RECENZJA

Lady Antebellum - Need You Know

need_you_know

Pretekst jest dobry by pisać o tym albumie, bo okazał się jednym z wielkich zwycięzców na 53 rozdaniu nagród Grammy. Nie powinno to jednak nikogo zaskoczyć, bo rynek country w Stanach Zjednoczonych jest potężny i będzie taki aż do ostatnich dni tego kraju. Jak silny jest wystarczy sobie spojrzeć na sprzedaż płyt Gartha Brooksa w latach 90-tych - 4 z jego płyt przekroczyły 10 milionów sprzedanych egzemplarzy, co oznacza status diamentowej płyty. Takim wynikiem mogą się jedynie poszczycić The Beatles i Led Zeppelin. W czasach, gdy płyty znanych artystów ledwo co osiągają milion sprzedanych płyt, drugi album tria Lady Antebellum sprzedaje się w 3 milionach. Przyczyn należy szukać nie tylko w tradycji tej muzyki, silnej roli radia, jakie odgrywa format country w Stanach, ale w samym środowisku słuchaczy - są to osoby zazwyczaj starsze, o bardziej konserwatywnych gustach. Nie muszą ściągać płyt z internetu, bo stać ich na zakup. "Need You Know" jest idealną płytą właśnie dla takich osób.

Perfekcyjnie poprawna produkcja - to się może nasunąć przy słuchaniu "Need You Now". Gitary, banjo, skrzypce, fortepian, smyczki, gdzieniegdzie subtelnie wpleciony automat perkusyjny - wszystko tutaj jest nagrane podręcznikowo, do bólu wypolerowane. Dlatego płyta jest ładna, ale nudna i bez większego życia. Wyraziste głosy Charlesa Kelleya i Hillary Scott dobrze się ze sobą uzupełniają, ale nie powinno to dziwić, bo płyty country zawsze słynęły z tego, że są profesjonalnie, bez zarzutu zaśpiewane. Układ jest bardzo prosty - dominują ballady w średnim tempie, na przemian przerywane bardziej przebojowymi, singlowymi utworami, które niczym się nie różnią od dziesiątek podobnych sobie produkcji - zazwyczaj różnicę można zanotować w kategorii kto ma silniej uwypukloną melodię, bardziej nachalną. I wielki hit tej płyty - tytułowy "Need You Know" właśnie ma najsilniejszą, najbardziej zapadającą w pamięć. W "Our Kind Of Love", "Love This Pain" czy "Stars Tonight" trio wchodzi śmielej w klimaty rockowe, z czego pierwszy z wymienionych utworów ma nawet soczystą solówkę gitarową! To za mało jednak, żeby przyspieszyć krążenie krwi w moich żyłach. Za dużo miodu w okół, a zdecydowanie za mało pieprzu.

Jest to muzyka country w wydaniu mainstreamowym, z domieszką muzyki środka - mniej więcej idealna ilustracja brzmienia Nashville. Jeżeli komuś odpowiada tego typu styl, to znajdzie tutaj wiele dla siebie. Niestety bliżej tej muzyce do ugładzonej Taylor Swift i późniejszego, balladowego Bon Jovi niż do zadziornej kobiety z krwi i kości, jaką jest Miranda Lambert. Jeżeli najlepszą stroną płyty jest sama produkcja, a nie same utwory, to za mało by mnie przekonać do ponownego sięgania po nią.
4/10

author

Kamil Dachnij

 23.02.2011  
Trwa ładowanie zdjęć