewać te wszystkie piosenki. Śpiewanie jest doświadczeniem pełnym emocji, które daje bardzo wiele.

- Każdą piosenkę zaczynałem siadając z gitarą, ale po chwili wychodziło z tego coś zupełnie innego - tłumaczył. - Dlatego właśnie praca z Makiem była taka wspaniała. Pracował sporo z Dad Kings. Dałem im kilka moich numerów. Wzięli je na warsztat i pomogli je zmienić. Nie zwracałem uwagi na to, w jakim gatunku będzie płyta. Po prostu zależało mi, żeby piosenki grali dobrzy muzycy. Zależało mi na naturalności, by było w tym coś niewinnego, wręcz naiwnego. Ludzie w tych czasach za dużo myślą o tym, jakie piosenki śpiewać, zamiast po prostu śpiewać.

"Getting Out" to utwór o tym, kiedy myślisz, że jesteś dla kogoś szalenie ważny, ale okazuje się, że to nieprawda. Że ten ktoś miał cię dość, a ty nawet tego nie wiedziałeś. To klasyczny hymn na zerwanie. "Cigarettes" to z kolei numer o tym, jak cały czas coś spieprzamy, zarówno w związkach jak i innych dziedzinach życia. Żal i wyparcie to bardzo silne emocje. Rzuciłem już papierosy, ale wcześniej wracałem do domu i kiedy moja kurtka śmierdziała od dymu zwalałem całą winę na kolesia w barze, nie na siebie. "Chainsaw" traktuje natomiast o dysfunkcyjnym związku, który jest bardzo destrukcyjny. To też numer o alkoholu. Potrafi być wspaniały, poprawiać humor i pocieszać, wywoływać śmiech. Jest bardzo niedoceniany. Na koniec dnia w końcu jedyne co możesz zrobić to siąść i zacząć się śmiać.

"Impossible" to z kolei kluczowa kompozycja na "Love & War". Powstał na późniejszym etapie sesji. Opowiada o tym, że czasem trzeba wszystko odłożyć na bok. Kiedy jest nam źle i smutno i obnosimy się z tym, staje się to zaraźliwe.

A co chodzi z tą wojną? - Mam zaledwie 26 lat - tłumaczy wokalista. - Dopiero poznaję świat, staram się znaleźć sens. Kiedy byłem dzieciakiem światła miasta wydawały mi się takie romantyczne. Myślałem, że niedługo poznam wszystkie odpowiedzi, tymczasem wszyscy jesteśmy zagubieni. "For Your Money" dokumentuje jego relacje z jego "adoptowanym" miastem. Przypomina "Down And Out In New York City" Jamesa Browna - jest bardziej podnoszący na duchu niż przygnębiający. W numerze gościnnie pojawia się Sean Lennon, który grając na gitarze przywołuje ducha swego ojca.

- Kiedy po raz pierwszy wysłuchałem płyty, zdałem sobie sprawę, że wspólnym mianownikiem łączącym poszczególne piosenki jest mój wiek - opowiada. - Jest trochę płaczu w moich "piwnych" piosenkach. Zawsze chciałem nagrać klasycznie brzmiący album. Taki, który będę mógł włączyć po 20 latach i wciąż słuchać go z przyjemnością. Trochę jak z meblami. Lubię, kiedy z czasem stół ma zadrapania i rysy, ale nadal jest solidny i można na nim postawić drink. Jestem naprawdę dumny z piosenek, które stworzyłem.

Jak Daniel Merriweather wyobraża sobie rok 2009? - Nie zastanawiam się nad tym, jak inni mnie postrzegają - wyjaśnia. - Zawsze chciałem po prostu pisać piosenki i śpiewać je. Robić coś, co ma znacznie. Nie uczyłem się grać na skrzypcach, by przypodobać się bloggerom. Bezsensowna kultura popowa mocno mnie irytuje. Współczesne płyty są ważne przez pół roku i na tym koniec. Wiem, też, że bycie doskonałym artystą jest niemożliwe. Nie ma jednej osoby, która wyrazi wszystko, co czuje jego pokolenie, która to podsumuje i zmieści w jedno zdanie. Wtedy właśnie życie imituje sztukę, musisz być czasem ćpunem, albo zacząć pyskować, by dopasować się od wyobrażenia, jakie ludzie mają o tobie.

author

Sebastian Płatek

Redaktor naczelny
 redakcja@netfan.pl

 29.06.2009   sonymusic.pl  

Pracowite lato Sylwii i Libera

Ania Wyszkoni - "Moja płyta to cała ja"

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE
Trwa ładowanie zdjęć