FOTORELACJA

10 lat istnienia krakowskiej Tauron Areny – koncert TO KRAKÓW TWORZY METAMORFOZY. - fotorelacja

Krakowska Tauron Arena, przedstawiająca się jako największy tego typu obiekt w Polsce, obchodzi dziesięciolecie istnienia. Głównym elementem obchodów był koncert TO KRAKÓW TWORZY METAMORFOZY, jaki miał miejsce w tym obiekcie 5 kwietnia 2024r. Przygotowanie koncertu powierzono importowanemu na tą okazję ze Śląska raperowi Miuoshowi.

– Kraków od zawsze wiązał się z kulturą, sztuką, muzyką… Ta najlepsza, która najmocniej dotyka, łapie nas na lata i jakby nie umie odpuścić – tłumaczył  Miuosh, dyrektor artystyczny projektu w wypowiedziach przed koncertem – Trendy mogą się zmieniać, czas przemijać, a artyści niestety odchodzić, jednak życie nie toleruje próżni i ich miejsce w sposób płynny zajmują inne nurty, głosy i pomysły. Do tego wszystkiego, co już powstało i pięknie z nami trwa, dodają swoje, nowe i inne dzieła. Są momenty, kiedy trzeba to wszystko połączyć, zmieszać i podsumować. I są ku temu dobre okazje i miejsca. To wydarzenie to niewątpliwie połączenie kilku z nich.

– Polska muzyka jest fenomenalna i to chcemy pokazać podczas jubileuszowego koncertu TAURON Areny Kraków. Oddamy hołd krakowskim artystom, których dorobek od lat stanowi punkt odniesienia dla twórczości kolejnych pokoleń i udowodnimy, że wciąż można odkrywać ich utwory na nowo. Łącząc to, co było z tym, co jest teraz, czyli udziałem w koncercie gwiazd, których występy gromadzą tłumy fanów i podbijają listy przebojów, gwarantujemy, że będzie to wyjątkowy i niezapomniany wieczór  – mówi Małgorzata Marcińska, Prezes Zarządu Areny Kraków S.A. 

Tak więc tytuł imprezy będący parafrazą jednej z piosenek Kory i Maanamu miał trafnie oddawać zamysł imprezy, w której artyści zmierzyli się z piosenkami bardzo „krakowskich” twórców – Zbigniewa Wodeckiego, Andrzeja Zauchy, Marka Grechuty i Kory właśnie. Oprócz zespołu uformowanego przez Miuosha, na scenie pojawiła się Orkiestra Akademii Beethovenowskiej pod batutą Jana Stokłosy, również odpowiedzialnego za aranżacje i orkiestrację. Do zaśpiewania utworów Mistrzów zaproszono: Kubę Badacha, Natalię Schroeder, Igo, Grubsona, duet Kacperczyk, Belę Komoszyńską, Julię Pietruchę, Renatę Przemyk, Mery Spolsky, Krzysztofa Zalewskiego i młodziutkiego Wiktora Waligórę. Stronę wizualną koncertu uświetniały animacje przygotowane na kanwie obrazów przez Dobiesława Gałę. Koncert otworzyła redaktorka Katarzyna Janowska, która w elegancki sposób wygłosiła laudację okolicznościową komplementując krakowski obiekt, chwilami trochę na wyrost, na przykład w momencie, kiedy pani Katarzyna wyraziła zachwyt nad akustyką hali, co jest jednak kontrowersyjne w uszach częstych bywalców koncertów w tym miejscu. Wydaje się jednak, że projektanci mogli bardziej przygotować halę pod względem adaptacji akustycznej, ale to jest chyba problem wielu tego typu obiektów w Polsce, które są stawiane głównie jako hale sportowe, a ich przydatność pod względem imprez muzycznych traktowana jest po macoszemu. Niemniej jednak tego wieczoru o dźwięk dbała forma Fotis Sound, która powiesiła pod powałą dużą ilość aparatury i w mojej ocenie był to jeden z lepiej nagłośnionych koncertów, jakie słyszałem w Tauron Arenie, i choć pojawiały się głosy krytyczne, na pewno były w hali miejsca, gdzie ten dźwięk był może mniej satysfakcjonujący, ale ja byłem pod wrażeniem soczystości i jakości brzmienia.
 

A jak wypadli artyści? Zacznijmy od ponad 50-osobowej tego wieczoru Orkiestry Akademii Beethovenowskiej, która kierowana przez Jana Stokłosę oczywiście zabrzmiała świetnie i znakomicie akompaniowała wszystkim śpiewakom. Wspomniane nagłośnienie na pewno wspomogło takie wrażenie, siedziałem w dość „nieprestiżowym” miejscu, w sektorze raczej w tylnej części hali, dość wysoko nad płytą, a naprawdę nie miałem powodów do narzekań – wszystkie smaczki aranżacyjne bez problemów docierały do moich uszu.
Soliści wybrani przez Miuosha oczywiście wszyscy zaprezentowali się poprawnie, a niektórzy wspaniale, i na nich się skupmy. Niełatwo jest wziąć się za repertuar takich Gigantów Estrady i Piosenki jak czwórka twórców patronujących koncertowi, więc dla wszystkich brawa za odwagę. Aczkolwiek oczywiście można by marudzić co do interpretacji niektórych piosenek (nie wiadomo tylko, czy adresatami takiego marudzenia mieliby być sami śpiewacy, czy Miuosh który za kształt wykonań odpowiadał jako pomysłodawca i dyrektor artystyczny), niemniej słabych wykonów tego wieczoru nie było, choć czasami miałem wrażenie, że niektórzy po prostu śpiewają nie zagłębiając się w sens tekstu. To się zdarza. Niemniej na szczęście obyło się bez udziwniania na siłę i przeinterpretowania, choć oczywiście wszystkie aranże były autorskie, to z zachowaniem  szacunku dla wspaniałych pierwowzorów.
Show ukradła Renata Przemyk, która tego wieczoru wyszła na scenę tylko raz, ale za to jak. Zaśpiewała „Krakowski Spleen”, i słowo „zaśpiewała” nie oddaje tego, co tam się wydarzyło. Tauron Arena odleciała, a po ostatnich akordach zagranych przez orkiestrę ludzkość oszalała i zgotowała Pani Renacie gorące i spontaniczne standing ovation, praktycznie jedyne tego wieczoru. Z podobnie ciepłym, ale jednak mniej intensywnie ciepłym przyjęciem spotkali się Grubson i Kuba Badach. Wyśmienicie i jak zwykle mega energetycznie zaprezentował się Krzysztof Zalewski, od wielu lat klasa sama w sobie. Czegokolwiek się Zalewski nie „chwyci”, robi to dobrze, i tego wieczoru również wzbudził szacunek publiczności oraz mój, nie po raz pierwszy zresztą. Bardzo dobrze pokazał się młodziutki Wiktor Waligóra, zwłaszcza w duecie z Natalią Schroeder, co nie dziwi stałych bywalców festiwalu WODECKI TWIST organizowanego przez Kasię Wodecką-Stubbs, bo ci wokaliści już tam udowodnili, że potrafią godnie wykonać repertuar nieodżałowanego  Mistrza Zbigniewa. Oczywiście w niespełna dwugodzinnym koncercie nie można zawrzeć wszystkiego, co się z Krakowem kojarzy, i wybór twórców, na których skupił się Miuosh jest oczywiście autorski i nie podlega dyskusji, to przyznam, że chętnie usłyszałbym coś z repertuaru Skaldów (z tą orkiestrą to by było monumentalne wykonanie), a zaproszenie na scenę braci Zielińskich byłoby przysłowiową wisienką na torcie. Zwłaszcza że kilka tygodni temu byłem na koncercie Skaldów i niedługo znów ich usłyszę w koncercie „Gwiazdy dla Autyzmu” w Nowohuckim Centrum Kultury, gdzie zagrają z towarzyszeniem wyśmienicie brzmiącej orkiestry Wieniawa, więc jestem przekonany, że jakieś dwa hity z ich repertuaru rozgrzałyby publiczność równie skutecznie, jak to, co zrobiła Renata Przemyk.
Czego zabrakło? Klamry spinającej, w postaci jakiejś ciekawej konferansjerki. Muszę troszkę „ponarzekać”, bo miałem zaszczyt słuchać i Wodeckiego, i Kory oczywiście, i Grechuty na żywo (Zauchy niestety nie zdążyłem), i ci artyści nauczyli nas, że zapowiedź między piosenkami może być ważną i integralną częścią show. Inteligentną, dowcipną, anegdotyczną. Dziś wykonawcy ograniczają się do formuły „halo Kraków zróbcie hałas” i szczerze pisząc, zaczyna to być irytujące, zwłaszcza w spektaklu, który ma być wielkim, jubileuszowym wydarzeniem. Monopol „hałasu pragnących” przełamał jedynie Kuba Badach, który oczywiście znany jest ze swojej gadatliwości (zawsze żartuję, że już przegonił w tym zakresie Królową Urszulę Dudziak), który jak zwykle zadbał o sensowną zapowiedź, zawierającą wzruszającą anegdotę o Wodeckim, i jak zwykle pożartował trochę z kolegów na scenie. I w ten prosty sposób, jakże ułatwiający nawiązanie lepszego kontaktu z dziesięcioma tysiącami słuchaczy na trybunach, pokazał, czego w tym koncercie zabrakło. A i w komentarzach w social mediach często pojawiały się głosy uczestników lekko zawiedzionych tym, że miało to być wydarzenie niecodzienne, specjalne, zaskakujące, zaproszono do niego świetnych muzyków i piosenkarzy, a wyszło na to, że część widzów odebrała to jako – po prostu – koncert. Świetny, ale jednak – po prostu – koncert, gdzie orkiestra gra, a do mikrofonu podchodzą kolejni wokaliści, śpiewają „swoje”, poprawnie, dobrze, bądź znakomicie i…. tyle. A koncert kończy się w odczuciu wielu przedwcześnie, bez bisów i właśnie wspomnianym „Kraków zróbcie hałas” wygłoszonym kilkakrotnie przez dyrektora artystycznego.
No to zrobiliśmy ten hałas, bo jednak koncert był dobry, a przede wszystkim dobrze przygotowany pod względem muzycznym, i rozeszliśmy się do domów. Mając w pamięci koncert udany, ale jednak z poczuciem lekkiego niespełnienia.

Tak czy siak, gratulujemy Tauron Arenie dziesięciu lat pracy. Dzięki temu obiektowi do Krakowa zaczęli przyjeżdżać najwięksi wykonawcy światowego show businessu, odbywają się tu dziesiątki wydarzeń muzycznych co rok, nie wspominając oczywiście o imprezach sportowych czy targach i kongresach. A i teren wokół Tauron Areny żyje – zimą jest tam lodowisko, działa placyk z food-truckami, w lecie odbywają się obok hali koncerty na scenie plenerowej, zaraz za halą zaczyna się piękny park będący jednym z ulubionych miejsc spacerowo-rekreacyjnych dla mieszkańców okolicznych osiedli. Gratulujemy udanej dekady i życzymy kolejnych dziesięcioleci z kalendarzem imprez wypełnionym do ostatniej minuty i publicznością wypełniającą płytę i trybuny do ostatniego fotela.

Prezentujemy garść zdjęć uwieczniających jubileuszowy koncert krakowskiej Tauron-Areny.

Trwa ładowanie zdjęć