FOTORELACJA

Orange Warsaw Festival dzień 3 - fotorelacja

Ostatni dzień Orange Warsaw Festival zdecydowanie upłynął pod hasłem fenomenalnych występów. Kasabian, Limp Bizkit, Bring Me The Horizon, Miles'a Kane'a... Zobaczcie, które koncerty dostarczyły największych emocji!

Otwarcie ostatniego dnia koncertu przypadło grupie Chemia, który powitał gromadzącą się pod Warsaw Stage publiczność.

Następna w kolejce była formacja I Am Giant. Na powitanie muzyków na scenie wybrzmiało bicie dzwonów, a frontman zespołu zszedł do publiczności, żeby przywitać się z fanami i przybić piątki. Nowozelandczycy zamienili scenę w centrum rockowego harmidru, dopełniając swoje show potężnymi gitarowymi tonami i monumentalną grą perkusji, a migające światła oddawały rytm bicia jednego z najgłośniejszych występów festiwalu. Niebywale charyzmatyczny wokalista ubogacał dodatkowo występ swoimi obłędnymi, niemal demonicznymi tańcami. Jednym z najbardziej charakterystycznych momentów były wyciszające przejściówki, po których kompozycje wybuchały z jeszcze większą mocą. Pomimo stosunkowo małej liczby osób pod sceną, zespół oddał fanom całą swoją energię. Mocny wokal i drapieżność zespołu nadały kolorytu temu szalonemu koncertowi. Giganci zaserwowali prawdziwy muzyczny dynamit.

O godz. 18 na scenę główną wkroczył Miles Kane. Artysta określany mianem jednego z najbardziej dynamicznych i twórczych w Wielkiej Brytanii porwał tłum zbierający się pod główną sceną. Soczyste partie gitarowe, zachowanie sceniczne godne rasowego rockmana i konkretna dawka glam – rocka rozbawiły publiczność do tego stopnia, że w górę wzniósł się brokat – pozostałość po odbywającym się dzień wcześniej koncercie Florence & The Machine. Grupa Milesa Kane'a pokazała, że scena jest ich naturalnym środowiskiem, a samemu Kane'owi absolutnie pasuje rola muzycznej gwiazdy. Buchająca ze sceny tak ogromna dawka szaleńczej energii, porwała publikę wciągając ją w czarną dziurę arcy pozytywnego muzycznego chaosu. Wesołą atmosferę dodatkowo podgrzewał sam Miles, który co chwilę zagadywał fanów, a cały zespół bawił się równie dobrze jak rozradowani festiwalowicze. Za każdym razem, kiedy wydawało się, że niespożyta energia osiągnęła apogeum, scena rozbrzmiewała z jeszcze większym entuzjazmem. Chyba nikt nie mógł sobie wymarzyć lepszego otwarcia ostatniego dnia muzycznej imprezy Orange Stage. Wirtuozi gitar dzięki szalonemu show zebrali gromkie brawa, a nieobecni na tym wyśmienitym koncercie z pewnością mają czego żałować.

Z niewiele mniejszym nakładem szaleństwa wystąpiła grupa Bring Me The Horizon. Kiedy muzycy pojawili się na Warsaw Stage, tłum ogarnęła niepohamowana euforia. Zaraz po wyjściu na scenę wokalista wskoczył w tłum i rozpoczął koncert stojąc na barierkach. Występ Brytyjczyków to żywioł nie do opanowania. Niesamowita dzikość i porażająca moc brzmienia metalcore, moshpit, piekielnie dobra zabawa – tak w skrócie można określić to , co działo się na mniejszej scenie.

Tymczasem na Orange Stage niecierpliwie oczekiwano grupy The 1975. Kwartet z Manchesteru grający indie z domieszką art – popu od początku rozkochał w sobie publiczność. Lekkie, beztroskie tony popowo – rockowe brzmienia przyjemnie zabawiały fanów The 1975. Niesamowitego uroku występowi dodaje postawa frontmana – który z pozoru stonowany, wskakuje na perkusję lub z papierosem w ustach i winem w ręce nonszalancko zagaduje słuchaczy. Dodatkowy aranż saksofonów i świetnie wkomponowane efekty świetlne podkreśliły ten długo wyczekiwany koncert.

Po koncercie The 1975 przyszedł czas na występ jednego z głównych headlinerów tegorocznej edycji Orange Warsaw Festival. Kiedy ok godz 21 na scenę główną wkroczył zespół Kasabian, aplauz publiczności sięgnął zenitu. Muzycy z charakterystycznym sobie luzem zaczęli zniewalające show. Począwszy od Bumblebee, kiedy już podczas pierwszych dźwięków zaintonowano 'jump,jump', publika znalazła się w prawdziwej, rockowej ekstazie. Przez Stadion Narodowy przetoczyło się energetyczne tsunami i porwało wszystkich w wir rewelacyjnej zabawy. Kasabian zaprezentowali gigantyczną porcję muzycznego temperamentu. Przy sztandarowych utworach formacji, takich jak Shoot The Runner, Empire, Days Are Forgotten czy Fire nie zabrakło oczywiście najnowszych hymnów jak Eez – eh oraz covera grupy Fatboy Slim pt Praise You. Mimo kłopotów z nagłośnieniem na Orange Stage, potęga Kasabian tkwi w odbiorze na żywo, którego brzmienie jest o niebo lepsze niż wersje studyjne i panowie dali temu wyraz. Zespół pożegnał tysiące fanów fragmentem zaśpiewanego a capella utworu All You Need Is Love.

Kiedy koncert Kasabian dobiegał końca, na Warsaw Stage rozpoczynał się występ Limp Bizkit. Muzycy z Fredem Durstem na czele przygotowali fanom prawdziwie wściekłą imprezą i nieokiełznane wariactwo. Frontman wielokrotnie wybiegał pod scenę, wskakiwał w tłum i bawił się przy publiczności. Mimo swojego stażu, rapcore i nu metal w wykonaniu Amerykanów jest wciąż absolutnie nie do pokonania.

W tym samym czasie powoli zapełniała się płyta sceny głównej festiwalu przed koncertem Outkast. Kiedy Andre 3000 i Big Boi wkroczyli na scenę, krzykom i oklaskom nie było końca. Stadion rozświetlił się wizualizacjami i rozbrzmiał hiphopowymi rytmami. Męskie wokale uzupełnione silnym, kobiecym chórkiem, akompaniament trąbek i perkusji, częste okrzyki 'Poooland', dwóch szalejących frontmanów, pompki na scenie, Hey Ya zagrane w towarzystwie fanekTo wszystko zaowocowało wyborną zabawą.

Ostatni występ ostatniego dnia należał do Davida Guetta i fanów muzyki house, electro i dance. Na scenie stanął wielki podest, poustawiano dodatkowe ekrany i od pierwszej chwili dj'skiego setu tysiące ludzi ruszyło w rytm elektronicznych tonów. Niezwykła feeria świateł, nieskończoność laserów, wybuchy ognia, mnogość konfetti i dymów, świetna interakcja to tylko nieliczne z barwnych elementów występu Davida. Cały stadion bawił się przy aranżu piosenek m.in. I'm Addicted To You (Avicii ft Audra Mae), Under Control (Calvin Harris, Alesso, Hurts), I Love It (Icona Pop) czy Smack My Bitch Up (The Prodigy). David Guetta w wielkim stylu zamknął tegoroczną edycję Orange Warsaw Festival. Edycję, która z pewnością przejdzie do historii polskich festiwalu muzycznych.

3 dni, 2 sceny, 30 artystów, kilkadziesiąt tysięcy fanów każdego dnia. Pozostaje tylko czekać na ogłoszenia kolejnej edycji, a sądząc po formacie OWF 2014 organizatorzy z pewnością nas nie zawiodą.

Redakcja: Barbara Sękowska

Trwa ładowanie zdjęć