FOTORELACJA

Judith Hill zaśpiewała w krakowskim Klubie Studio (Krakowskie Zaduszki Jazzowe) - fotorelacja

28 października 2022 w wypełnionym fanami dobrej muzyki krakowskim klubie Studio zaśpiewała amerykańska śpiewaczka Judith Hill. Koncert był częścią Krakowskich Zaduszek Jazzowych - jednego z dwóch najstarszych festiwali jazzowych na świecie (!), a Judith była anonsowana jako najjaśniejsza gwiazda tegorocznej edycji imprezy.

Judith najszerszą publiczność uzyskała występując u boku Michela Jacksona (duet w "I Just Can't Stop Loving You" podczas jego koncertów This Is It w Londynie), a po nagłej śmierci gwiazdy pop została poproszona o zaśpiewanie podczas uroczystości żałobnych związanych z pochówkiem króla popu. Ale - jak to pięknie powiedziała zapowiadająca koncert Ula Nowak z krakowskiego radia JazzKultura  , mówienie o artystce jedynie w kontekście tego epizodu byłoby dla niej mocno krzywdzące. Dość powiedzieć, że debiutancki album Judith nagrała pod czujnym okiem i przy współudziale instrumentalnym samego Prince'a, a lista muzyków, z którymi Judith kolaborowała jest imponująca.

Oryginalna uroda Judith jest efektem miłości dwojga wyśmienitych muzyków - ciemnoskóry basista Robert Hill grając w 1970 roku w zespole funkowym poznał grającą na klawiszach Japonkę o imieniu Michiko. Ich współpraca ułożyła się świetnie nie tylko na polu zawodowym, bo 14 lat później przyszła na świat ich córka, której dali na imię Judith. genetyka i dobre wychowanie w muzycznym, wielokulturowym domu dało świetne efekty. Mama i tata zadbali również o formalne wykształcenie córeczki, Judith jest absolwentką wydziału kompozycji w kalifornijskim Biola University.

Judith fantastycznie śpiewa, znakomicie akompaniuje sobie na klawiszach, wymiata gitarowe riffy i solówki, a w jej zespole grają obecnie jej rodzice. No i nie jest to żaden nepotyzm. Pan Robert wyśmienicie współtworzył rytmiczno-groove'iącą podstawę wraz z perkusistą Michaelem White, a drobna i niepozorna Michiko ukryta za baterią klawiatur realizowała harmonie i mocarnie wygrywała solówki oraz tematy kolejnych numerów.

Trochę szkoda, że Judith na trasę do Europy zabrała tylko rodziców i kolegę perkusistę, ale wiadomo, że ekonomiczne prawa są nieubłagane. Choć koncert zagrali tylko w klasycznym kwartecie, to była moc i energia najwyższej jakości, pozostaje tylko marzenie, że po raz kolejny wróci do nas z rozbudowanym składem, jaki można obserwować w wielu nagraniach koncertowych dostępnych w Internecie. Tak czy siak, zgromadzona publiczność otrzymała potężną dawkę funkowej jazdy okraszonej nutką uduchowionego bluesa, odrobiną jazzowej ballady, a to wszystko polane sosem o wytrawnym soulowym smaku. Absolutnie genialny śpiew, charakterystyczna gra na gitarze elektrycznej Judith obudowane świetnymi umiejętnościami bardzo doświadczonych muzyków, a wszystko podporządkowane celowi, jakim nie było niechybnie udowodnienie indywidualnej maestrii każdego z muzyków, popisy indywidualne nie były (niestety) zbyt obfite, i wszystko służyło budowaniu całości. A i dłuższe solo perkusyjne takiego mocnego zawodnika, jak Michael White nie zburzyłoby napięcia całości. Wyśmienity koncert, nawet jeśli niezbyt jazzowy - nawiązując do tematyki festiwalu, jakiego był częścią. Niemniej jednak bardzo dobrze, że organizatorzy zdecydowali się na zaproszenie tej piosenkarki, której nazwisko może nie jest tak znane, jak wielu jazzowych gwiazd grających w poprzednich edycjach Krakowskich Zaduszek Jazzowych, ale koncert był tak dobry, że ewentualnym krytykom odebrał argumenty przeciw obecności tego typu wykonawców na tym festiwalu. Szkoda tylko, że publiczność w klubie została "usadzona" na krzesłach. Wulkan dźwięków płynący ze sceny powodował, że chciałoby się pogibać, poskakać, pokręcić bioderkami i klaskać ładnie w stylu "rączki do góry" pod sceną, a nie siedzieć sztywno jak w operze.

Prezentujemy fotorelację z występu Jutith Hill w Krakowie.

Trwa ładowanie zdjęć